pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ELAINE GREEN
Barwy Maroka
Moon Over Marrakesh
Tłumaczył: Stefan Gruda
1.
Gdy samolot leciał nad Gibraltarem, słońce chyliło się ku zachodowi.
Całe niebo płonęło. Pomarańczowożółte i ognistoczerwone płomienie
przekształcały Morze Śródziemne w gorejące zwierciadło.
Julia Fields zafascynowana spoglądała przez okno. Wspaniała gra
kolorów zachwycała ją. Miała wrażenie, że czuje ją wręcz na własnej skórze.
Ciągle jeszcze nie mogło się jej to pomieścić w głowie: leciała do
Marrakeszu!
Ona, która dotąd prawie wcale nie ruszała się z domu za parę minut
wyląduje w Maroku!
Cała ta sytuacja wydawała jej się ciągle nieprawdopodobna. Nie mogła
tylko dostrzec tej znanej twierdzy na Skale Gibraltarskiej. Prawdopodobnie
zobaczą ją tylko pasażerowie siedzący przy oknach po przeciwnej stronie.
Jednak Julia nie dała za wygraną i podniosła się z miejsca, by wypatrzeć
to słynne miejsce. W zamian za atrakcję, która jej ostatecznie umknęła,
wspaniały zachód słońca wynagrodził tę stratę.
Wyjazdem do Marrakeszu Julia paliła za sobą wszystkie mosty. Życie jej
upływało dotychczas w sposób spokojny i uporządkowany. Mieszkała jako
sublokatorka u Margaret, swojej najlepszej przyjaciółki i powiernicy. Margaret
miała pięćdziesiąt lat, była bezdzietna i traktowała Julię jak córkę. Julia przejęła
od niej zamiłowanie do porządku i obowiązkowość, a przede wszystkim wiedzę,
że dobra organizacja pracy jest kluczem do sukcesu.
Julia wiedziała, że bardzo będzie jej brakowało przyjaciółki. Gdy przed
trzema laty umarł jej ojciec, Margaret była przy niej i pomogła jej przetrwać
trudny okres. Margaret była także tym kimś, kto pokazał jej, że jest w stanie
całkiem samodzielnie kształtować swoje życie.
Dla Julii było jasne, że będzie jej też brak koleżeńskiej paczki, gromadki
wesołych, młodych ludzi. Chociaż nie mogła narzekać na brak kolegów, nie
miała na szczęście stałego chłopaka, z którym teraz musiałaby się rozstać.
Jednym z jej znajomych był na przykład Mark Adamson. W ubiegłym
roku zaproponował jej chodzenie ze sobą. Mimo, że Mark doskonale grał w
piłkę nożną, miał świetny wygląd i był miły, Julia odmówiła.
Zupełnie nie była typem kobiety dążącej do kariery. W gruncie rzeczy
tęskniła za przytulnym domem i rodziną. Postanowiła jednak, że zanim do tego
dojdzie, będzie pracować. Brała pod uwagę jedynie małżeństwo z miłości.
Zamierzała cierpliwie czekać na spotkanie wielkiego uczucia...
Samolot zniżył się do lądowania. Julia wróciła do rzeczywistości. Czekał
na nią całkiem nowy, intrygujący świat.
W Marrakeszu, dawnym centrum kultury islamskiej, wszystko będzie
inne. Zobaczy tam ogrody, fontanny, pałace i meczety. Marrakesz był miastem
zaklinaczy węży, akrobatów i zakwefionych kobiet – a przede wszystkim
ojczyzną słynnego Roberta Morrisona, światowca, międzynarodowej sławy
fotografa i artysty. I właśnie ten Robert Morrison miał być jej nowym szefem!
Czy jej się śniło? Czy naprawdę znajdowała się w samolocie, który za
chwilę wyląduje w Maroku? Julia wiedziała, że to dziecinne, ale musiała
uszczypnąć się w ramię, by sprawdzić, czy to nie sen.
– Aa...! – wyrwało się jej.
Jakiś mężczyzna siedzący w rzędzie przed nią, zdziwiony odwrócił się do
niej: – Co się stało? – zapytał z miękkim francuskim akcentem. – Czy mógłbym
pani w czymś pomóc?
– Ach, nie! Bardzo dziękuję – wymamrotała zmieszana i zaczerwieniła
się. Pomyślała jednak, że powinna to wyjaśnić. – To wszystko jest takie
nierzeczywiste. Mam wrażenie, że śnię. Prosiłam o przeniesienie do Nowego
Jorku, ale wysłano mnie do Maroka. Ciągle jeszcze nie mogę tego ogarnąć!
