pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uuk Quality Books
Terry Pratchett
Zadziwiający Maurycy i jego uczone szczury
Przekład: Dorota Malinowska-Grupińska
Tytuł oryginału: The Amazing Marice And His Educated Rodents
Prószyński i S-ka, Warszawa 2004
Dla D’niece, za odpowiednią książkę
w odpowiednim czasie
Spis treści
          Rozdział 1
Pewnego dnia, kiedy pan Królik był niegrzeczny, spojrzał przez płot na pole
Farmera Freda. Pole pełne było świeżej zielonej sałaty. A pan Królik nie był
pełen sałaty. Czuł, że to nie jest w porządku.
„Przygoda pana Królika”
Szczury!
Polowały na psy, gryzły koty i...
Ale chodziło o coś znacznie ważniejszego. Jak powiedział zadziwiający
Maurycy, to po prostu opowieść o ludziach i szczurach. A niekiedy najtrudniej
określić różnicę między człowiekiem a szczurem.
Z kolei według Malicii Grim jest to opowieść o opowieściach.
Zaczęła się — w każdym razie jej część się rozpoczęła — w dyliżansie
jadącym przez góry z odległego miasta na równinie.
Tego odcinka drogi woźnica zdecydowanie nie lubił. Prowadziła przez las,
kręciła przez przełęcze. Pod drzewami panował głęboki mrok. Woźnicy wydawało
się, że coś podąża za powozem, pozostając na granicy cienia. To kosztowało go
okropnie dużo nerwów.
Ale dziś najbardziej przerażały go głosy. Słyszał je wyraźnie. Dochodziły z
góry, z dachu, a tam przecież nie było nic poza workiem pocztowym i bagażem tego
młodego człowieka. Z pewnością nie było tam nic na tyle dużego, by mógł schować
się człowiek. Ale od czasu do czasu, bez żadnych wątpliwości, ktoś szeptał.
W powozie siedział jeden pasażer. Był to jasnowłosy chłopak czytający
książkę. Czytał powoli, na głos, wodząc palcem po literach.
— Ubberwald — przeczytał.
— Überwald — poprawił go piskliwy, ale bardzo wyraźny głosik. — Kropki nad
literą U oznaczają, że należy czytać ją dłuuugo. Ale dobrze ci idzie.
— Uuuuuberwald?
— Istnieje coś takiego jak przesadna wymowa, chłopcze — odezwał się inny,
nieco senny głos. — Ale wiesz, co jest najlepszego w Überwaldzie? Że znajduje się
bardzo, bardzo daleko od Sto Lat. I równie daleko od Pseudopolis. Jest daleko od
każdego miejsca, w którym komendant straży obiecał nas ugotować żywcem,
 gdybyśmy się tylko znowu pojawili. I nie jest za bardzo nowoczesny. Prowadzą do
niego kiepskie drogi. I żeby tam się znaleźć, trzeba pokonać góry. Ludzie niechętnie
tam podróżują. Więc i wieści nie rozchodzą się zbyt szybko, rozumiesz? I
najprawdopodobniej nie mają policji. Chłopcze, możemy tam zbić fortunę.
— Maurycy... — w głosie chłopca brzmiało wahanie.
— Tak, chłopcze?
— Nie myślisz, że to, co robimy, jest... no wiesz... nieuczciwe?
Przez chwilę panowała cisza.
— Jak rozumiesz słowo „nieuczciwe”?
— No, zabraliśmy ich pieniądze.
Dyliżans zachybotał się na wystającym korzeniu.
— To prawda — odparł niewidoczny Maurycy — ale pytanie, które powinieneś
sobie zadać, brzmi: Komu tak naprawdę zabraliśmy pieniądze?
— No cóż... burmistrzowi czy przedstawicielowi rady, komuś w tym rodzaju.
— Właśnie! A to oznacza... no, co? Mówiłem ci to jakiś czas temu.
— Eee...
— To są rządowe pieniądze — powiedział cierpliwie Maurycy. — Powtórz:
rządowe pieniądze.
— Rządowe pieniądze — powtórzył chłopiec posłusznie.
— No! A co rząd robi z pieniędzmi?
— Eee... oni...
— Płacą żołd żołnierzom — mówił dalej Maurycy. — Prowadzą wojny.
Zabierając te pieniądze i chowając je tam, gdzie nikomu nie zrobią krzywdy,
zapobiegliśmy najprawdopodobniej wielu wojnom. Gdyby o tym pomyśleli, powinni
nam postawić pomnik.
— Niektóre z tych miast wyglądały całkiem biednie, Maurycy. — W głosie
chłopca czaił się niepokój.
— No właśnie, dlatego nie powinno tam być wojen.
— Niebezpieczny Groszek mówi, że to... — chłopiec skupił się, poruszał
ustami, jakby ćwicząc wymowę, zanim wypowiedział słowo na głos: — że to
nieetyczne.
— To prawda, Maurycy — odezwał się skrzekliwy głosik. — Niebezpieczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl