[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BARBARA CARTLAND
TANIEC SERC
OD AUTORKI
Kiedy pierwszy raz odwiedziłam Wiedeń, rozkochałam się w ogrodach Heunriger
Wine; rozbrzmiewały zawsze muzyką. Wspominam o nich w tej powieści, którą napisałam
zafascynowana i katedrą Św. Stefana, i eleganckimi manierami Austriaków.
Moja książka The Private life of Elizabeth Empress of Austria przez wiele lat
uchodziła w „The Elizabeth Club” za najlepszą biografię cesarzowej.
Kolejny zaszczyt spadł na mnie w 1969 roku. Burmistrz Wiednia, który podczas
wojny wraz z prezydentem Tito i doktorem Paulem Urbanem brał udział w ruchu oporu,
wydał na moją cześć oficjalne przyjęcie za pracę dla Organizacji Zdrowia.
Wspaniała, uroczysta kolacja odbyła się w historycznym ratuszu. Po przemówieniach
wszyscy zatańczyliśmy walca przy dźwiękach orkiestry, która grała Nad pięknym, modrym
Dunajem.
Pałac Esterhazych znajduje się w małej wiosce Fertod. Podczas ostatniej wojny został
poważnie uszkodzony, podobnie jak domki i świątynie w rokokowym francuskim parku,
okalającym dawną siedzibę Międzynarodowego Sądu.
Odbudowany pałac należy dziś do najwspanialszych zabytków Węgier i zwiedza go
rokrocznie ponad sto tysięcy turystów.
ROZDZIAŁ 1
Rok 1873
Gizelo, czuję się bardzo zmęczony.
- Połóż się, papo.
- Właśnie zamierzam to zrobić.
- Jestem przekonana, że tutaj śpi się wspaniale. Do pokoju weszła korpulentna
właścicielka gospody niosąc dzbanek gorącej kawy.
- Będzie pan mógł spać spokojnie, panie Ferraris. Wybrałam dla pana pokój w tylnej
części domu, tam gdzie nie słychać moich młodych i hałaśliwych gości.
- Zawsze była pani bardzo uprzejma,
Frau
Bubna - odpowiedział Paul Ferraris.
Gospodyni postawiła dzbanek na stole i uśmiechnęła się, wzruszona.
- Pamiętam moment, kiedy zobaczyłam pana po raz pierwszy - chudego, niepozornego
chłopca. Jako student sprawiał pan wrażenie osoby zagubionej i bezradnej, ale gdy
usłyszałam pana grę!...
Uniosła ręce.
- Już wtedy wiedziałam, że jest pan geniuszem!
- Wtedy była pani jedyną osobą, która tak wysoko mnie oceniała.
- W tych sprawach nie mylę się - odparła wymachując palcem - Nigdy! A w pańskim
przypadku pomyłka była absolutnie wykluczona.
Gizela klasnęła w ręce.
Wiedziała, że komplementy sprawiają ojcu przyjemność. Przyjmował je szczególnie
ciepło tu, w ukochanej Austrii, gdzie studiował na Uniwersytecie Wiedeńskim. Przez całą
podróż wspominał kolegów z tamtych czasów, mając nadzieję, że ich znów zobaczy.
Do Wiednia dojechali wczesnym popołudniem. Podróż pociągiem była długa i nużąca,
wydawało się, iż nigdy się nie skończy.
Do Lasku Wiedeńskiego, gdzie znajdowała się gospoda, jechali powozem. Paul
Ferraris nie wątpił, że zostanie serdecznie powitany nawet po dwudziestu pięciu latach.
Tymczasem Gizelę dręczyły obawy, czy aby gospoda nadal istnieje i czy nie zmienił się jej
właściciel. Wiedziała, że ojciec będzie bardzo rozczarowany, gdyby tak było.
Na miejscu czekała ją miła niespodzianka. Usłyszawszy jego nazwisko,
Frau
Bubna
wahała się zaledwie moment, a potem objęła go ramionami i wykrzyknęła:
- Ależ to mój chudzina Paul, mój Anglik, ten, który bał się Wiednia, a grał na
skrzypcach niczym anioł! Witam! Witam!
Wspominali dawne czasy, a Gizela przysłuchiwała się opowieściom o ludziach
znanych jej tylko z nazwiska. Cieszyła się, widząc ojca pierwszy raz od śmierci matki tak
szczęśliwego. Miała nadzieję, że poprawi się również stan jego zdrowia.
Przez dwa lata podróżowali, nigdzie nie zagrzewając miejsca. Dopiero gdy
oszczędności były na wyczerpaniu, a dochody niewielkie, ojciec powiedział jej pewnego dnia:
- Jedziemy do Wiednia. Zawsze chciałem tam powrócić, ale twoja matka wolała
Francje.
W przeszłości to matka Gizeli troszczyła się o dom. Ojcu, który istotnie grał jak anioł,
przez myśl nie przeszło, że jego najbliżsi muszą jeść.
Dla nich obu grał tak wspaniale i tak samo chętnie jak przed wypełnioną widownią
teatru.
Paryż przyjął go z zachwytem. Dzięki pomocy żony, organizującej coraz to nowe
koncerty, zarabiał mnóstwo pieniędzy. Niestety, dobra passa skończyła się z chwilą wybuchu
wojny francusko-pruskiej. Po wkroczeniu Niemców kto mógł, czym prędzej opuszczał
miasto.
Niedługo potem żona Paula Ferrarisa zapadła nagle na poważną chorobę i zmarła, on
zaś i córka wyjechali na południe Francji. Jednak brak pieniędzy zmusił ich do dalszych
podróży. Wyruszyli najpierw do Włoch, a potem do Grecji. I właśnie tam zatęsknił za
Austrią, za ukochanym Wiedniem.
Gizela starała się przejąć obowiązki matki. Próbowała dowiedzieć się, kto i w jaki
sposób mógłby pomóc jej w zorganizowaniu koncertu lub w zdobyciu kontraktu w jednym ze
znanych teatrów.
- Jestem pewien, że moje nazwisko otworzy nam wszystkie drzwi - mówił ojciec. -
Wystarczy tylko skontaktować się z przyjaciółmi.
Kiedy jednak pytała o nazwiska, dawał niejasne odpowiedzi.
Martwiło ją to, chociaż wiedziała, że jest znanym skrzypkiem i być może Johann
Strauss, którego muzyka zdobyła sobie wielką popularność, powita go serdecznie, jak kolegę
artystę.
Teraz, kiedy Gizela przysłuchiwała się rozmowie, przyszło jej na myśl, by przy
nadarzającej się sposobności pomówić o swoich kłopotach z gospodynią. Może ona będzie
mogła pomóc w nawiązaniu jakichś kontaktów.
- Widzę, że dobrze pani sobie radzi - zauważył Ferraris. - Gospoda chyba się
powiększyła.
-
Mein Herr!
Dwukrotnie! - wykrzyknęła
Frau
Bubna. - Stała się modna; prędzej czy
później każdy tu trafi na moje wino i
Schnitzel.
- Jeżeli są tak wspaniałe jak te, które jedliśmy dziś wieczorem, to wcale mnie to nie
dziwi - odrzekł.
- Jutro przygotuję panu
Palatschinken.
Uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nikt lepiej od pani,
Meine Frau,
nie potrafi go przyrządzić. Mówiłem już mojej
córce, że to najlepsze danie na świecie.
Gizela wiedziała wprawdzie, że
Palatschinken
to słodkie ciasto z miodem, owocami i
różnymi bakaliami, bo w czasie podróży ojciec wspominał o nim wielokrotnie, uważała
jednak, że
Schnitzel
i
Apfelstrudel
także spełniły jej oczekiwania.
- Obawiam się, że wkrótce utyję - uśmiechnęła się.
- Czy tak jak ja? - zażartowała
Frau
Bubna. - To niemożliwe! Pani ojciec jako student
miał wilczy apetyt, a mimo to pozostał szczupły.
Gizela przytaknęła. Był rzeczywiście szczupły i dlatego w smokingu wyglądał zawsze
elegancko, zwłaszcza zaś kiedy grał na swym bezcennym Stradiva-riusie.
Często zastanawiała się, czy czasami kobiety na widowni nie są tak samo zachwycone
jego grą jak wyglądem. Pamiętała oczy wpatrzone w przystojną twarz ojca. Zaczesane do tyłu
włosy lekko siwiały już na jego skroniach.
- Jestem zazdrosna, gdy widzę zafascynowane tobą piękne kobiety - powiedziała
kiedyś matka.
- Niepotrzebnie, kochanie - odparł. - Dla mnie jedyną i najpiękniejszą kobietą jesteś
ty.
I rzeczywiście. W przeciwieństwie do innych artystów najlepiej czuł się w domu.
Wielbiciele dziwili się, że po koncertach rzadko uczestniczył w uroczystych kolacjach, on
jednak wolał spędzać wieczory z żoną, a gdy podrosła córka, również i w jej towarzystwie.
Po śmierci matki Gizela zauważyła, że czuł się zagubiony i bardzo nieszczęśliwy. To
cierpienie przerażało ją. Z miłości do ojca i przez pamięć dla matki postanowiła wydobyć go
z depresji; wiedziała, że pomoże mu tylko muzyka.
Teraz, gdy przyjechał do Wiednia, wszystko się ułoży, pomyślała z nadzieją, słysząc
jak żywo rozmawia z
Frau
Bubną.
Nadal dostrzegała zmarszczki pod jego oczami, niepewność i lekkie wahanie w
rozmowie, a wszystko to świadczyło o cierpieniach, jakie przeszedł.
Kiedy wypił kawę, poradziła:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]