[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kornel Makuszyński
Złamany miecz
Oficyna Wydawnicza "Graf"
Gdańsk 1990
Wydanie 1
Spis rozdziałów
Rozdział pierwszy - Dwa Ajaksy
Rozdział drugi - Adam powraca do
raju
Rozdział trzeci - Panna na kulawym
koniu
Rozdział czwarty - Krwawa opowieść
wieków
Rozdział piąty - Hannibal ante portas
Rozdział szósty - Sto piorunów i
barania kość
Rozdział siódmy - Pan Kropka w
kajdanach
Rozdział ósmy - O gęsi, gęsi, coście
uczyniły
Rozdział dziewiąty - Dawniej w
podziemiach, teraz na strychu
Rozdział dziesiąty - O bogowie! Homer
schwytan jest za nogę
Rozdział jedenasty - Łza pada na
tygrysie serce
Rozdział dwunasty - "Już Hektor
Trzęsikita srogi miecz swój łamie"
ROZDZIAŁ PIERWSZY
DWA AJAKSY
Adaś Gilewicz miał szesnaście lat, poza
tym zaś nie miał niczego więcej.
Mógł jak stary grecki łapserdak,
czosnkiem pachnący filozof Bias, powie-
dzieć dumnie: - "Wszystko, co moje
noszę ze sobą!" - Jest to dewiza równie
wzniosła jak i wygodna, lecz na dłuższą
metę cokolwiek uciążliwa. Pod pogo-
dnym, wieczyście lazurowym i
ociekającym słodyczą niebem Grecji
wystarczał
skromnemu filozofowi dziurawy chiton,
sandały zaś były zbędne, wiadomo bo-
wiem, że mędrcy częściej wałęsają się po
obłokach niż po twardej ziemi.
Adasiowi potrzebny był pod chmurnym
niebem ojczystym płaszcz i potrzebne
mu
były buty o mocnym charakterze i
nieustępliwej odporności. Pospolite te
przedmioty codziennego użytku
zdobywał z największym trudem, a
zdobywszy
usiłował ich trwanie przedłużyć w
nieskończoność. Nabrał w tym kierunku
zdumiewającej wprawy i dokazywał
sztuk zgoła magicznych. Buty,
całkowicie
zrezygnowane, rozwartą gębą szerokich
dziur wołające o spoczynek wieczny,
leczył z przyrodzonej melancholii. Umiał
do tych bęcwałów i matołów od uro-
dzenia przemówić tak rzewnie, że
postanowiły służyć mu jeszcze, w
milczeniu
pijąc deszczową wodę. Żałośnie rozdarte
serce starego buta z lewej nogi
zszywał czarną nicią, a bliznę
zamazywał czernidłem. Żaden
konserwator za-
bytków, europejską nawet cieszący się
sławą, nie umiał tak znakomicie
utrzymać w całości rozlatującej się
zetlałej perskiej tkaniny, jak Adaś
swój płaszcz. Odziedziczona po
wełnistym baranie, od którego w prostej
li-
nii się wywodzi, tępota płaszcza na tym
polega, że płaszcz nie chce się
rozrastać równocześnie ze swoim
właścicielem. Stąd pochodzą zabawne
między
nimi dysproporcje. Adaś rósł szybko jak
brzoza, a płaszcz najmniejszej w
tym względzie nie wykazywał chęci.
Zatrzymał się w swoim fizycznym
rozwoju.
Zdobyty za krwawe pieniądze przed laty
nie chciał zmienić swoich wymiarów,
dlatego widok miłego Adama odzianego
w tępy płaszcz był dość groteskowy.
Rękawy sięgały zaledwie do łokci, a poły
nie sięgały kolan.
W księdze roztropnych porzekadeł stoi
napisane jak byk: - "Nie szata zdo-
bi człowieka, ale człowiek szatę". -
Niewielka to jest pociecha, zawsze je-
dnak pociecha. Starożytni bohaterowie i
mieszkańcy Olimpu wcale nie nosili
szat, a bynajmniej im to nie zaszkodziło
w rozgłośnej karierze. Dlatego w
pogodnym sercu Adama nie było
goryczy, chociaż od razu było wiadome,
że nie
on jest bohaterem znanego wiersza: -
"...wtem młodzian nieznany, dostatnio
odziany, przychodzi i pyta nieśmiele"...
"- Na świat, okutany w futra i
brnący przez błoto w lśniących
kaloszach spoglądał jasnym
spojrzeniem".
Usiłował nawet uśmiechnąć się
beztrosko, gdy z jego butów tryskała za
każ-
dym stąpnięciem perlista fontanna.
Mądry chłopak w kusym płaszczu i
butach
udających kaczki wiedział o dziwnej
właściwości wszelkiej nędzy, która czy-
ha na rozżalone łzy, a boi się pogody i
drwiącego uśmiechu. Gorycz i głuchy
żal żywią nędzę jak szakala.
Adam Gilewicz żył rok zaledwie na
słonecznym bożym świecie, gdy się Pol-
ska zmagała w wojnie bolszewickiej.
Ociekająca krwią burza przewaliła się
nad kresowym miasteczkiem, w którym
przyszedł na świat. Osobnej na to trze-
ba by księgi, w której każde słowo
podobne byłoby do łzy, aby opisać dzieje
trzech dni huczących i ryczących
gardzielami armat, trzech dni
okropnych i
dla owego miasteczka śmiertelnych.
Ciężka, nielitościwa stopa wojny
wdepta-
ła je w ziemię jak w mogiłę. Ogień
buszował po nim i pożerał zachłannie to,
co jeszcze ocalało. Śmierć niszcząca nie
zauważyła małej ludzkiej drobiny,
już samej na tym świecie. Być może, że
tygrys wojny pogardził tak mizernym
łupem. Rozrzewniły się natomiast
widokiem dziecka uczciwe ludzkie serca,
których więcej jest na świecie niż
przypuszczają czarno patrzący filozofo-
wie. Dobroć najtkliwsza wykarmiła
małego Adasia, który stał się "synem
mia-
steczka". Ksiądz proboszcz mianował się
jego opiekunem i cudownie pielęgno-
wał jego najwcześniejszą wiosnę.
Burmistrz - "ministerialna głowa" -
szukał
gorliwie krewnych dziecka i gdzieś ich
wreszcie wygrzebał - bliższych i da-
lszych - w różnych stronach Polski.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]