– No, to życzę szczęścia,
mademoiselle
– powiedział i odwrócił się.
Julia była zła na siebie, że się tak rozgadała i okazała za mało
powściągliwości. Z drugiej zaś strony była nieco rozczarowana, że rozmowa tak
szybko się urwała. Ten młody mężczyzna z opaloną twarzą wydał się jej
sympatyczny.
Pilot wylądował bardzo miękko, ale żołądek Julii mimo to podszedł jej do
gardła. Postanowiła pozostać na swoim miejscu przez parę minut i nie spieszyć
się z wysiadaniem. Zresztą przy cle i tak będzie musiała poczekać na
skontrolowanie bagażu. Gdy wreszcie wysiadła, straciła młodego mężczyznę
z oczu.
Pan Morrison zatelegrafował, że ktoś się po nią zgłosi na lotnisko, i
poprosił, by czekała przy informacji. Julia przeszła przez odprawę celną i
rozglądnęła się po hali. Żaden z czekających tu mężczyzn nie wchodził raczej w
grę.
Bagaż stanowił pewien problem, gdyż Julia w okamgnieniu została
otoczona przez ciemnoskórych Arabów, którzy chwytali jej walizki, żądając za
swoje usługi pięć dirhemów. Gdy potrząsnęła głową, obniżyli cenę do czterech
dirhemów. Wszyscy mężczyźni mieli na sobie sfałdowane kaftany.
Wyszukała najmłodszego spośród tragarzy, chudego, kościstego chłopaka
w wieku około piętnastu lat i jemu powierzyła swój bagaż.
– Informacja? – zapytała go –
l’information
?
Patrzył na nią osłupiały. Widać było, że nie rozumiał jej francuskiego.
Obawiała się tego. W szkole przez trzy lata kuła ten język, w college’u
ukończyła kursy francuskiego, a teraz miała przekonać się, że rozmowa z
nauczycielem w szkole i pertraktacje z Arabami to dwie różne rzeczy.
Stała więc bezradna ze swoimi podstawami francuskiego, nie mogąc się
dogadać. Chłopiec wzruszył ramionami, załadował bagaż na swój wózek i
ruszył w kierunku okienka europejskich towarzystw lotniczych. Julia
zrezygnowana pokazała mu, by odstawił jej walizki, zapłaciła cztery dirhemy
i zwolniła go.
Pośród spieszących we wszystkie strony ludzi czekała, aż ktoś ją
odbierze. Mimo stu sześćdziesięciu dwu centymetrów wzrostu, ze swoimi
wąskimi ramionami i biodrami sprawiała wrażenie bardzo delikatnej i kruchej.
Pozory jednak myliły. Julia miała ciało jędrne i wysportowane. Jako
dziecko była prawdziwą chłopczycą. Grała w piłkę nożną, wspinała się na
najwyższe drzewa, była nawet członkiem drużyny baseballowej. Zanim wstąpiła
do college’u, chłopcy traktowali ją jak równą sobie.
Później porzuciła twarde dyscypliny sportu i jej ulubionymi zajęciami w
czasie wolnym stały się rysowanie i malowanie. Tak bardzo lubiła rysować, że
poważnie zastanawiała się, czy nie wybrać studiów artystycznych.
Jednak potem spuściła z tonu i ukończyła z powodzeniem szkołę dla
sekretarek.
Okazało się, że miała nosa. Bądź co bądź to swojemu zawodowi
zawdzięczała tę podróż do Maroka, kraju o którym zawsze marzyła.
To wyczekiwanie na lotnisku zaczęło ją jednak denerwować. Odgarnęła z
czoła rude włosy i poirytowana rozglądnęła się dookoła.
Większość kobiet miała na sobie falujące zawoje i szczelne zasłony na
twarz. Wśród kolorów przeważały czerń i biel, i Julia zadawała sobie pytanie,
jakie to może mieć znaczenie. Czy kobiety ubrane na czarno nosiły żałobę, czy
też kolor strojów świadczył o przynależności do określonej warstwy społecznej?
Mężczyźni mieli na sobie przeważnie europejskie ubrania, ale na głowach
nosili turbany lub marokańskie fezy.
Nie potrwało długo, gdy Julię otoczyło kilkoro ciemnoskórych dzieci.
– Naszyjnik, ładny naszyjnik, amerykańska
lady?
Julia zdziwiła się.
Czyżby dzieci mówiły po angielsku?
Uśmiechnęła się do nich. – Nie, dzisiaj nie! Ja nie jestem turystką, dzieci.
– Naszyjnik? Ładny naszyjnik, amerykańska
lady!
– powtórzyły dzieci.
Dziewczyna zrozumiała, że omyliła się. Chłopcy znali z pewnością
zaledwie tych kilka angielskich słów.
Potrząsnęła głową. – Nie dzisiaj.
Najmniejsze z dzieci rozłożyło naszyjnik na jej torbie podróżnej. Julia
natychmiast ją zabrała. Nie miała zamiaru nic kupować, żadnych widokówek ani
łańcuszków, czy też portfeli z marokańskiej skóry.
Zanim zdążyłaby rozdać pierwsze dirhemy, musiałaby szukać następnych.
Dzieci nie zostawiłyby jej tak prędko w spokoju.
Próbowała więc strząsnąć małe rączki i uwolnić od nich swoje ramię.
– Nie, proszę... Nie chcę – powiedziała, nerwowo próbując pozbyć się
dzieci. Tylko jak to zrobić? Musiała przecież pilnować swoich bagaży, a poza
tym w żadnym wypadku nie chciała przeoczyć człowieka, który na polecenie
pana Morrisona miał ją odebrać. Dlaczego nikt się nie zgłaszał?
Nagle z niespodziewanej strony nadeszła pomoc. Jakiś mężczyzna zbliżał
się w jej kierunku. Chwycił najstarszego chłopca za ramię i bardzo energicznym
ruchem odsunął go.

Allez!
– krzyknął głosem nawykłym do poleceń. – Zostawcie panią w
spokoju!
Mali Arabowie dali nogę i Julia z wdzięcznością spojrzała na swojego
wybawcę. Był to ten sam młody człowiek, z którym rozmawiała w samolocie. Z
bliska wyglądał jeszcze lepiej!
Mężczyzna był bardzo elegancki. Miał na sobie trzyczęściowy garnitur z
jedwabną koszulą w łososiowym kolorze, na szyi dwa złote łańcuszki, a na
palcu sygnet z połyskującym rubinem.
Widać, że nie jest żonaty, pomyślała mimowolnie Julia. Włosy koloru
piasku opadały mu z tyłu na kołnierz. Twarz miał opaloną i bardzo męską. Julia
uznała, że jak na mężczyznę, wygląda wręcz za dobrze. Gdyby nie wąsy, jego
twarz uważałaby za piękną i nieskazitelną. Najbardziej podobały się jej u niego
zęby, białe i regularne.
– Dziękuję – powiedziała nieco zażenowana – znalazłam się w
kłopotliwej sytuacji.
– Czy mogę się przedstawić? Nazywam się Henri Lasalle – uśmiechnął
się do niej. – Możemy spokojnie rozmawiać w pani języku. Ja też mówię po
angielsku.
– Mój francuski niestety nie jest za dobry. Ale mam nadzieję, że tu, w
Maroku, wygładzę go. Jestem Julia Fields. Czy dzieci są tutaj zawsze takie
natrętne?
– Proszę nie zapominać, że nie przyzwyczajono się tu jeszcze całkiem do
podróżujących samotnie kobiet. Ani do młodych kobiet w krótkich sukienkach...
– dorzucił. – Maroko nie jest najbezpieczniejsze,
mademoiselle.
Mężczyzna spojrzał z uznaniem na jej szczupłe nogi widoczne spod
modnej, choć nie przesadnie krótkiej spódnicy. Julia oczywiście zdawała sobie
sprawę z tego, że i tak pokazuje nogi bardziej niż tutejsze kobiety.
– Kobiety w krótkich spódnicach – pouczał ją Henri Lasalle – to tutaj
kobiety, które niewiele robią sobie z moralności. A pani jeszcze do tego
pokazuje swoją twarz! Swoją drogą, szkoda byłoby zasłaniać taką ładną buzię
czarczafem.
– Czy to ma znaczyć, że muszę tutaj chodzić zawsze z zasłoną i w sukni
do ziemi, aby się nie narażać na zaczepki?
– Być może. Ale najlepiej niech pani nigdy nie wychodzi sama. Tutaj
trzeba się dostosować do zwyczajów panujących w tym kraju i respektować je.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl