[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wilkinson Lee
Bal w górach Szkocji
Cathy jedzie do Szkocji, gdzie ma podjąć pracę w górskim hotelu. Nie byłoby w
tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że weźmie udział w ryzykownej
maskaradzie. Chce pomóc bratu, któremu bardzo zależy na pracy w tym
hotelu. Cathy musi udawać jego żonę, bo właściciele zatrudniają tylko
małżeństwa. W drodze poznaje fascynującego mężczyznę, Rossa Dalgowana.
Spędzają razem noc. Następnego dnia Cathy niespodziewanie spotyka Rossa
ponownie. I odkrywa z przerażeniem, że to właściciel hotelu, jej nowy szef...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cathy zatrzasnęła bagażnik, pożegnała się z sąsiadami, zostawiła im klucze do mieszkania i wyruszyła
z Londynu.
Ponieważ miała przed sobą długą podróż i Carl martwił się o nią, zgodziła się zatrzymać na nocleg w
Ilithgow House, rodzinnym hotelu, który reklamował się jako wygodny i niedrogi.
- Wyjedź jak najwcześniej - ostrzegał ją Carl. - Nawet do Ilithgow jest cholernie daleko, a w dodatku
pewnie trafisz na przedświąteczne korki.
Rzeczywiście, podróż zabrała jej o wiele więcej czasu, niż przewidywała. Dopiero w kilka godzin po
zapadnięciu zmroku przekroczyła granicę między Anglią a Szkocją. Zaczął padać śnieg. Pierwsze
miękkie płatki zawirowały w świetle reflektorów i opadły na przednią szybę. Cathy od dziecka lubiła
śnieg i ucieszyła się na myśl o pięknym, białym Bożym Narodzeniu, które byłoby jeszcze piękniejsze,
gdyby nie musiała kłamać.
Śnieg sypał coraz mocniej. W górach północnej Szkocji leżał już od jakiegoś czasu, toteż Cathy wie-
działa, że wcześniej czy później się z nim zetknie, ale nie sądziła, że stanie się to tak szybko. Na
szczęście jechała samochodem Carla, z napędem na cztery koła.
6 LEE WILKINSON
Nim wreszcie zauważyła oświetlony szyld hotelu, wiatr przybrał na sile i zaczęła się zadymka. Przez
przednią szybę prawie nic nie było widać. W żółwim tempie przepełzła przez oświetloną bramę
posiadłości, myśląc z ulgą, że od celu dzieli ją jeszcze tylko kilkaset metrów.
Przy rezerwacji powiedziano jej, że Ilithgow House położony jest o niecałe ćwierć mili od głównej
drogi i że dojazd do hotelu prowadzi przez stary kamienny mostek na rzece Ilith. Przypomniała sobie o
tym w porę i raptownie zatrzymała samochód. Nie miała pojęcia, czy droga jest prosta, czy kręta, a w
tych warunkach nie było trudno przegapić mostka i wjechać prosto do rzeki. Postanowiła wysiąść i
rozejrzeć się.
Kładąc rękę na klamce, zauważyła za sobą światła nadjeżdżającego samochodu. Duży land rover
zatrzymał się obok niej i wysiadł z niego jakiś mężczyzna. Cathy opuściła szybę.
- Czy potrzebuje pani pomocy? - zapytał miły, niski głos.
Krótko wyjaśniła mu swój problem.
- Na szczęście znam ten teren, więc może pani pojechać za mną - zaproponował. Nim zdążyła mu
podziękować, wskoczył za kierownicę i powoli ruszył.
Jadąc w ślad za czerwonymi światłami land rovera, Cathy przekroczyła mostek i za zasłoną białych
płatków dostrzegła oświetlone okna hotelu. W chwilę później jej przewodnik zasygnalizował skręt w
prawo i zatrzymał się na pokrytym śniegiem
BAL W GÓRACH SZKOCJI
7
podjeździe. Zgasił światła, wyskoczył z samochodu i szybko podniósł kołnierz kurtki. Nie widziała
jego twarzy, dostrzegła tylko, że był wysoki i atletycznie zbudowany.
- Mam nadzieję, że ma pani rezerwację? - zapytał, otwierając drzwi jej samochodu, a gdy potwier-
dziła, zatrzymał spojrzenie na jej zamszowych butach na obcasach. - Proszę uważać. Jest ślisko.
- To prawda - zgodziła się z żalem. - Powinnam włożyć inne buty, ale nie spodziewałam się, że tak
szybko trafię na śnieg.
Wysiadła i natychmiast się poślizgnęła. Nieznajomy podtrzymał ją za ramię.
- Teraz może pan powiedzieć: a nie mówiłem - skrzywiła się.
Wybuchnął śmiechem. Nie nosił czapki; płatki śniegu opadały na jego jasne włosy.
- Czy ma pani dużo bagażu?
- Nie, tylko jedną torbę.
- Proszę mi ją dać.
Torba w złote misie była prezentem od Carla. Jeśli nawet nieznajomy zwrócił uwagę na zabawny
wzór, nie skomentował tego ani słowem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się Cathy. - A pan nie ma żadnego bagażu?
- Nie. Nie miałem zamiaru zatrzymywać się nigdzie na noc, ale opóźniło mi się pewne spotkanie i
wyjechałem później, niż planowałem, uznałem więc, że lepiej przenocować tutaj, niż skończyć podróż
w rowie.
Weszli na schodki, osłaniając twarze przed zim-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]