pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joanna Neil
Lekarka z wielkiego miasta
(The CityGirl Doctor)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Brukowany dziedziniec Harbour Inn rozświetlał ciepły, zapraszający
blask padający z okien zajazdu. Jassie na ten widok od razu zrobiło się
cieplej na duszy. Tego właśnie potrzebowała po długiej podróży –
przyjaznej gospody, gdzie mogłaby zjeść dobrą kolację i spędzić noc.
Dostrzegła kilka osób biegnących w strugach deszczu ku drzwiom
zajazdu. Ołowiane niebo rozdarła kolejna błyskawica. Otuliwszy się
szczelnie kurtką, Jassie wyskoczyła z samochodu i otworzyła bagażnik.
Wyjęła torbę lekarską, chciała wyjąć też podróżną, ale ta zaklinowała się i
za nic nie dawała wyciągnąć.
– Uff! – Kolejna próba w zacinającym deszczu i miała zupełnie
zmoczone włosy. Skrzywiła się i odgarnęła ociekające wodą, lepiące się
do twarzy kosmyki. Zawsze miała kłopoty z utemperowaniem tych
gęstych, kręcących się włosów, teraz po deszczowej kąpieli zadanie będzie
jeszcze trudniejsze.
– Może pani pomóc? Spokojny męski głos.
Jassie zaprzestała na moment walki z torbą i spojrzała na
nieznajomego, który stanął obok niej. Musiał mieć około trzydziestu
pięciu lat i przerastał ją o głowę. Wyraziste rysy, mocno zarysowana
broda, orzechowe oczy o uważnym, otwartym spojrzeniu, kruczoczarne,
króciutko ostrzyżone, połyskujące kroplami deszczu włosy.
– To nie najlepsza pogoda na szarpanie się z bagażem.
– Dziękuję, jakoś sobie poradzę – mruknęła. – Pasek musiał o coś
zahaczyć, nic wielkiego. Wożę w bagażniku różne narzędzia... pompkę
nożną, lewarek, klucze, łyżki, torba musiała się w nie zaplątać.
Jassie jeszcze raz czy dwa pociągnęła za pasek, tymczasem
nieznajomy, zamiast odejść, z zainteresowaniem obserwował jej zmagania.
– Palce mi zgrabiały, dlatego to tyle trwa – wyjaśniła. – Ogrzewanie w
samochodzie zawsze było kiepskie, a pół godziny temu zupełnie wysiadło.
– Jassie w czasie pokonywania ostatnich kilometrów drogi przemarzła na
kość.
– Pozwoli pani, spróbuję wydobyć tę torbę. – Mężczyzna nachylił się
nad bagażnikiem, usiłując coś dojrzeć w jego czeluści. – Chyba już wiem,
co się stało – mruknął i w ciągu sekundy uwolnił pasek.
Jassie skrzywiła się. Zwykle z łatwością radziła sobie z kłopotami...
Była przecież lekarzem i stykała się z dziesiątkami trudnych sytuacji, a
teraz nie potrafiła wyciągnąć głupiej torby z bagażnika.
– Proszę bardzo. Pasek zaczepił o mechanizm zamka. Już wszystko w
porządku.
– Dziękuję. Ma pan rację, to nie jest pogoda na tkwienie przy
samochodzie. Z przyjemnością znajdę się wreszcie w gospodzie i trochę
ogrzeję.
Tak się ucieszyła, kiedy wypatrzyła to miejsce, z zieloną tablicą przy
wjeździe, która złotymi literami obiecywała popas strudzonym
podróżnym. Była i mniejsza, zapewniająca, że są wolne miejsca. To
wystarczyło, by Jassie, niewiele myśląc, postanowiła się tu zatrzymać.
Harbour Inn na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie miejsca czystego
i budzącego zaufanie: skrzynki z kwiatami w oknach, starannie utrzymane
trawniki, rozświetlane kolejnymi błyskawicami.
– Wnieść pani bagaż do środka? Wygląda na dosyć ciężki.
– Nie, dziękuję. Teraz już poradzę sobie. Bardzo mi pan pomógł.
Nieznajomy uśmiechnął się i w tym uśmiechu łagodzącym rysy był
jakiś łotrzykowski wdzięk.
– Drobiazg.
Dopiero widząc jego uważne, pełne zainteresowania spojrzenie, Jassie
uświadomiła sobie, że stoi w deszczu i gapi się na nieznajomego. Ocknęła
się. Była głodna, zmęczona i najwyraźniej nie bardzo wiedziała, co robi.
Powinna się zająć sobą, zjeść dobrą wiejską kolację i iść spać.
Mężczyzna zamknął bagażnik.
– Przemokniemy tu do suchej nitki – rzekł ponuro, gdy w oddali rozległ
się złowieszczy grzmot. – Wejdźmy do środka.
Niezły pomysł. Bez protestu ruszyła za obcym w stronę wejścia, nawet
pozwoliła mu wziąć torbę, a kiedy przy drzwiach lekko dotknął jej pleców
gestem zapraszającym do wnętrza, pomyślała, że ten facet lubi panować
nad sytuacją, mieć wszystko pod kontrolą.
– Chce się pani tu zatrzymać na jakiś czas? Wakacje? – zapytał,
stawiając torbę w holu.
Pokręciła głową i ponownie odgarnęła z twarzy mokre włosy. Miał
piękny, głęboki głos, bardzo zmysłowy.
– Jadę dalej na południe, ale nie miałam już siły prowadzić. Bardzo się
zmęczyłam.
Byłoby miło dotrzeć przed nocą do małego kornwaliskiego miasteczka,
celu podróży, ale nic jej nie goniło. Uznała, że bezpieczniej będzie
przenocować w zajeździe i tu przeczekać burzę. W ośrodku w Riverside
oczekiwano jej dopiero jutro około południa, miała mnóstwo czasu.
– Rozsądna decyzja, w taką noc jak dzisiejsza – pochwalił ją
nieznajomy. – Czasami się tu zatrzymuję. Pokoje są czyste, wygodne,
jedzenie bardzo dobre. Na pewno będzie pani zadowolona.
– Już się nie mogę doczekać, kiedy usiądę do kolacji. – Schyliła się po
torbę. – Załatwię sprawy w recepcji i trochę się ogarnę. Chyba jeszcze nie
jest za późno, żeby zjeść coś ciepłego – dodała markotnie.
– O ile znam tutejsze zwyczaje, kuchnia działa jeszcze przynajmniej
przez godzinę. Jadalnia jest tam: – Wskazał oszklone drzwi po prawej
stronie, za którymi wśród stolików uwijali się kelnerzy.
Jassie rozejrzała się po holu. Na lewo od wejścia szeroka arkada
prowadząca do baru, w którym kilka osób popijało drinki. Dalej wielki
kominek z płonącymi polanami, miły trzask drewna, pomarańczowożółte
płomienie wesoło strzelające w górę. Ciepła, przytulna atmosfera.
Uśmiechnęła się do nieznajomego.
– Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
– Drobiazg – mruknął. – Nie znam nawet pani imienia. ..
– Jassie, zdrobnienie od Jasmine, ale nikt tak mnie nie nazywa –
powiedziała ze śmiechem. – Dziękuję... – Popatrzyła na niego pytająco.
– Alex. Alex Beaufort. Pożegnam się już, przyjaciele na mnie czekają.
Proszę wynająć pokój i osuszyć się.
Skinęła głową i przez chwilę patrzyła, jak przygodny znajomy kieruje
się w stronę baru, po czym przyłącza do grupki popijających tam
mężczyzn.
W grubych swetrach, spodniach z szorstkiej wełny, sprawiali wrażenie
rybaków. Alex nie wyglądał na rybaka. Był co prawda postawny jak jego
przyjaciele, ale nie miał jak oni wysmaganej wiatrem skóry, a i nosił się
inaczej. Takich rzeczy nie wkłada po pracy ktoś, kto przez cały dzień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl