pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SUSANNE SIMMS
Największy
skarb
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To był wspaniale zbudowany mężczyzna, blondyn, wyjątkowo
przystojny i... prawie nagi. Przypominał rzymskiego boga Neptuna
wynurzającego się z morskiej głębiny albo czczonego przez greckich
rybaków i żeglarzy Posejdona, który był także sprawcą powodzi i
podziemnych wstrząsów; wedle legendy wystarczyło, by uderzył o
fale wielkim trójzębem, a na powierzchni morza pojawiała się nowa
wyspa. Tajemniczy nieznajomy zamiast boskiego oręża trzymał w
ręku maskę nurka, która służyła mu za jedyną osłonę.
Melina Morgan zastanawiała się, z kim jeszcze można porównać
urodziwego mężczyznę. Miała wprawdzie pewną słabość do piratów,
lecz od razu doszła do wniosku, że ten facet w ogóle nie przypomina
legendarnych korsarzy, grasujących przed wiekami po Morzu
Karaibskim. Idealny pirat musi być ognistym brunetem z bujną
czupryną oraz ciemną przepaską na oku, ubranym w obcisłe spodnie z
czarnej tkaniny oraz sięgające kolan buty tego samego koloru. Jego
twarz pokrywa kilkudniowy zarost, a spojrzenie czarnych oczu jest
ponure i diaboliczne. Barczysty nurek, goły jak święty turecki, to
pewnie jeden z tych niezliczonych plażowych bumelantów - próżniak,
który całymi dniami żegluje na desce, pływa, jeździ na wodnych
nartach; typowy przykład rozleniwionego przystojniaka z Florydy,
który przez okrągły rok gra w siatkówkę na gorącym piasku.
Ulubionym zajęciem takich facetów jest pielęgnowanie nieskazitelnej
opalenizny.
1
Grecki bóg? Pirat? Plażowy uwodziciel? Melina skrzywiła się
wymownie. W głębi ducha doszła do wniosku, że rodzice mają rację:
za dużo czasu spędzała w bibliotece z nosem w książkach. Zbyt często
śniła na jawie, przeżywając w wyobraźni niebezpieczne i romantyczne
przygody. Matka i ojciec Meliny często powtarzali, że ich córka od
dzieciństwa miała skłonność do fantazjowania.
Jedno nie ulegało wątpliwości: przystojny blondyn nie był
wymysłem egzaltowanej nastolatki ani postacią z młodzieńczego snu
na jawie. Melina Morgan powtarzała to sobie, obserwując go
ukradkiem. Stał przed nią żywy człowiek. Zresztą trudno go było nie
zauważyć! Jasnowłosy olbrzym po prostu rzucał się w oczy!
Dziewczyna wykorzystała fakt, że mężczyzna jej nie dostrzegł, i
obrzuciła go taksującym spojrzeniem. Prezentował się wspaniale.
Krople wody skapywały z jasnych, nieco za długich włosów
przylegających do głowy. Wąskie strużki spływały po silnym karku i
potężnych ramionach na obnażony tors.
Melina zorientowała się natychmiast, kiedy mężczyzna ją
spostrzegł. W jego bystrych piwnych oczach pojawił się wyraz
niepokoju i zaskoczenia. Dziewczyna zrozumiała, że jej obecność nie
stanowi dla nurka przyjemnej niespodzianki.
- To jest teren prywatny - oznajmił.
Melina była wprawdzie trochę zdenerwowana, lecz ukryła
prawdziwe uczucia, najspokojniej w świecie usiadła na ciepłym
piasku i tęsknym wzrokiem popatrzyła na daleki horyzont.
2
- Ma pan rację - przyznała uprzejmie. Nieznajomy sięgnął po
leżący na piasku biały ręcznik, którego w pierwszej chwili nie
dostrzegła. Bez pośpiechu owinął nim biodra.
- Mówię poważnie. To jest teren prywatny. Na plaży mogą
przebywać jedynie mieszkańcy tamtych dwu letniskowych willi.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- W takim razie co pani tu robi? - zapytał, marszcząc brwi.
- Odpoczywam.
- Nie o to pytałem - odparł zniecierpliwiony mężczyzna.
- Mieszkam w jednej z tych willi - wyjaśniła, pokazując ręką
bliższy z domów. Mężczyzna wymamrotał kilka słów, które
zabrzmiały jak przekleństwo.
- Co pani powiedziała? - rzucił głośniej.
- Mieszkam w tym różowym domu, proszę pana - powtórzyła z
naciskiem. - Simon obiecał, że będę tu całkiem sama.
- Kto taki?
- Simon Hazard, właściciel tej plaży i obu domów.
- Tak się składa, że należy do niego cała wyspa - oznajmił
mężczyzna.
- Teraz rozumiem, dlaczego po hiszpańsku nazywają tę wyspę
Cayo Hazard! - wykrzyknęła Melina i klasnęła w ręce.
- Cóż za błyskotliwe odkrycie! - mruknął jasnowłosy olbrzym.
Melina nie zaprzątała sobie głowy jego ironicznymi uwagami. Z
tajemniczym uśmiechem wspominała swoje poprzednie hipotezy.
Sądziła, że wyspa zawdzięcza nazwę groźnym wodom oceanu albo
zdradliwym skałom przybrzeżnym. Zapewne niejeden hiszpański
3
galeon czy angielska fregata spoczęły na dnie. Tymczasem chodziło
po prostu o nazwisko obecnego właściciela posiadłości.
- Czy mogę zapytać, skąd pani zna Simona Hazarda? - rzucił
opryskliwie nieznajomy. Podszedł bliżej. Jego potężna sylwetka
górowała nad odpoczywającą w nonszalanckiej pozie dziewczyną,
która doszła do wniosku, że ten facet jest wprawdzie bardzo
przystojny, ale brak mu dobrych manier.
- Może pan. Ja natomiast nie muszę odpowiadać na pańskie
obraźliwe pytania. - Rzuciła mu karcące spojrzenie, które zawsze
sprawiało, że rozrabiający w czytelni chłopcy stawali się w jednej
chwili potulni jak baranki. Nieznajomy zmarszczył brwi i popatrzył na
nią z irytacją. Najwyraźniej karcące spojrzenia nie wystarczyły, by
przywołać do porządku nieco wyrośniętego chłopaka. Melina
oznajmiła rzeczowo: - Simon Hazard wspiera finansowo bibliotekę
miejską w Moose Creek.
- Proszę?
- Przecież mówię wyraźnie, że chodzi o bibliotekę w Moose
Creek w stanie Wisconsin.
Mężczyzna zmarszczył brwi, odwrócił się i długo patrzył na
daleki horyzont.
- Cholera jasna, znowu ta jego przeklęta dobroczynność.
Powinienem był się domyślić - wymamrotał po chwili.
- W miejskim budżecie zabrakło funduszów na rozwój kultury.
- To powszechna bolączka.
- Gdyby nie dotacja pana Hazarda, trzeba by zamknąć bibliotekę.
- Cały Simon!
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl