pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 22 .    

   Zimno śmierci, śmierci otchłań,

   Zginie w niej zbłąkany tułacz,

   Dzielny śmiałek pójdzie dalej.

   Dwakroć to zdecydowane.


 

   Pod nimi znajdowała się Wielka Wieża Ruatha. Lessa pokierowała Ramoth nieco hardziej w lewo, ignorując zrzędzenie królowej, albowiem wiedziała, że smok też jest podekscytowany.

   Tak jest najdroższa, teraz jesteśmy dokładnie pod takim samym kątem do wrót schronienia jak to przedstawia gobelin. Tylko wtedy, gdy wykonywano tkaninę nikt jeszcze nie wyrzeźbił nadproży i nie zamontował daszka. Wtedy też nie było jeszcze ani wieży, ani dziedzińca, ani też kraty - Lessa klepnęła wygiętą szyję smoka i zaśmiała się, aby ukryć swe zdenerwowanie i strach przed tym, czego zamierzała dokonać.

   Początek ballady:

   Wszyscy odeszli, odeszli przed siebie, stanowił wyraźną wskazówkę, że oni polecieli pomiędzy czasami. Gobelin dał jej informacje niezbędne do skoku pomiędzy w czasie. Och, jakże była wdzięczna mistrzowi cechu tkackiego, który utkał te drzwi. Musi pamiętać, żeby mu powiedzieć jak wspaniałe dzieło stworzył. Miała nadzieję, że będzie w stanie dokonać skoku. Dość tego! Na pewno będzie w stanie. Czyż Weyry nie zniknęły? Wiedząc, że polecieli przed siebie, wiedząc jak można polecieć wstecz w czasie i zabrać ich ze sobą w przyszłość, Lessa była właśnie tą osobą, na której spoczywał obowiązek sprowadzenia ich w dzień dzisiejszy. To jest bardzo proste i tylko ona wraz z Ramoth mogą tego dokonać, ponieważ już to zrobiły.

   Ponownie zaśmiała się nerwowo i drżąc wzięła kilka głębokich oddechów.

   W porządku, moja złota miłości, szeptała. Przekazałam ci informacje. Wiesz dokąd chcę lecieć. Zabierz mnie "pomiędry" w czas odległy o czterysta Obrotów.

   Zimno było przenikliwe - znacznie bardziej niż to sobie wyobrażała. Jednakże to nie było fizyczne zimno. To była świadomość nieistnienia czegokolwiek. Żadnego światła, żadnego dźwięku, żadnego wrażenia, dotyku. Kiedy krążyły długo, coraz dłużej w tej nicości, Lessę ogarnęła straszliwa obezwładniająca panika. Wiedziała, że dosiada Ramoth, ale nie czuła jej szyi pomiędzy swymi udami, pod dłońmi. Mimowolnie chciała krzyknąć i otworzyła usta... w nicości. W uszach nie zabrzmiał żaden dźwięk. Wiedziała, że uniosła dłonie do policzków, ale tego też nie czuła.

   Jestem tutaj, usłyszała głos Ramoth dźwięczący w jej umyśle. Jesteśmy razem.

   Tylko to zapewnienie pozwoliło jej obronić się przed ogarniającym ją szaleństwem w tej przerażającej, trwającej wieki, a przecież bezczasowej nicości.


 

   Ktoś okazał się na tyle przytomny, żeby wezwać Robintona. Harfiarz znalazł F'lara siedzącego przy stole. Ze śmiertelnie bladą twarzą jeździec patrzył na opuszczone wnętrze jaskini. Wejście mistrza harfiarzy i dźwięk jego spokojnego głosu wyrwały nareszcie F'lara z odrętwienia. Stanowczym gestem dłoni odesłał towarzyszących Robintonowi ludzi.

   - Odeszła. Próbowała przenieść się czterysta Obrotów w przeszłość - powiedział F'lar.

   Mistrz harfiarzy usiadł na krześle naprzeciw F'lara.

   - Zabrała gobelin do Ruatha- ciągnął tym samym bezbarwnym głosem. - Mówiłem jej o powrotach F'nora. Mówiłem jej jakie to niebezpieczne. Nawet się bardzo nie sprzeczała. Wiem, że lot pomiędzy w czasie przerażał ją, o ile cokolwiek w ogóle może Lessę przerażać - uderzył w stół pięścią. - Powinienem był to przewidzieć. Kiedy Lessa myśli, że ma rację, to nigdy nie analizuje, nie rozważa sensu przedsięwzięcia. Natychmiast je realizuje!

   - Ale przecież nie jest zwykłą, głupią babą - przypomniał mu Robinton, cedząc słowa. - Nie wykonałaby skoku w pomiędzy, gdyby nie dysponowała niezbędnymi dla tego celu informacjami, nieprawdaż?

   - Wszyscy odeszli, odeszli przed siebie - to jedyna wskazówka, którą posiadamy.

   - Hola, hola - rzucił ostrzegawczo Robinton i strzelił palcami. - Ubiegłej nocy, kiedy patrzyła na gobelin przejawiała niezwykłe zainteresowanie drzwiami schronienia. Pamiętasz, rozmawiała o nich z Lytolem.

   F'lar zerwał się na równe nogi i już z korytarza krzyknął: - Zbieraj się! Musimy jechać do Ruatha!


 

   Lytol zapalił wszystkie żary w schronieniu, by F'lar i Robinton mogli dokładnie zbadać gobelin.

   - Spędziła całe popołudnie patrząc na niego bez przerwy powiedział strażnik i niedowierzająco potrząsnął głową. Jesteście pewni, że spróbowała wykonać ten niewiarygodny skok?

   - Z pewnością. Mnementh nigdzie nie słyszy ani jej, ani Ramoth, a mówi, że dociera do niego echo myśli Cantha, który znajduje się wiele Obrotów temu na Południowym Kontynencie - powiedział F'lar przechodząc obok gobelinu.

   - Co jest z tymi drzwiami, Lytolu? Myślże człowieku!

   - Są w zasadzie takie same jak dziś z tym, że nadproża nie są rzeźbione, nie ma dziedzińca i wieży...

   - Jasne! Och, na pierwsze jajo, jakież to proste. Zurg mówił, że ten arras jest stary. Lessa musiała dojść do wniosku, że liczy sobie czterysta Obrotów i użyła go jako obrazu-odniesienia dla swego smoka. Na tej podstawie odleciała pomiędzy w czasie.

   - Zatem jest już tam, cała i bezpieczna - wykrzyknął Robinton i z ulgą opadł na krzesło.

   - Mylisz się, harfiarzu. To nie jest takie proste - wymamrotał F'lar, a Robinton ujrzał, jak na twarzy Lytola zastyga przerażenie. - Jak to?

   - W pomiędzy nie ma nic - powiedział F'lar śmiertelnie poważnym głosem. - Skok pomiędzy różnymi miejscami zabiera nam tyle czasu co trzykrotne kaszlnięcie. Pomiędzy w czasie równym czterystu Obrotom... - słowa uwięzły mu w gardle.

następny   

 

 

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl