pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANNE MARIE WINSTONŻona potrzebna od zarazROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Tannis Carlson uchyliła drzwi prowadzące do piwnicy i przystanęła na betonowym chodniku. Brrr! Piętnaście stopni to dość wysoka temperatura jak na styczeń w Wirginii, lecz osoba paradująca jedynie w ręczniku na gołym ciele przyjmuje taką aurę bez entuzjazmu. Niestety, byli właściciele domu kupionego przed siedmiu laty umieścili wAnne do masażu wodnego i gorących kąpieli na zewnątrz, nie zaś w obszernej piwnicy. Trzeba się było zahartować.

Tannis odważnie wyszła do ogrodu. Zerknęła na sąsiednią posesję, by sprawdzić, czy może się rozebrać bez świadków. Uniosła wieko ogromnej wanny, spod którego buchnęła obficie para niknąca szybko w chłodnym powietrzu. Drzewa otaczające niewielkie podwórko, a także wysoki drewniany płot, chroniły ją przed spojrzeniami ciekawskich sąsiadów… a raczej sąsiada. Tom… Nie! Dość rozmyślań. Trzeba z tym skończyć raz na zawsze.

Rzuciła ręcznik na ogrodowe krzesło i szybko wspięła się po drewnianych schodkach. Przystanęła na chwilę, by sprawdzić czubkami palców temperaturę wody, a potem zanurzyła się w parującej kąpieli.

Oho, trochę przesadziła z tym ciepłem! Poderwała się, wskoczyła na obramowanie wanny i zerknęła na termometr. Czterdzieści stopni. Woda nie była wcale zbyt gorąca. Tannis wolniutko zanurzyła się po raz drugi. Postanowiła nie włączać sprężarki tłoczącej powietrzne bąbelki. Lubiła pławić się w ciepłej wodzie i leniwie rozmyślać o niebieskich migdałach. Temperatura kąpieli była w sam raz.

Cudownie! Tannis zanurzyła się jeszcze głębiej. Zmartwienia długiego szkolnego dnia z wolna traciły znaczenie. Niestety, Tannis miała również takie problemy, z którymi o wiele trudniej się było uporać. Mimo woli zastanawiała się niemal bez przerwy, jak zarobić dość pieniędzy, by uniknąć sprzedaży ukochanego domu i opłacić pensjonat, w którym przebywała matka. Czemu tego rodzaju usługi muszą być horrendalnie drogie? Dlaczego nauczycielska pensja nie wystarcza na opędzenie podstawowych potrzeb?

Czas spojrzeć prawdzie w oczy, Tannis Anne, westchnęła w głębi ducha. Musisz podjąć dodatkową pracę. To będzie ciężka, fizyczna harówka. Na myśl o tym ogarnęła ją rozpacz. Codzienne lekcje w sali, gdzie roiło się od pełnych energii czwartoklasistów, to ciężki kawałek chleba – nawet dla nauczyciela kochającego swój zawód. Trudno będzie stawić czoło nowemu wyzwaniu, ale praca na dwóch etatach okazała się koniecznością. Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Tannis nie miała żadnego wyboru. Poza dyplomem nauczycielskim nie zdobyła dodatkowych, bardziej popłatnych kwalifikacji. Mogłaby, rzecz jasna, dawać korepetycje, ale to dorywcze zajęcie.

Postanowiła złożyć podania o pracę w miejscowych magazynach. Miała nadzieję, że przy odrobinie szczęścia znajdzie posadę urzędniczki; mogłaby pracować popołudniami oraz w sobotę i niedzielę. Kto wie, czy jakiś bank nie zatrudni jej w charakterze kasjerki…

– Ale ci dobrze!

Tannis drgnęła jak oparzona i omal nie krzyknęła, ale natychmiast rozpoznała głęboki, przyjemny głos sąsiada, Toma Hayesa. Zdawała sobie sprawę, że świadomość i pamięć niewiele tu znaczyły. Tajemniczy szósty zmysł sprawił, że całym ciałem zareagowała od razu na jego nadejście. Zawsze i wszędzie wyczuwała mimo woli obecność tego mężczyzny. Po chwili serce, które przez jakiś czas kołatało niespokojnie, odnalazło zwykły rytm, lecz Tannis nadal czuła, że cała drży z przejęcia i podniecenia.

– Tom, ty łobuzie! Dostanę przez ciebie ataku serca. – Brakło jej tchu nie tylko dlatego, że była wystraszona. Miała nadzieję, że mężczyzna niczego się nie domyślił. – Jak śmiesz się tu zakradać?

– Chciałbym z tobą porozmawiać – oznajmił sąsiad, nie próbując się usprawiedliwić. – Dzwoniłem, ale nie podnosiłaś słuchawki. Gdy zobaczyłem twój samochód, ucieszyłem się, że wróciłaś do domu. Amy zdradziła mi, że kąpiesz się często wieczorami, a więc postanowiłem wpaść na chwilę.

– Dzieci już śpią? – Tannis zmrużyła oczy, by lepiej widzieć Toma w kłębach pary unoszącej się znad wanny. Stał przy schodkach z nogą opartą na stopniu i łokciem na kolanie. Był ubrany w dżinsy, ciepłą marynarkę zarzuconą na ramiona i flanelową koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Zza jej rozchylonych brzegów wyglądały ciemne włosy porastające szeroki tors. Wystarczyło jedno spojrzenie, by Tannis poczuła znajomy ucisk w okolicach żołądka. Nie podniecaj się tak, Tannis Anne, powtarzała w duchu. To nie jest mężczyzna dla ciebie.

Jasne. Nie powinna robić sobie żadnych nadziei. Niestety, wciąż pamiętała, jak się całowali do utraty tchu na ciemnej werandzie. Zniecierpliwiona, próbowała odsunąć natarczywe wspomnienie. Tamten pocałunek był głupim wybrykiem. Od czterech lat żałowała swego postępku.

W głębi serca przyznała uczciwie, że podczas spotkań z Tomem Hayesem z trudem panuje nad sobą. Tak było od chwili, gdy ujrzała po raz pierwszy męża swojej przyjaciółki Mary. Zdawkowy powitalny uścisk dłoni Toma przyprawił Tannis o silny dreszcz; poczuła, że cierpnie jej skóra na całym ciele. Zastanawiała się, dlaczego ten jeden jedyny mężczyzna działa na nią w ten sposób.

Sąsiad Tannis wcale nie był urodziwy; nie przypominał wyśnionego księcia z bajki. Ostre rysy twarzy miały w sobie tyle ciepła i uroku, co granitowe urwiska, lecz zniewalająca silą, którą emanował ten potężnie zbudowany mężczyzna, przyciągała młodą kobietę niczym magnes. Naprawdę piękne były tylko jasnozielone oczy Toma. Gdy się złościł, nabierały szmaragdowego odcienia, natomiast kiedy był w dobrym humorze, lśniły w nich złociste iskierki. Ilekroć zapominał o kłopotach i wybuchał śmiechem, jego surową twarz opromieniał męski urok i chłopięcy wdzięk. W takiej chwili żadna kobieta nie była w stanie mu się oprzeć.

Na szczęście dla Tannis rzadko bywał pogodny i roześmiany. Po śmierci żony, która przed trzema laty umarła na raka, stał się prawdziwym ponurakiem. W oczach sąsiadki pozostał jednak wyjątkowo przystojnym mężczyzną.

– Tak, dzieci już śpią. – Głos Toma przerwał rozmyślania Tannis i sprawił, że natychmiast przypomniała sobie, o co pytała.

Mężczyzna zamilkł.

– Co masz mi do powiedzenia? – rzuciła po chwili.

– Jebbie twierdzi, że zabrakło ci pieniędzy na naprawę samochodu.

Tannis oniemiała, usłyszawszy tę uwagę. Widoczne zza obłoku pary jasnozielone oczy wpatrywały się w nią tak intensywnie, jakby mogły czytać w myślach.

– Jebbie ma za długi język – mruknęła Tannis. Postanowiła odtąd nie rozmawiać o swoich sprawach w obecności wścibskiego sześciolatka. – Moje kłopoty finansowe nie powinny cię obchodzić. Nawiasem mówiąc, możesz uspokoić syna. Auto jest już naprawione. Miałam kłopoty z gaźnikiem.

– Skąd Jebbie wie, że zabrakło ci pieniędzy na tę naprawę?

– Na pewno dowiedział się przypadkowo. – Tannis westchnęła ciężko. Tom był uparty i dociekliwy. – Musiał słyszeć jakąś rozmowę telefoniczną. Na szczęście w porę zdobyłam pieniądze. Wróćmy do tematu. Czemu zawdzięczam twoją niespodziewaną wizytę?

– Chcę zaproponować ci pracę.

Domyśliła się od razu, co to za oferta. Zapewne chodzi o dwójkę dzieci osieroconych przez Mary.

Mary… Natychmiast przypomniała sobie ostatnią prośbę umierającej przyjaciółki. Ich rozmowa miała dramatyczny przebieg.

– Tannis… możesz mi coś obiecać? – zapytała chora słabym głosem. W ostatnich dniach życia bardzo cierpiała.

– Wiesz, że w każdej sytuacji możesz na mnie liczyć. Słucham.

– Pomóż Tomowi wychować Amy i Jebbie'ego. Sam nie da sobie rady.

Tannis z trudem wykrztusiła obietnicę. Miała ściśnięte gardło. Mary była taka dobra i wyrozumiała. Tannis czuła, że nie zachowała się wobec niej lojalnie. Gotowa była wiele poświęcić, byle tylko cofnąć czas i wymazać z przeszłości tamten nieszczęsny pocałunek!

Tydzień po owej rozmowie Mary umarła.

Tom nie przyjął żadnej pomocy. Twierdził uparcie, że doskonale sobie poradzi. Był tak oschły, że Tannis poczuła się dotknięta. Długo było jej przykro z tego powodu.

– Czyżbyś zapomniał, że pracuję w szkole, Tom? – rzuciła nieufnie, odpowiadając na pytanie sąsiada. – Czy twoim zdaniem powinnam rzucić tę posadę?

– Wykluczone! Mam na myśli dodatkową pracę, którą można pogodzić z nauczaniem.

– A konkretnie?

– Pani Cutter oznajmiła dziś, że odchodzi z końcem miesiąca – odparł wykrętnie Tom. Miał na myśli kobietę, która od śmierci Mary codziennie wyprawiała dzieci do szkoły i opiekowała się nimi po lekcjach.

– Fatalnie. Dzieci bardzo ją lubią.

– Owszem. – Tom wszedł na drugi schodek i stanął bliżej wanny. Tannis zanurzyła się nieco głębiej. – Zastanawiałem się, czy nie mogłabyś opiekować się moimi pociechami. One cię uwielbiają. Płaciłbym ci taką samą pensję, jaką dostaje pani Cutter. Poświęcałabyś dzieciakom najwyżej trzy godziny dziennie.

Ta propozycja miała swoje dobre strony. Tom był prawnikiem; jako notariusz pracował w stałych godzinach. Czasami skarżył się, że wybrał okropnie nudną specjalność; wciąż tylko akty własności i testamenty. Tannis, rzecz jasna, nie mogła przyjąć do wiadomości takiej opinii. Wszystko, co dotyczyło tego niezwykłego mężczyzny, wydawało się jej intrygujące. Tak czy inaczej, było rzeczą niemal pewną, że o piątej Tom wraca do domu. Wieczory miałaby wolne.

– Muszę to przemyśleć – odparła.

Tom mruknął coś z irytacją. Najwyraźniej oczekiwał, że sąsiadka bez wahania przyjmie jego ofertę.

– Zdążysz to rozważyć do soboty?

Tannis chętnie przystała na takie rozwiązanie. Skinęła głową. Tom odzyskał dobry humor.

– Doskonale. Może przyjdziesz do nas na kolację? Dzieci od dawna błagają, żebym cię zaprosił. Porozmawiamy spokojnie, gdy pójdą spać.

– Zgoda. Co mam przynieść? – spytała, dokładając starań, by jej słowa brzmiały pogodnie i uprzejmie.

– Nic. Sam przygotuję kolację. Czekamy o piątej.

Odwrócił się i odszedł. Tannis znowu powróciła myślami do przeszłości. Wyraźnie stanęło jej przed oczyma wspomnienie nieszczęsnego wieczoru sprzed czterech lat. Wszystko zdarzyło się wkrótce po tym, jak Mary zachorowała. Pewnego dnia Tom pokłócił się z żoną. Tannis nie wiedziała, co było powodem sprzeczki. Gdy Mary poprosiła ją o popilnowanie dzieci, zgodziła się od razu. Jebbie miał wtedy dwa lata; Amy była w drugiej klasie. Mary oznajmiła, że musi porozmawiać z Tomem w cztery oczy.

Małżonkowie poszli do kina i na kolację. Tannis spędziła wieczór w ich domu, zajmując się maluchami. Tom i Mary wrócili około jedenastej. Tannis zaprotestowała, gdy mąż przyjaciółki postanowił ją odprowadzić. Miała do przejścia zaledwie kilkadziesiąt metrów, ale był nieugięty. Gdy znaleźli się na werandzie, długo milczał, stojąc bez ruchu.

– Jak minął wieczór? – zapytała uprzejmie, by wyrwać go z zamyślenia.

– Nie był udany, jeśli mam być szczery.

Tannis nie pytała o szczegóły. Nie interesowały jej małżeńskie kłopoty sąsiadów.

– Kłóciliśmy się… Chodzi o to, że mamy odmienne zdanie co do rodzaju terapii, jaki powinna wybrać moja żona – oznajmił po chwili Tom. Odwrócił się do Tannis plecami i wcisnął ręce w kieszenie. Długo milczał, a potem westchnął głęboko. – Boże, tak strasznie się boję. Jak mam bez niej żyć? Jeśli umrze…

– Nic nie mów. – Pod wpływem nagłego impulsu objęła mężczyznę współczującym gestem i położyła dłoń na jego ustach. – Nie wywołuj wilka z lasu. Za wcześnie na takie przypuszczenia. Lekarz na pewno ją przekona.

Tom wolno położył ręce na ramionach Tannis i powiedział:

– Proszę, pomóż mi. Potrzebuję cię.

Objął ją mocniej i przyciągnął do siebie. Czuła, że jej serce zaczyna szybciej bić, ale nie była zaniepokojona. Sądziła, że Tom pragnie współczucia i pociechy, którą mogła mu ofiarować. Nie protestowała, gdy przytulił ją.

– Już dobrze, Tom. Wiem, co… – Niespodziewanie poczuła usta mężczyzny na swoich wargach. Ogarnął ją żar, jakby dotknęła płomienia i nie doznała bólu. Próbowała się wyrwać, ale uścisk był zbyt silny. Nagle straciła panowanie nad sobą i posłusznie rozchyliła wargi. Wsunęła palce we włosy Toma, który jęknął i objął ją z całej siły. Poczuła śmiałą pieszczotę natarczywego języka.

Jak długo trwał ten namiętny, zachłanny pocałunek? Nie miała pojęcia. Za krótko. Zbyt długo.

Wreszcie odezwało się poczucie winy. Jakiś wewnętrzny głos huczał jej w uszach.

Przecież to mąż twojej najlepszej przyjaciółki!

Pragnęła ulec temu mężczyźnie, lecz wzięła się w garść i odepchnęła go.

– Co my robimy, Tom? – szepnęła bez tchu. To wystarczyło, by odzyskał panowanie nad sobą. Nagle znieruchomiał, ale nie wypuścił jej z objęć. Po chwili odezwała się znowu: – Tom, bardzo mi się podobasz, ale oboje jesteśmy przywiązani do Mary i nie chcemy jej zranić.

– Masz rację. – Tom zbliżył czoło do jej twarzy. – Nie wiem, co mnie napadło.

– Pełnia księżyca robi z ludzi szaleńców – odparła, próbując wszystko obrócić w żart. – To miał być przyjacielski uścisk. Chyba trochę przesadziliśmy. Puść mnie i zapomnijmy raz na zawsze o całej sprawie. – Tom skinął głową, lecz nie wypuścił jej z objęć.

W końcu Tannis odepchnęła go delikatnie. Cofnął się i westchnął głęboko.

– Ach, Tannis, jesteś wspaniała. Mary i ja zawsze możemy na ciebie liczyć. Nigdy nas nie zawiedziesz. Dzięki, że uratowałaś szaleńca przed jego własną głupotą.

Żadne z nich przez długie cztery lata nie wspomniało ani słowem o tamtym incydencie. Tannis nigdy nie wątpiła, że Tom naprawdę kochał Mary. Gdy żona całkiem opadła z sił, otoczył ją czułą opieką i całymi dniami przesiadywał w sypialni przy łóżku chorej.

 

 

Tannis powoli wracała do rzeczywistości. Tom odszedł. Jego sąsiadka zanurzona po szyję w gorącej wodzie daremnie próbowała się odprężyć. Wieczorna kąpiel straciła dla niej cały urok. Mamrocząc coś ze złością, sięgnęła po ręcznik, wyszła z wanny i pobiegła w stronę drzwi do piwnicy. Zmierzyła krytycznym spojrzeniem kosz wypełniony po brzegi rzeczami do prania, stosy dekoracji świątecznych, narzędzi oraz innych użytecznych drobiazgów. Jeremy na pewno wykorzystałby ten widok jako pretekst do jednej ze słynnych pogadanek o powinnościach skrzętnej pani domu.

Dla niego każda sposobność była dobra, by udzielić ukochanej żonie napomnienia i skarcić niepoprawną bałaganiarę, przyznała w duchu Tannis. Bałagan bałaganem, lecz właścicielka tego kramu z różnościami świetnie orientowała się w pozornym chaosie i potrafiła bez trudu odnaleźć każdy przedmiot. Podłoga też była dość czysta, bo Tannis raz w tygodniu odkurzała piwnicę. Przed kilku laty postanowiła raz na zawsze, że nie dopuści, by ktokolwiek zatruwał jej życie nadmiernymi wymaganiami.

Tysiące razy powracała myślą do tamtych dni, gdy była młoda i zakochana po uszy. Naprawdę uwielbiała Jeremy'ego. Pewnie dlatego tak się przejmowała jego napomnieniami i wiecznym marudzeniem, że w domu panuje bałagan. Urabiała sobie ręce po łokcie, pragnąc zasłużyć na pochwałę, ale mąż dostrzegał same niedociągnięcia. Wiele czasu upłynęło, nim Tannis przysięgła sobie w końcu, że prędzej umrze, niż pozwoli kolejnemu mężczyźnie, by odebrał jej wiarę w siebie.

W sobotnie popołudnie Tannis zapukała do drzwi sąsiedniego domu. Otworzyła jej Amy.

– Cześć, Tannis!

Młoda kobieta zachichotała mimo woli. To było silniejsze od niej. Widok był porażający. Miała przed sobą modnie ubraną dwunastolatkę w kusej dżinsowej spódniczce, ledwie wystającej spod ogromnej, wściekle różowej bluzy o przydługich rękawach. Szczuplutkie nogi dziewczynki opięte były leginsami z różowej koronki, a grube bawełniane skarpety układały się wokół kostek w malownicze obwarzanki. Całości dopełniały tenisówki i koński ogon związany nylonowym szalem.

– Cześć, Amy. Wyglądasz interesująco – rzuciła z przekąsem.

Dziewczynka nie wyczuła sarkazmu w jej głosie.

– Dzięki. Tata powiedział, że spódnica jest za krótka, ale czy mężczyzna jest w stanie to ocenić? Jak uważasz? Za krótka? – Amy spojrzała wyczekująco na sąsiadkę i przechyliła głowę na bok.

– Myślę, że dla dwunastolatki jest w sam raz, lecz gdybyś była starsza o rok lub dwa, chyba przyznałabym rację tacie.

– Naprawdę? – Amy posmutniała.

– Doskonale wyglądasz w mini, zwłaszcza że masz długie nogi jak twoja mama, ale gdy podrośniesz i chłopcy zaczną się na ciebie gapić, powinnaś bardziej uważać na to, jak się prezentujesz i co masz na sobie.

– Chodzi o to, żeby ich nie prowokować strojem i zachowaniem? – rzuciła domyślnie Amy. Tannis skinęła głową.

Nagle w drzwiach stanął Tom. Miał dziwny wyraz twarzy. Nie był zły. Przypominał raczej winowajcę. Tannis pomyślała, że wygląda jak Jebbie, który pewnego dnia zjadł wszystkie ciastka przygotowane z okazji szkolnego zebrania rodziców i nauczycieli, a potem okropnie się rozchorował. Nie było czasu na dalsze porównania. Tannis musiała się przywitać z sąsiadem.

– Dzięki, że to powiedziałaś – rzucił ponuro Tom. – Próbowałem wyjaśnić Amy, o co mi chodzi, ale rozsądne słowa brzmią inaczej w ustach ojca uważanego za starego nudziarza.

– Tata nieustannie krytykuje mój styl ubierania.

Tannis obserwowała z niedowierzaniem wykrzywione złością rysy twarzy urodziwej dziewczynki. Nie wiedziała, jak zareagować. Niespodziewanie wyszło na jaw, że upodobania nastolatek w dziedzinie mody to drażliwy temat, który nie nadaje się do towarzyskiej konwersacji.

– To normalne, że ojcowie zamartwiają się o swoje córki. Czasami rodzice nie potrafią jasno wyrazić, co im leży na sercu.

Amy westchnęła demonstracyjnie i energicznie pokiwała głową, aż podskoczyła brązowa kitka na czubku głowy.

– Jeśli tak jest, to mój tata powinien zdobyć w tej dziedzinie złoty medal. Ciągle tylko marudzi. Mama na pewno nie krytykowałaby moich ciuchów. Pozwoliłaby mi nosić wszystko, na co mam ochotę.

Tom rozumiał, co knuje jego sprytna córeczka, ale zachował spokój.

– Nie wymądrzaj się, Amy. Możesz się ze mną spierać, ale nie rób tego przy gościu.

Skarcona dziewczynka poczerwieniała na twarzy, odwróciła się i pomknęła ku schodom.

– Jak możesz! Nie jestem małym dzieckiem! – krzyknęła na odchodnym. Wbiegła na piętro; po chwili rozległo się głośne trzaśnięcie drzwiami. Tannis obserwowała tę rodzinną scenkę rozszerzonymi ze zdumienia oczyma. Wielkie nieba! Nigdy nie przypuszczała, że Amy może się tak zachować.

– Ale kompromitacja – westchnął Tom, spuszczając wzrok. Po chwili uniósł głowę i popatrzył na sąsiadkę pociemniałymi z żalu oczyma. – Wejdź i rozgość się. Nie będę ukrywał, że takie utarczki zdarzają się niemal codziennie.

– Nie zazdroszczę ci. Niestety, z każdym rokiem będzie gorzej. Dobrze pamiętam moje szczenięce lata – oznajmiła żartobliwym tonem, gdy szli korytarzem w stronę kuchni i pokoju dziennego.

– Czy to oznacza, że wszystkie młode pannice tak się zachowują, kiedy zaczynają dorastać? Dzięki Bogu, że chłopcy reagują inaczej. Nie sądzę, abym potrafił stawić czoło dwóm córkom.

– Gdzie jest Jebbie? – Tannis postanowiła zmienić temat.

– Sue Sanderston z sąsiedniej ulicy zawiozła go na basen. Jej syn Miles i Jebbie chodzą do tej samej klasy.

– Znam Sanderstonów. Sympatyczna rodzina.

– Miło mi to słyszeć – rzucił z ulgą Tom. – A co sądzisz o rodzicach Charliego Swansona? Mały już dwukrotnie zapraszał Jebbie'ego do siebie, ale jego rodzice w ogóle się do mnie nie odezwali. Postanowiłem cię wypytać, co to za ludzie. Na pewno widujesz w szkole tego chłopca i coś o nim wiesz.

– Swanson jest rozrabiaką, ale nie wykluczam, że dobry z niego dzieciak. Niestety, słyszałam to i owo o jego rodzicach. Na twoim miejscu poważni? bym się zastanowiła, czy takie środowisko jest odpowiednie dla Jebbie'ego. Lepiej niech zaprosi kolegę do domu.

Podczas rozmowy Tannis sięgnęła po talerze i serwetki leżące na szafce. Zaczęła nakrywać do stołu. Tom milczał. Odwróciła się pospiesznie. Stał przy kredensie mocno wsparty rękoma o blat, jakby zabrakło mu sił. Czołem przywarł do kuchennej szafki. Oczy miał zamknięte. Tannis była przerażona.

– Co się stało? – spytała niespokojnie.

ROZDZIAŁ DRUGI

 

– Wychowywanie dzieci w pojedynkę to ogromnie wyczerpujące zajęcie – westchnął ciężko Tom.

Jego uwaga dotyczyła Jebbie'ego, ale niewątpliwie myślał także o Amy. Dziewczynka uciekła do swego pokoju, lecz na dole wciąż wyczuwało się napiętą atmosferę. Tannis była ogromnie zaniepokojona niedawną utarczką, chociaż nie dała tego po sobie poznać.

– Domyślam się, że trudno ci decydować samemu o wszystkim, co dotyczy Amy, zwłaszcza jeśli mała się buntuje, ale przypomnij sobie, co przeżywałeś, będąc w jej wieku.

– Amy była do niedawna miłą, posłuszną dziewczynką. – Palce Toma zacisnęły się jeszcze mocniej na kuchennym blacie. – Nagle stała się taka obca. Nie mam pojęcia, jak z rozmawiać z własną córką. Co się z nią dzieje?

Głos mężczyzny przepojony był zmartwieniem. Tannis nie zamierzała się wtrącać w domowe sprawy Toma, ale było jej go żal, więc podeszła i ze współczuciem pogłaskała zgnębionego ojca po ramieniu. Ten niewinny gest natychmiast przyprawił ją o zmysłowy dreszcz. Szybko cofnęła rękę, jakby się sparzyła. Z trudem znalazła odpowiedź na pytanie.

– Wszystkie nastolatki tak się zachowują, a zatem…

– Amy ma zaledwie dwanaście lat! – krzyknął Tom. W ogóle nie zareagował na jej dotyk. – Dopomina się o cienkie pończochy i szminkę. Gdyby się nie wstydziła, na pewno zażądałaby biustonosza. To ponad moje siły! Czy do ojcowskich obowiązków należy wyjaśnianie, jak radzić sobie z owłosionymi nogami? – Tom spojrzał z irytacją na sąsiadkę.

Tannis uśmiechnęła się, chociaż mężczyzna sprawiał wrażenie głęboko przejętego własnymi kłopotami. Współczująco popatrzyła mu w oczy.

– Czy zgodzisz się, żebym ci pomogła uporać się z tymi problemami? Chętnie zabiorę Amy do sklepu i kupię jej ładną bieliznę oraz inne damskie fatałaszki. Jeśli pozwolisz, żeby u mnie przenocowała, nauczę ją golić nogi. Będziesz miał gwarancję, że obejdzie się bez rozlewu krwi podczas…

Tom nie odrywał wzroku od Tannis. W końcu spostrzegła, że spogląda na jej usta, i zamilkła w pół słowa. Rozmowa, którą prowadzili, stała się nagle ogromnie krępująca. Czyżby Tom doszukiwał się w niewinnej propozycji ukrytych podtekstów? Odchrząknęła i zaproponowała nieśmiało:

– Może dokończę nakrywać do stołu? Po zapachu poznaję, że kolacja jest prawie gotowa.

Tom zamrugał powiekami i wrócił do rzeczywistości. Najwyraźniej był zakłopotany szczerością okazaną w niedawnej rozmowie.

– Amy się tym zajmie. Jesteś naszym gościem.

– Chętnie pomogę… – zaczęła Tannis, wzruszając ramionami, ale Tom był już przy schodach.

– Amy, proszę zejść i nakryć do stołu. – Minęło kilka minut, nim dziewczynka pojawiła się na dole. Powitała Tannis promiennym uśmiechem. Nie zwracając uwagi na ojca, sięgnęła do szuflady po sztućce i resztę zastawy.

Tannis obdarzyła ją spojrzeniem pełnym wdzięczności i ciepła. Nie znosiła kłótni. Wszelkie awantury, nawet jeśli nie dotyczyły jej osobiście, powodowały, że czuła się winna i zakłopotana.

– Jak sobie radzisz w szkole, Amy? Dobrze zaczęłaś rok? Cieszę się, że twoją wychowawczynią została pani McCann.

– Szkoła jest fajna. – Amy energicznie potrząsnęła końskim ogonem i podeszła do stołu. – Niestety, pan Sykes to okropny nudziarz. Codziennie przychodzi do pracy w krawacie! Co za szczęście, że nie został naszym wychowawcą.

Tannis o mało nie zaczęła chichotać na samą myśl o statecznym matematyku. Z trudem zdobyła się na łagodny, wyrozumiały uśmiech.

– Nadal uczysz się grać na pianinie? Chętnie posłuchałabym jakiegoś utworu.

– Owszem, wciąż gram. – Ku rozczarowaniu Tannis rysy dziewczynki znowu wykrzywiła złość. – Wcale nie mam na to ochoty. Te lekcje są okropnie… monotonne. Chyba wiesz, co mam na myśli. – Nie uszło uwagi Tannis, że Amy zmierzyła ojca nieprzyjaznym spojrzeniem. Postanowiła ratować sytuację.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl