[ Pobierz całość w formacie PDF ]
OLIVENE GODFREY
SKRZAT MORSKI
1
Rozdział 1
Wiosenny dzień dobiegał końca. Cilia Barron po raz kolejny zdziwiła się
nagłym nastaniem nocy. Na Florydzie nie było zjawiska zmierzchu. W ślad
za znikającym za horyzontem słońcem pojawiała się noc.
Przyspieszyła kroku przyglądając się bacznie łodziom zakotwiczonym w
basenie portowym. Zatrzymała się na widok zgrabnego białego jachtu.
„Skrzat morski", odczytała nazwę jachtu.
W tym momencie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła się
gwałtownie.
- Mark, aleś mnie przestraszył!
Mężczyzna pocałował ją w policzek. - No i jak? Kupiłaś mnóstwo
ciuchów w Nowym Jorku?
- Och, ta nowa moda jesienna jest absolutnie fantastyczna i... ale to cię
przecież zupełnie nie interesuje. Darlene przekazała mi wiadomość od ciebie.
Zaintrygowałeś mnie. Dlaczego chciałeś spotkać się ze mną akurat tutaj?
Jacht? Co to za nazwa!
Mark roześmiał się. Wokół jego zielonych oczu pojawiły się sympatyczne
zmarszczki. - Cudowny, prawda? Idealny na niewielkie rejsy.
- Twoje przyjaciółki na pewno się ucieszą.
- O ile je wpuszczę na pokład. Nie każdy dostąpi tego zaszczytu. Ale
ciebie zapraszam teraz na zwiedzanie tego cuda.
Cilia podniosła oczy na opaloną twarz rozmówcy.' Jego ciemnobrązowe
włosy z jaśniejszymi pasmami wypalonymi przez słońce wiły się na
kołnierzyku koszuli polo. Mark trzymał ręce w kieszeniach spłowiałych
dżinsów, co nadawało mu nieco aroganckiego wyglądu. W dobrze
znajomym uśmiechu Marka Cilia zauważyła jakiś nowy odcień. Obawa?
Niepewność?
Mark ujął ją za łokieć i poprowadził w stronę jachtu. Po drodze roz-
mawiali o rzeczach bez znaczenia, o pogodzie, o starych znajomych.
Cilia zadowolona z takiego tematu rozmowy, zastanawiała się, czemu tak
dziwnie reaguje na dotyk dłoni Marka. Co się z nią działo? Przecież już
dawno nauczyła się panować nad sobą.
Uśmiechnęła się, gdy weszli do kajuty jachtu. Miała wrażenie, że znalazła
się w luksusowym kawalerskim apartamencie. Wystrój wnętrza utrzymany
był w beżowo-brązowej tonacji. Podłogę wyściełał gruby pluszowy dywan.
2
- Bardzo snobistycznie - zauważyła Cilia spoglądając na Marka. Skrzywił
się w odpowiedzi. - Od lat wmawiasz mi, jaki to ze mnie snob.
Objął ją w talii i Cilia poczuła, że robi jej się słabo. Powinna była trochę
wypocząć przed wyprawą do portu. Nie będzie teraz mogła ukryć stanu, w
jaki wprawiała ją bliskość Marka.
- Rozgość się, skrzacie - zaproponował podchodząc do baru z drewna
tekowego. - Nie widzieliśmy się już od miesiąca. Napijmy się czegoś, zanim
ci pokażę jacht.
Cilia usiadła na wygodnej sofie. Delikatne kołysanie jachtu sprawiło, że
nieco się odprężyła.
Mark podał jej kieliszek na wysokiej nóżce napełniony koktajlem Lime
Daiquiri. Sam usiadł obok niej, wyciągnął nogi przed siebie i pociągnął
whisky ze szklaneczki.
- Ilu masz teraz klientów? - zapytał.
- Około trzydziestu. Z taką ilością ja i Darlene możemy sobie jeszcze
poradzić.
- Powinnaś powiększyć firmę, zatrudnić więcej pracowników poszukać
większego lokalu. Kiedy wróciłaś do domu?
- Po pierwsze - mam na temat firmy inne zdanie, po drugie - w mieście
jestem od kilku godzin. Ale co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś w
Hongkongu, a ty tymczasem zabawiasz się swoim nowym luksusowym
nabytkiem.
- Czasami przypominasz mi ojca - roześmiał się Mark.
Cilia roześmiała się również, przypominając sobie południowy akcent
Johna Barrona i jego szorstki sposób wyrażania się. W przeciwieństwie do
swojej żony nigdy nie starał się pozbyć tego akcentu.
- Nie chodzi mi o sposób, w jaki ze mną rozmawiasz, tylko o to, co do
mnie mówisz. Aczkolwiek muszę przyznać, że ten twój łagodny śpiewny
głos naprawdę przypomina mi twego ojca. - Mark odgadł jej myśli.
- Mogłabym zaangażować nauczyciela fonetyki, tak jak ty i moja matka -
powiedziała Cilia wyglądając przez bulaj. Miała wrażenie, że Mark
przygotowywał ją na jakąś ważną informację.
- Nie, nie rób tego. Lubię ten twój sposób mówienia. Chcesz jeszcze
drinka?
- Nie, dziękuję.
Mark wstał, podszedł do baru i nalał sobie jeszcze whisky. Rzadko pił
przed kolacją, ale dzisiaj chciał zyskać na czasie, zanim powie Cilii to, co
3
musi jej powiedzieć. Cholerna Lynn... Tak... Musi jakoś delikatnie przekazać
Cilii wiadomość od jej matki.
Spojrzał na zrelaksowaną twarz młodej kobiety. Ciężkie przejścia, które
stały się jej udziałem, nie odbiły się na jej urodzie. Wyglądała na znacznie
mniej niż na swoje dwadzieścia sześć lat. Jasne włosy i duże niebieskie oczy
odziedziczyła po ojcu. On też był niebieskookim blondynem.
Po matce miała Cilia wystające kości policzkowe, ciemną cerę i pełne
zmysłowe usta, które były tak doskonałe w kształcie, że nie musiała ich
malować. Dodatkowym atutem jej zgrabnej, szczupłej sylwetki był spory,
kształtny biust. Przebywając stale w cieniu najpiękniejszej kobiety świata,
Cilia nie była świadoma swej magnetycznej siły przyciągania wzroku
mężczyzn.
Mark wrócił ze szklaneczką w ręku na sofę. Cilia poczuła niepokój widząc
jego zmarszczone czoło.
- Czemu przełożyłeś podróż do Azji? - spytała.
Przez chwilę panowało milczenie. Jakiś nieokreślony niepokój wisiał w
powietrzu. Coś było nie tak.
- Czy Darlene powiedziała ci, że... Lynn dzwoniła, gdy byłaś w Nowym
Jorku?
- Nie. Czy coś się stało?
Mark odchrząknął. - Lynn wyszła za mąż dwa dni temu. Jej mężem został
Anthony Portson, bogaty Teksańczyk.
- A więc znowu? - uśmiechnęła się Cilia z przymusem.
- Przykro mi, że jesteś taka rozgoryczona.
- Nie jestem rozgoryczona, raczej zrezygnowana. To jest jej szósty mąż, o
ile nie pomyliłam się w rachunkach. Oczywiście, ma pieniądze, tak jak
poprzedni jej mężowie. Czy różni się czymś od innych? Chyba tak, bo
inaczej nie byłbyś taki zdenerwowany.
Mark ujął dłoń Cilii i pogładził jej wewnętrzną powierzchnię.
- Nowy mąż Lynn jest w moim wieku - powiedział cicho.
- Ma trzydzieści pięć lat? No to co? Matka wygląda na o dziesięć lat
młodszą, niż jest naprawdę. Czym ty się tak przejmujesz?
- Ukryła swój wiek i nie powiedziała mężowi nic o twoim istnieniu.
- Nie szkodzi - stwierdziła Cilia siląc się na obojętny ton. -1 tak się prawie
nie widujemy.
4
- Będzie z tobą w kontakcie, Cilio, to dla twojego dobra. Ślub odbył się w
tajemnicy, żeby wasze nazwiska nie trafiły na łamy prasy. Nie masz pojęcia,
jak dokuczliwi potrafią być reporterzy wietrzący sensację.
Cilia odstawiła kieliszek i zacisnęła pięści kurczowo. Dlaczego Mark
zawsze bronił jej matki? Czyżby i jego zauroczyła swoją urodą? Było to
bardzo prawdopodobne.
W czasach, gdy Cilia była jeszcze dzieckiem, jej matka była jedną z
najbardziej wziętych fotomodelek w Stanach. A i teraz ludzie chcieli
wiedzieć o niej wszystko - o jej nowych mężach, o jej sukniach, o tym, co
jadła. Mimo częstych kontaktów z prasą Lynn udawało się jakoś dotychczas
zachować swoją sferę prywatności dla siebie.
- Ciągle się zastanawiałam, jak matka to robiła, że media nie wiedziały o
mnie i o tacie.
- Była bardzo młoda, gdy poślubiła twego ojca. Rozwiodła się z nim zaraz
po urodzeniu ciebie. Nikt nie wpadł na pomysł, żeby sprawdzić tamten okres
w jej życiu. Na szczęście. Ale, ale... może wybralibyśmy się razem na
kolację?
Cilia wstała. - Jestem bardzo zmęczona. Nadrobimy to po twoim
powrocie.
- Ale ty musisz coś zjeść, skrzacie. Przymknęła oczy na chwilę. - Nie
jestem głodna.
- Nie wyjadę przed weekendem. Zadzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała.
Cilia uśmiechnęła się smutno. - Mark, jestem już dorosłą kobietą i nie
musisz czuć się za mnie odpowiedzialny. Mark jęknął. - Do diabła, myślisz
naprawdę... Urwał nagle i zacisnął usta.
Cilia zapragnęła nagle przytulić się do niego i znaleźć pocieszenie w jego
ramionach. Po śmierci ojca Mark stale był przy niej. Jemu zawdzięcza
sukces zawodowy. To on pomógł jej stanąć na nogi, znalazł dom, w którym
mogła zamieszkać i urządzić pracownię.
Miał jednak zbyt dużą władzę nad jej uczuciami. Rozum doradzał jej
większy dystans do Marka.
- Chciałabym pobyć trochę sama. Pojadę do domu.
- Cilio...
- Nie mów już nic, proszę!
Mark podniósł się z westchnieniem. - Odprowadzę cię do samochodu.
Cilia schowała głowę pod poduszkę i usiłowała zasnąć. Niestety, dopadły
ją wspomnienia z dzieciństwa. Ujrzała przed sobą dziadków i mały dom w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]