pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SUZANNE SIMMS
Szaleństwa panny
Harrington
Tytuł oryginału: The Maddening Model
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dziewczyna wyróżniała się z tłumu. Była chodzącą
doskonałością - od stóp obutych w kosztowne, wykonane na
zamówienie włoskie sandały z najlepszej skóry aż po bujną czuprynę
o intensywnie rudym odcieniu.
Strój nieznajomej cechowała prostota i niewymuszona elegancja:
bladoróżowe jedwabne spodnie i koszula z tej samej tkaniny o
podobnym odcieniu. Z ramienia zwisała szykowna torebka z
wytłoczonym na skórze znakiem firmy. Oczy wytwornej elegantki
osłonięte były ciemnymi okularami, które zaprojektował prawdziwy
mistrz. Z pewnością kosztowały więcej, niż wynosi roczny dochód
przeciętnego mieszkańca Birmy, pomyślał Simon Hazard,
przechylając do tyłu krzesło i balansując tak, by stało na dwóch
nogach.
Skoro mowa o nogach, dziewczyna nie miała powodu, by
wstydzić się swoich; były długie, zgrabne, smukłe. Nieznajoma
poruszała się lekko jak baletnica. Bywalcy knajpy zwanej
„Niebiańskim Zakątkiem" wlepili w nią zachwycone spojrzenia. Nic
dziwnego. W tym podłym lokalu z dala od centrum Bangkoku rzadko
widywano rude amazonki mające ponad metr osiemdziesiąt wzrostu.
Czego ta kobieta tu szuka?
Simon potrząsnął głową, podniósł do ust stojącą przed nim
szklankę piwa i pociągnął spory łyk. Mniejsza z tym. Nieznajoma
dziewczyna i jej sprawy w ogóle go nie obchodziły. Czekał na klienta.
1
Jedynie to miało dla niego znaczenie. Zsunął na tył głowy czapkę z
emblematem piechoty morskiej, która pozostała mu z czasów, gdy
służył w amerykańskiej marynarce wojennej. Pływał na łodzi
podwodnej wyposażonej w głowice nuklearne.
Pociągnął kolejny łyk miejscowego piwa; było mocne, miało
intensywny zapach, ciemny kolor i temperaturę lokalu, w którym je
podawano. Spragnieni klienci musieli się zadowolić letnim napitkiem;
w sali było gorąco jak w łaźni parowej. Simon rozejrzał się wokół
umęczonym wzrokiem. W takich chwilach nachodziła go chętka, by
wrócić do Stanów i popijać zimne piwo w upalny letni dzień.
Przy barze siedziała trójka marynarzy raczących się obficie
rosyjską wódką i dowcipkujących z pijackim humorem. Przy
sąsiednim stoliku dwaj podejrzani osobnicy kłócili się zawzięcie w nie
znanym Simonowi języku. Kelnerki w tanich obcisłych sukienkach
stukały wysokimi obcasami roznosząc napoje zirytowanym klientom.
Z archaicznej szafy grającej ustawionej w rogu sączył się na okrągło
głos młodego Elvisa Presleya, który bolał nad własną głupotą.
Wsłuchany w żałosną skargę rodaka, Simon zastanawiał się, co
u licha przygnało go w te strony. Nie ulegało wątpliwości, że
postradał rozum. Oto siedzi w podejrzanym lokalu na końcu świata, z
pistoletem schowanym pod koszulą i nożem myśliwskim ukrytym
sprytnie w prawym bucie. Czeka na jakiegoś głupca, któremu przyszła
ochota powłóczyć się trochę po górzystym pograniczu Tajlandii i
Birmy znanej obecnie jako Myanmar.
2
Głupich nie sieją, sami się rodzą, przemknęło przez myśl
ponuremu mężczyźnie. Ciekawe, kto tu jest większym głupcem:
tajemniczy pan S. Harrington czy jego przewodnik.
- Skoro już zadałeś to pytanie, ty cholerny idioto, może czas
określić jasno i wyraźnie, po co się przywlokłeś na koniec świata i
dlaczego nie wracasz do domu? - mruknął z irytacją Simon.
Dobrze znał odpowiedź na drugie pytanie. Przyjął zlecenie i
musiał wykonać swoją, robotę. Za umówioną zapłatę woził pasażerów
wysłużonym dżipem po zapadłych dziurach pogranicza. Taką wybrał
sobie pracę.
Nie zawsze był cenionym przewodnikiem i kierowcą do
wynajęcia obwożącym turystów po ciekawych miejscowościach paru
wschodnich kraików Trzeciego Świata.
Ponad rok temu Simon Hazard obudził się rankiem w swoim
apartamencie, którego okna wychodziły na piękne miasto Minneapolis
i wielką rzekę Missisipi. Młody mężczyzna doszedł niespodziewanie
do wniosku, że stracił serce do pracy i ochotę na wielkomiejskie
przyjemności. Nie chciał tak dalej żyć. Trzydzieste pierwsze urodziny
zapowiadały się dość ponuro.
Pod wpływem nagłego impulsu spakował walizki i wyruszył na
poszukiwanie swego prawdziwego ja; tak określają ów stan
psychoanalitycy. Przyłączył się do grupy buddyjskich mnichów i
przez cały rok wędrował z nimi, odwiedzając niezliczone tajlandzkie
klasztory i świątynie. Znalazł przyjaciół w górskich plemionach
żyjących na północy kraju. Mieszkał w prymitywnych chatach
krytych strzechą, jadł potrawy gotowane na ogniu podsycanym
3
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl