pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANNETTE BROADRICK
Ukochany
z gór
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Betty Abbott przestała na moment polerować blat ba­
ru „W Suchym Wąwozie". Pochyliła się do przodu
i zmrużyła oczy, by lepiej widzieć przez pokrytą ku­
rzem, zszarzałą szybę. W oddali przemieszczał się jakiś
kształt, a nie był to częsty widok na tym opustoszałym
terenie. Przyglądając się przez dłuższą chwilę, dostrzegła
wreszcie niewielki kłąb pyłu u podnóża gór Guadalupe.
Zostawiła ścierkę na blacie i podeszła bliżej okna, by
móc lepiej obserwować to niecodzienne zjawisko.
- Na co patrzysz?
Zerknęła w stronę kuchni na swojego męża Mela,
z którym była już czterdzieści dwa lata, zanim znów
spojrzała na dwór.
- Nie jestem pewna. - Zatrzymała się tuż przy znisz­
czonych drzwiach z siatki. - Miałam wrażenie, że coś
się tam rusza.
- Wydaje ci się, skarbie. Nic się nie rusza w tej części
Teksasu, może z wyjątkiem grzechotników.
Berty nie mogła temu zaprzeczyć. Mieli szczęście,
jeśli w czasie zimowych miesięcy ich lokal odwiedzało
kilku klientów dziennie. Byli to głównie przejeżdżający
tędy kierowcy ciężarówek. Czasem zatrzymywał się tu
jakiś samochód osobowy, a prowadząca go osoba, kupu­
jąc benzynę, decydowała się przy okazji coś zjeść.
Betty nigdy nie narzekała na brak towarzystwa; za-
6
UKOCHANY Z GÓR
równo ona, jak i Mel, byli przyzwyczajeni do tego od
dzieciństwa. Oboje urodzili się w tych górach i najpraw­
dopodobniej mieli też dokonać tu żywota, co jak najbar­
dziej im odpowiadało.
Chmura kurzu stawała się coraz większa, aż wreszcie
Berty udało się rozróżnić kształt samochodu, jadącego
z dużą prędkością po piaszczystej drodze. To wzmogło
jej ciekawość. Jedyna biegnąca tędy droga prowadziła
w góry. Nie była to jeszcze pora otwarcia strażnicy gór­
skiej, a nikt, poza pracownikami rezerwatu, nie pojawiał
się w tej okolicy, chyba że...
Zachichotała.
- Co takiego?
Obróciła się na pięcie i szybkimi krokami, nie licują­
cymi z jej figurą i wiekiem, podeszła do lady.
- Wygląda na to, że Jake postanowił złożyć nam
wizytę - poinformowała męża, wylewając do zlewu
pół dzbanka kawy, która od rana podgrzewała się na
kuchence.
- To nie może być Jake, skarbie. Przecież odwiedził
nas zaledwie parę tygodni temu.
- A niechby był nawet i wczoraj. W tej okolicy nie
ma drugiego narwanca, który by prowadził samochód
tak jak Jake. Poczekaj, a przekonasz się sam, czy nie
mam racji.
Mel pchnął niskie drzwiczki, oddzielające kuchnię od
sali jadalnej, i podszedł do żony.
- Naprawdę sądzisz, że to on? - Zmrużył oczy, pró­
bując coś dojrzeć przez okno zasnute warstwą pyłu na­
noszonego przez nie kończące się burze piaskowe.
Betty nie odrywała wzroku od ekspresu, w którym
przygotowywała świeżą kawę.
UKOCHANY Z GÓR
7
- Chcesz się założyć?
Mel potrząsnął głową.
- Do licha, nie. Gdybym spłacił wszystkie przegrane
zakłady, stałabyś się bogatą kobietą.
Posłała mężowi zalotny uśmiech.
- Zachowaj swoje pieniądze, kochanie. Mam już
wszystko, co naprawdę liczy się w życiu.
Mel objął ramieniem jej talię.
- A więc oboje mamy wszystko.
Betty włożyła do ekspresu filtr i wsypała kawę, po
czym odwróciła się twarzą do męża i odwzajemniła jego
uścisk.
- Czy są jeszcze bułeczki cynamonowe? Wiesz, jak
Jake za nimi przepada.
- Jeśli to rzeczywiście Jake, będę musiał pogratulo­
wać mu świetnego wyczucia. Przygotowałem dziś rano
świeżą partię, za chwilę będę je wyjmować z pieca.
Mel ruszył z powrotem do kuchni, a Betty zaś znów
zajęła stanowisko przy oknie.
Chmura pyłu powiększyła się na tyle, że mogła wre­
szcie dostrzec wznoszący ją pojazd. Na horyzoncie po­
jawił się mocno zniszczony pickup, który szybko zbliżał
się do baru.
Tak, to Jake, stwierdziła, w milczeniu kiwając głową.
Ciekawe, dlaczego wrócił tak szybko? Lecz czy ktokol­
wiek potrafił zrozumieć Jake'a Taggarta? Zawsze kiero­
wał się tylko ustalonymi przez siebie zasadami.
Berty pamiętała noc jego narodzin. Czy mogłaby to
zresztą kiedykolwiek zapomnieć? Jego matka, Indianka,
Mary Whitefeather Taggart, zawsze pozostanie w jej
wspomnieniach delikatną, wrażliwą osobą, nie zasługu­
jącą na los, jaki zgotowało jej życie. Została porzucona
8
UKOCHANY Z GÓR
przez tego podejrzanego typa, Johnny'ego Taggarta,
sześć miesięcy po tym, jak namówił ją na ślub, udając,
że zamierza się ustatkować.
W swej naiwności Mary Whitefeather uwierzyła mu.
Zostawił ją później samą i ciężarną w zachodnim Teksasie.
Berty i Mel nalegali, by została z nimi, zaś ona upie­
rała się, by zapracować na swój pokój i wyżywienie.
Trudno było nie kochać tej cichej, łagodnej kobiety,
która nikomu nie chciała sprawiać kłopotu.
Przyznała się, że zaczyna rodzić, dopiero wówczas,
gdy było już za późno, by zapewnić jej jakąkolwiek
pomoc lekarską, Betty więc musiała spełnić rolę aku­
szerki. Wraz z Melem dwa lata wcześniej stracili swoje
jedyne dziecko, choć zdołali dotrzeć na czas do szpitala
w El Paso.
Kiedy wreszcie mały Jake pojawił się na świecie, Bet­
ty pokochała go natychmiast jak własne dziecko.
Zastanawiała się, dlaczego teraz zdecydował się opu­
ścić znów swą górską kryjówkę, choć odwiedził ich tak
niedawno?
Zerknęła na kawę, by upewnić się, że będzie goto­
wa na przyjazd Jake'a, a potem powróciła do swoich
obserwacji.
Jake prowadził z tą samą niedbałą elegancją i wdzię­
kiem, które charakteryzowały całe jego zachowanie.
Z łatwością panując nad prowadzonym przez siebie po­
jazdem, skierował go na wysypany żwirem parking,
a następnie zatrzymał się na pustym placu. Wysiadając
z samochodu, nasunął na czoło zniszczony skórzany ka­
pelusz, tak, że jego brzeg oparł się na lotniczych okula­
rach. Krótka dżinsowa kurtka na kożuszku okrywała
szerokie ramiona. Kiedy sięgnął do tyłu po klucze, cias-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl