pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sam


Nawet nie wiem dlaczego to piszę. Jest milion innych miejsc gdzie mogę to umieścić. To nie ma znaczenia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto to przeczyta. Nikt wcześniej nie słyszał mojej historii. Jednak może to być moja ostatnia szansa, aby to napisać, więc zrobię to. To uczucie nie odejdzie. Oni patrzą. Oni obserwują i z każdą sekundą są bliżej. Czują mój strach. I wiem, że to sprawia im przyjemność.

Minęły około cztery miesiące odkąd wszyscy zniknęli. I mam na myśli każdego. Pewnego dnia obudziłem się do szkoły. Od razu spojrzałem na zegarek. Lekcje zaczęły się trzy godziny temu. Musiałem po prostu wyłączyć budzik przez sen i z powrotem zasnąć. Czasem mi się to zdarza. Dlaczego nie obudzili mnie rodzice? Prawdopodobnie poszli wcześniej do pracy.

Po raz pierwszy zauważyłem to na dworcu. Zazwyczaj jeżdżę pociągiem do szkoły, ponieważ jest to najszybszy sposób, aby się tam dostać. Nie spotkałem nikogo w drodze na dworzec, ale żyłem w dość spokojnej części miasta, więc wszystko działo się wolno o tej porze dnia. Tak się zdarza, więc zbytnio nie myślałem o tym. Kiedy dotarłem na dworzec, zauważyłem, że nie było tam nikogo. To było dziwne. Powinno tam być przynajmniej kilka osób czekających na pociąg, nawet o tej godzinie. Wzruszyłem ramionami, twierdząc, że to niezwykle leniwy dzień. Czasem tak też się zdarza.

Czekałem przez dłuższą chwilę, ale pociąg nie nadjeżdżał. Nie pamiętam jak długo tam stałem, ale byłem coraz bardziej sfrustrowany. Zdecydowałem się pójść do szkoły na piechotę. Mimo wszystko, jeśli się pośpieszę, to tylko dwadzieścia minut, a i tak już byłem spóźniony na następną lekcję.

Po drodze nie widziałem nikogo. W szkole też nikogo nie było. Budynek szkoły był otwarty i oświetlony. Nadal się tym za bardzo nie przejmując ruszyłem na lekcje. Ale sale były puste. Każda klasa w całym budynku. Niektóre drzwi były otwarte, niektóre zamknięte. Ale nie było tam nikogo. Sprawdziłem pokój nauczycielski, który też okazał się pusty. Nawet przypomniał mi się zapach świeżej kawy. Spróbowałem zadzwonić do jednego z moich znajomych, aby zapytać, co się dzieje. Nie odebrał. Telefon dzwonił, ale po prostu nie było żadnej odpowiedzi. Spróbowałem do innego. To samo. Zadzwoniłem do każdej osoby, którą znałem ze szkoły. Brak odpowiedzi.

Poszedłem do centrum handlowego, które znajdowało się w pobliżu. Było puste. Cały budynek, zazwyczaj tętniący życiem, całkowicie pusty. Sklepy były otwarte, światła zapalone, muzyka grała, ekrany z informacjami włączone. Po prostu nie było nikogo przechadzającego się po centrum handlowym, przeszukującego sklepy, żadnych sprzedawców ani obsługi.

Wyglądało to jakby wszyscy zniknęli na dobre.

Próbowałem dodzwonić się do moich rodziców. Brak odpowiedzi. Przez cały dzień, nie widziałem nikogo żywego. Jedyne samochody, które widziałem to były tylko te zaparkowane. Nie było żadnych zwierząt. Wszędzie tylko cisza. Jednak wszystko jeszcze działało. Sklepy były otwarte, światła się paliły telewizory działały, tylko nie było żadnego programu. Nawet internet działał. Każda strona działała, czaty i fora także, tylko nikogo tam nie było.

Poszedłem się zdrzemnąć. Nie pamiętam wiele z pierwszych dni. Nie pamiętam jak to było. Cały czas tylko uczucie niewyobrażalnego strachu i samotności. Spałem mało, nie jadłem w ogóle. Siedziałem przed blokiem, czekając na kogoś wracającego do domu, na kogoś kto do mnie zadzwoni, wysłuchując przejeżdżającego samochodu, czekając aby ten sen się skończył. Nigdy tak się nie stało.

W końcu się pozbierałem. Powiedziałem sobie, że nikt nie nadejdzie, a ja muszę wstać i przynajmniej jeść. I tak zrobiłem. Jadłem wszystko co udało mi się znaleźć, czy jest po terminie, czy nie. Jadłem i jadłem. I płakałem. Byłem sam. Nie było żadnego znaku, że gdzieś jest chociaż jedna osoba, gdziekolwiek na świecie. Żaden z kanałów telewizyjnych nie pokazywał jakiegokolwiek programu. Na niektórych był ciągle tylko ten sam obraz. Żadnej aktualizacji w internecie. Nikt nigdzie nie był zalogowany. Nikt nie odpowiadał na telefon. Jednak wszystko, ciągle działało. Energia nigdy się nie wyczerpała . Światła zawsze były włączone. Latarnie na ulicach działały. Sklepy były otwarte. Muzyka grała zawsze tam gdzie grała.

