[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Kay ElstnerŚlubz nieznajomymROZDZIAŁ 1Lisa spojrzała na zegarek. Wświetlelamp zalśniły diamenciki otaczającecyferblat. Czas mijał zdecydowanie zbyt wolno. Miała wrażenie,żejuż całą wiecznośćsiedzi w hali odlotów. Tymczasem melodyjny damski głos obwieścił przez megafon,żelot 561 nadal jest opóźniony.Co mam mu powiedzieć, myślała gorączkowo. Staną przed sobą po bardzodługiej rozłące. Lisa bała się swych reakcji i zupełnie nie wiedziała, czego sięspodziewać po nim. Ogarniało ją coraz większe zdenerwowanie.Jakiś wewnętrzny głos szeptał jej ciągle,żecoś jest nie w porządku, mimożeobiektywnie było. Czekała przecież na powrót męża. Powinna być szczęśliwa.Podeszła do dużych przeszklonych okien,żebysię oderwać od dręczących jąmyśli. Wyjrzała na płytę nowojorskiego lotniska.Skąd to niedobre uczucie,żecoś jest nie tak? Przysięgała mu przecież miłość dokońcażycia.I kochała go tak samo gorąco jak pierwszego dnia. Mimo to niepokójcztery miesiące temu?związany z osobą męża nie opuszczał jej. Kiedy pojawił się po raz pierwszy? Trzy czyLisa potrząsnęła głową, wprawiając w ruch swe długie ciemne włosy. Była takzajęta własnymi myślami,żew ogóle nie zwracała uwagi na pełne podziwu spojrzeniamężczyzn przechodzących obok niej. Mimo nie najwyższego wzrostu była bardzoproporcjonalnie zbudowana i zaokrąglona tam, gdzie trzeba. Tak, dla Lisy liczył siętylko jeden mężczyzna i był nim jej mąż.Rozpłaszczyła nos na chłodnym szkle szyby. Chciała sobie przypomnieć, kiedyopadły ją te wątpliwości. Nie było tołatwe...Sięgnęła pamięcią dalej w przeszłość. Uśmiechnęła się na wspomnienie namięt-ności, która im stale towarzyszyła w pierwszych tygodniach małżeństwa. Nie douwierzenia,żeminęło już półtora roku, od kiedy się poznali. Jak by się potoczyły ichdalsze losy, gdyby tego dnia nie padało, a jezdnie nie byłybyśliskiei mokre? Czyspotkaliby się kiedykolwiek? Czy zakochaliby się w sobie?Lisa uśmiechnęła się. Tak, była o tym głęboko przekonana. Należeli do siebie, amoże nawet byli sobie przeznaczeni. Może.To właśnie w Nowym Jorku spotkali się po raz pierwszy. Lisa, dziewczyna zprowincji, z Connecticut, przyjechała doświatowejmetropolii dzięki swej najlepszejprzyjaciółce i adoptowanej siostrze Amie.2RSAmie była aktorką - a może właściwiej byłoby powiedzieć,żechciała nią zostać.Nic ani nikt nie mógł jej powstrzymać przed wyjazdem do Nowego Jorku. Nikt, opróczjej rodziców. W długich i trudnych dyskusjach próbowali ją nakłonić do rezygnacji ztego, ich zdaniem, bzdurnego i niebezpiecznego pomysłu. Lisa miała już wreszciedosyć tych awantur. Zaproponowała,żepojedzie z Amie do Nowego Jorku i będzie nanią uważać. Nikomu wtedy nie przyszło do głowy,żeto raczej na Lisę trzeba będzieuważać....no i znalazła się w tym ogromnym mieście. Była wiosna, ale dzień wcale niebył wiosenny. Lało strumieniami. Lisa schroniła się pod okapem budynku, w którympracowała jako sekretarka. Obserwowała ludzi spieszących gdzieś mimo deszczu.Czemu nie, pomyślała. Przecież ona też chciała jak najszybciej dotrzeć do domu.Niestety, włożyła dzisiaj swoją najlepszą sukienkę, której podżadnympozorem niewolno było zmoczyć. Na metce był wyraźny zakaz prania w wodzie. Musiała więczłapać taksówkę, która by ją w suchym stanie dowiozła do domu.Wyszła odważnie spod okapu i machnęła ręką na taksówkę, która przejeżdżaławłaśnie o kilka metrów od niej. Deszcz był tak silny,żena chwilę musiała zamknąćoczy.Tego, co nastąpiło później, nie mogła sobie już tak dokładnie przypomnieć.Taksówkarz zignorował dawane przez nią znaki, minął ją i pojechał przed siebie. Lisazrobiła kilka kroków do przodu,żebysię zorientować, czy nie zobaczy następnejtaksówki. Rękę miała nadal wyciągniętą. W tym samym momencie zobaczyła ciężkąlimuzynę jadącą prosto na nią.Próbowała jeszcze umknąć w bok, ale właściwie tylko przytomności umysłukierowcy i jego umiejętnościom zawdzięcza,żesamochód nie wpadł na nią, a tylkozahaczył o jej rękę.Lisa straciła równowagę i upadła, na szczęście w kierunku chodnika. Nikt niezwrócił na ten incydent uwagi. Ludzie biegli w strumieniach deszczu, zajęci własnymisprawami. Tylko Lisa wiedziała,żeprzed chwilą była o krok odśmierci.Wstała jęcząc cicho. Sukienka była nie tylko kompletnie przemoczona, lecz i całaumazana błotem. Ciężka limuzyna skręciła tak gwałtownie,żeopryskała ją od stóp dogłów brunatną mazią z jezdni. Dotknęła włosów i stwierdziła z przerażeniem,żeaż siękleją od błota. Muszę wyglądać jak nieboskie stworzenie, pomyślała z odrazą.Samochód zatrzymał się o kilka metrów od niej. Nie spostrzegła go, pochłoniętaoględzinami sukienki. Podniosła głowę dopiero wtedy, gdy poczuła uścisk czyjejśRS3dłoni na ramieniu. Jakiś mężczyzna ciągnął ją za sobą. Lisa ocknęła się i zaczęła sięwyrywać. Czego chciał od niej ten facet? Czyżby zamierzał ją uprowadzić? Ale po co?- Niech się pani przestanie szarpać - powiedział mężczyzna stanowczo. Jego głosmiał przyjemne niskie brzmienie. Lisa posłuchała natychmiast. Bez słowa protestuwsiadła do samochodu. - Niepotrzebnie się pani tak szarpała. Nie chcę pani zrobićkrzywdy. Uważam tylko,żepowinna się pani rozebrać z tych rzeczy i sprawdzić, czynie jest pani ranna.Lisa uspokoiła się. Nie wiedziała, czy spowodował to głęboki głos nieznajomegoczy też wyraźny rozkaz w jego słowach.Z zakłopotaniem stwierdziła,żezabłoconą sukienką iściekającąz włosów burąmazią zabrudziła welurowe siedzenia samochodu. Podniosła wzrok w poczuciu winy inapotkała spojrzenie zadziwiająco niebieskich oczu.I nagle stało się. Gdzieś w głębi duszy Lisy zaistniało przekonanie,żezna tegoczłowieka. Nie widziała go nigdy przedtem, a jednak wiedziała w tym momencie,żeodegra niezwykle ważną rolę w jejżyciu.Nie mogła od niego oderwać oczu. Todziwne, nigdy się tak nie zachowywała.- Jak pani mogła wybiec tak daleko na jezdnię? - usłyszała głos mężczyzny idopiero teraz uświadomiła sobie,żekrzyczał na nią już od jakiegoś czasu, tylko tepołajanki nie bardzo do niej docierały.Żałowała, żenieznajomy nie przyjrzał się jej wyraźnie. Zadowolił się tylkopobieżnym spojrzeniem na jej ubłoconą sylwetkę. Gdyby spojrzał jej w oczy, musiałbyodczuć to samo co ona.Ależ on był przystojny! Wysoki, szczupły, ubrany w elegancki garnitur,podkreślający jego typowo męską zgrabną sylwetkę. Miał ciemnoblond włosypoprzetykane jaśniejszymi pasemkami.Rysów jego twarzy nie można było nazwać klasycznymi, jednak wystające kościpoliczkowe i gładko wygolona kwadratowa broda znamionowały silną osobowość. Byłniewątpliwie bardzo przystojny.Nie, Lisa nie spotkała go nigdy wcześniej - a mimo to znała go. Gdyby ktoś jejpowiedział,żewidziała go we wcześniejszymżyciu,uwierzyłaby!Pewna była, co samą ją bezgranicznie dziwiło,żemoże temu obcemu zaufać.Bezżadnychracjonalnych podstaw czuła,żetory ichżyciapołączą się w jeden.Nerwowo potrząsnęła głową i zamknęła oczy. Chyba oszalała! Cóż to zaobłąkane myśli chodziły jej po głowie!?RS4Otworzyła oczy, ale to niczego nie zmieniło. Nadal siedziała w samochodzienieznajomego mężczyzny wiozącego ją nie wiadomo dokąd. Musi się konieczniedowiedzieć czegoś więcej o tym atrakcyjnym kierowcy. Pragnęła,żebyta jazda trwałabez końca.Mężczyzna powiedział coś jeszcze, potem nagle umilkł i spojrzał na Lisęuważnie. Nie przemknął po niej wzrokiem, jak dotychczas, tylko dokładnie ją sobieobejrzał. Miała wrażenie, jakby między nimi przebiegła iskra elektryczna. Mężczyznasiedział nieruchomo, jedynie ruch mięśni skroniowych mógłświadczyćo jegoporuszeniu. Spojrzenie jego błękitnych oczu złagodniało.Nie wiedzieli, jak długo trwała ta ich milcząca rozmowa. Rozmawiali ze sobą zapomocą oczu.Żadnez nich nie otworzyło ani na chwilę ust. Lisę ogarnęło nagleprzeświadczenie,żeznalazła wreszcie to, czego tak długo szukała.Ocknęła się dopiero wtedy, gdy drzwiczki od jej strony otworzyły się.Zorientowała się,żesamochód zatrzymał się iżenieznajomy stoi na zewnątrz,żebyjejpomóc przy wysiadaniu.Podała mu dłoń.- Jesteśmy na miejscu - oznajmił uśmiechając się uprzejmie.Lisa nawet przez chwilę nie pomyślała,żebysię wycofać z tej nieoczekiwanejznajomości. Ryzyko było w końcu ogromne. Wsiadać w Nowym Jorku do samochoduobcego faceta i jeszcze iść za nim potulnie jak owieczka do jego mieszkania - zupełnienie wiedziała, na co się naraża.Później nie mogła sobie przypomnieć, w jaki sposób przebyła drogę od sa-mochodu do jego apartamentu. Szła za nim jak w transie, zajęta rozważaniem kwestii,dlaczego wzbudził w niej tak silną sympatię i tak ogromne zaufanie.Kiedy nieznajomy zamknął za sobą drzwi mieszkania, złapał Lisę za ramiona izapytał patrząc jej głęboko w oczy:- Kim jesteś? Gdzie się poznaliśmy?- Jestem Lisa, Lisa Grant. Ja...Mężczyzna uśmiechnął się.- A więc umiesz mówić!Lisa nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Nie wiedziała, co powiedzieć,nieświadoma tego,żeczytał w niej jak w otwartej książce. Nie uśmiechał się już.Westchnął cicho i zbliżył głowę do twarzy Lisy.- Ani przez chwilę nie myślałem,żemoże mi się zdarzyć coś takiego - szepnąłdotykając wargami jej ust.5RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]