Ale wszystko nadal było puste.

W końcu przyzwyczaiłem się do tego. Minęło trochę czasu, zanim zacząłem wychodzić na zewnątrz. Na początku spróbowałem odwiedzić znajomych, szukać ludzi, kogokolwiek. Wkrótce się poddałem. Niebawem zdałem sobie sprawę, że potrzebuję więcej żywności niż to, co mieliśmy w domu. Zacząłem plądrować sklepy spożywcze. Tylko to, co aktualnie potrzebowałem, a następnie szedłem do domu i zjadałem. Niedługo potem zacząłem zabierać inne rzeczy. Słodycze. Napoje.

Być może minął już miesiąc, a ja musiałem pogodzić się z moim życiem oraz faktem, że nie było nikogo innego na świecie. Więc zacząłem korzystać z życia. Bawiłem się. Był to rodzaj zabawy, którą możesz wyobrazić sobie, gdybyś miał cały świat dla siebie na jeden dzień. Rabowałem sklepy, które chciałem, brałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Spałem na łóżkach w sklepach meblowych, grałem gry na największych ekranach w sklepach elektronicznych. Tłukłem każdy kawałek porcelany na jaki się natknąłem. Szalałem po centrum handlowym, pozostawiając za sobą zniszczenia. Brakowało mi dawnego życia, lecz zrobiłem z teraźniejszego jak najlepsze.

To było może z miesiąc temu, gdy pojawił się on.

Odpoczywałem w domu, przesłuchując kilku albumów, które przyniosłem ze sobą do domu, gdy nagle usłyszałem dziwne odgłosy dobiegające z zewnątrz. Nie potrafię tego za bardzo opisać. To brzmiało jakby coś mnie wzywało. Nie jestem nawet pewien, czy to naprawdę słyszałem. Po prostu to czułem. To co ujrzałem na zewnątrz zaparło mi ze strachu dech w piersiach. Ktoś lub coś. Miało kształt człowieka, ale coś było... nie tak. Było zupełnie czarne. Nie, nie po prostu czarne. Wydawało się pochłaniać światło wokół siebie. Nie miało żadnych szczegółów, które można było dostrzec. Bez ubrania, bez włosów, bez twarzy. To była tylko czarna masa ale w jakiś sposób przypominała człowieka. Nie mogłem bezpośrednio na to patrzeć ale nie mogłem też oderwać wzroku. Z każdą sekundą widziałem jak się zbliża, mimo że się nie poruszało .To coś mnie przyciągało ale stałem cały czas w tym samym miejscu. Jedynym elementem, jakim byłem w stanie rozpoznać, były oczy. Dwie zielone, błyszczące kropki. Wiedziałam, że to oczy. Wiedziałem to, bo żaden wzrok nigdy nie był tak przenikliwy, tak paraliżujący, tak straszny. Czułem jakby wysysało ze mnie życie.

Mówiło do mnie. Nie słowami. Nie znakami czy gestami. Po prostu patrzyłem na to i wiedziałem, co mówi.

"Nie powinieneś tu być."

Obudziłem się. Minął dzień, może dwa. Nie pamiętam na pewno. Obudziłem się spocony, krzycząc we własnym łóżku. To był sen. Musiał być. Byłem sam. Nie było nikogo innego na świecie, jak mogło to być coś innego niż sen?

Wstałem. Na początku sen mnie niepokoił. Był taki realny. Był? Nie, nie mógł być. Z kolejnymi dniami, zacząłem o tym zapominać. W pewnych chwilach to zaczęło przypominać coraz bardziej sen, więc przestałem o tym myśleć. Nawet śmiałem się do siebie, że mogłem myśleć, że to coś innego.

Jednak miałem uczucie, że coś wisi w powietrzu. To było jak nadchodzący huragan, który nigdy nie nadszedł. Czasami ledwo na to zwracałem uwagę, a czasami nie mogłem przestać o tym myśleć. Aczkolwiek, żyłem dalej.

Dzisiaj stało się to ponownie. Uczucie. Wezwało mnie, akurat gdy szedłem spać. Wezwało mnie i kazało mi podejść do okna. Za bardzo się bałem żeby się ruszyć. A jednak, nogi same zaprowadziły mnie tam. Niewyobrażalne uczucie strachu i rozpaczy wróciło. Łzy płynęły mi z oczu, gdy moje nogi niechętnie ciągnęły mnie do okna. Nie było tam nikogo. Ulica była pusta, jak zawsze. Jednak uczucie nie odeszło. Czułem się jakby miliony oczu patrzyło się prosto na mnie. Oni tam byli. Patrzyli.

Powiedzieli.

"Przybyliśmy po Ciebie".

To było dwie godziny temu. Nawoływanie ustało. Nie patrzą. Piszę to teraz, bo wiem, że to ostatni raz, kiedy mogę. Zbliżają się z każdą sekundą.
Nie jestem nawet pewien, czemu to piszę. Może jest ktoś, jak ja, w jakimś zakątku świata. Może ktoś to przeczyta. Nie obchodzi mnie to. Mam komuś o tym powiedzieć.

Są tutaj.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl