pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LASS SMALL
Ta nieznośna
wiedźma
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia
Sydney • Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Stefan Szyszko urodził się i wychował w Teksasie. Wszy­
scy Szyszkowie, poczynając od jego prapradziadków, zwią­
zali swoje życie z miasteczkiem Blink w pobliżu Fredricks-
burga. „Blink" oznacza „mrugnięcie". W pierwszych latach
swego istnienia miasteczko było tak małe, że jeśli przejeżdża­
jący przez nie człowiek akurat mrugnął, w ogóle go nie za­
uważał. Z czasem przybyło mieszkańców, w Blink osiedlały
się kolejne rodziny imigrantów i wszystko się zmieniło, ale
nazwa pozostała.
Choć nazwisko „Szyszko" miało niezwykłą pisownię,
w wymowie prawie się nie różniło od słowa „Cisco", które
w stanie Teksas brzmi bardzo zwyczajnie, i Stefan dostawał
wiele listów tak włas'nie adresowanych. Jednakże istniejąca
leciutka różnica w wymowie tych dwóch słów sprawiała, że
Stefan rozpoznawał bezbłędnie, którym nazwiskiem akurat "się
do niego zwracano.
Szyszkowie byli Polakami. Nie tylko z pochodzenia, także
ich podejście do życia było polskie. Mieli poczucie humoru,
błysk w oczach, umieli śmiać się głośno i szczerze. Byli upar­
ci i niezależni. Potrafili bronić tego, w co wierzyli, słowami
lub przy użyciu pięści; gotowi nawet ryzykować własne życie.
To prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego podczas drugiej woj­
ny światowej Rosjanie zamordowali naraz piętnaście tysięcy
wziętych do niewoli polskich oficerów. Wiedzieli, że Polacy
są niebezpiecznymi więźniami; zrobią wszystko, żeby uciec
z niewoli i znów walczyć przeciwko nim.
6
TA NIEZNOŚNA WIEDŹMA
Ten obraz dobrze pasował do Stefana Szyszki, który był
wesoły, towarzyski i uparty. Mierzył dokładnie metr osiem­
dziesiąt, miał czarne, opadające z tyłu na kark włosy, niebie­
skie oczy i wspaniałą budowę.
Jego prawą brew przecinała blizna, którą zdobył jako dwu­
nastolatek w pojedynku o jedenastoletnią dziewczynkę, a
w lewym uchu nosił szeroką złotą obrączkę ślubną swojej
prababci. Blizna i obrączka nadawały mu wygląd pirata.
Nikt nigdy nie widział Stefana naprawdę rozgniewanego.
Spotykał się ze znajomymi, dużo się śmiał, mówiąc gestyku­
lował i chętnie słuchał innych. Miał tylko jeden problem. Dla
Teksańczyka była to poważna sprawa. Alergia na konie.
Pepper Hodges był przyjacielem Stefana z dzieciństwa, a
w wieku dojrzewania stal się jego rywalem. Gdy Pepper do­
wiedział się o alergii Stefana, starał się o to, by zawsze czuć
go było końmi. Potem jednak niektóre dziewczyny zaczęły
się skarżyć, że Pepper śmierdzi stajnią. Ponieważ Pepperowi
bardzo zależało na towarzystwie kobiet, zaczął się kąpać
i przebierać przed każdym spotkaniem. Pomogło to Stefano­
wi, choć to nie dla niego Pepper zmieniał ubrania.
Cóż więc może robić Teksańczyk, który jest uczulony na
konie? Stefan sprzedawał samochody Chryslera, w tym także
dżipy. Zdobył tym serce swego dziadka, który był kierowcą
dżipa w Europie podczas drugiej wojny światowej. Z senty­
mentu kupił samochód od wnuka, spodziewał się jednak zna­
cznej zniżki. Była to jedna z najgorszych stron mieszkania
w miejscu, gdzie od pokoleń roiło się od krewnych. Wszyscy
oni uważali, iż przysługują im zniżki przy zakupach oraz
prawo, by urządzać Stefanowi życie.
- Kiedy się wreszcie ożenisz? - dopytywała się regularnie
matka Stefana.
- Gdy znajdę odpowiednią dziewczynę - odpowiadał nie­
zmiennie.
TA NIEZNOŚNA WIEDŹMA
7
- To za długo trwa.
- Mam dopiero trzydzieści lat - bronił się Stefan cier­
pliwie.
- Znajdź sobie jakąś miłą polską dziewczynę. Chcieliby­
śmy doczekać się wnuków.
- Mam się ożenić z automatem do rodzenia dzieci?
Mama wzruszyła ramionami.
- Dlaczego nie? Ożeń się z jakąś sympatyczną, dobrą
dziewczyną, która ma mocne, szerokie biodra.
- Jeśli zacznę mierzyć wszystkim dziewczynom obwód
bioder, to mogę mieć problemy z ich tatusiami.
- Wcale nie. Wszyscy ojcowie chcieliby mieć takiego
zięcia. Sami pomogą ci mierzyć i jeszcze będą przy tym oszu­
kiwać.
Stefan starał się nie tracić cierpliwości.
- Możliwe, że w małżeństwie liczą się nie tylko biodra
- zauważył.
Matka zerknęła na niego z ukosa.
- A oczekujesz czegoś jeszcze?
- Na przykład twarz. Moja żona musiałaby być chociaż
z grubsza podobna do ludzi. To są dla mnie podstawowe
rzeczy.
Mama niecierpliwie pomachała ręką, jakby odganiając na­
trętną muchę. Do pokoju wszedł ojciec Stefana. Pani Szyszko
zwróciła się do niego i poskarżyła:
- Twój syn wybrzydza. Szuka piękności.
Pan Szyszko uniósł brwi ze zdziwieniem:
- A dlaczego by nie? Ma być gorszy ode mnie?
Jego żona rozpromieniła się i szepnęła do syna:
- Ojciec umie się zachować. Patrz i ucz się.
Stefan uważał, że trzydzieści lat to zbyt młody wiek, by
się ustatkować. Dokoła było tak wiele kobiet, spośród których
8
TA NIEZNOŚNA WIEDŹMA
mógł wybierać, a wszystkie tak zachwycające, że wybór wy­
magał długiego namysłu. No cóż, na niektóre nie warto było
tracić czasu, ale cała reszta cieszyła oczy.
Prowadząc dżipa w stronę parkingu przy swojej firmie,
przypomniał sobie jedną z tych, z którymi spotykanie się
uznał za stratę czasu. Była to najbardziej irytująca kobieta,
jaką Bóg kiedykolwiek stworzył. Pracowała w miejscowej
stacji telewizyjnej i traktowała swoje zajęcie ze śmiertelną
powagą. Na pewno nikt jej nie zechce i zostanie starą panną.
U niego figurowała na liście odrzuconych.
Musiał jednak przyznać, że było na co popatrzeć. Nazywa­
ła się Carrie Pierce i jej obwód bioder z pewnością nie zado­
woliłby wymagań pani Szyszko. Carrie była smukła jak trzci­
na. I nie było sposobu, by ją usidlić.
Miała długie, miękkie, faliste włosy w kolorze rudoblond,
które we wszystko się wplątywały. Gdy rozwiewał je wiatr,
mężczyźni nie mogli oderwać od nich oczu. Ale pod tą zwod­
niczą powierzchownością krył się niepospolity umysł. Jej cie­
mnobrązowe oczy otoczone niezwykle długimi rzęsami prze­
świetlały mężczyznę na wylot, ona sama zaś potrafiła zadawać
niestosowne pytania w rodzaju: „Co robił twój samochód
wczoraj wieczorem przed domem Maggie?" Jakby to była jej
sprawa!
Stefan był dżentelmenem, toteż odpowiadał szarmancko:
"To nie twoja sprawa".
- Jasne, że nie - syczała wówczas Carrie. Żeby chociaż
człowiek wiedział, co miała przez to na myśli!
I
do tego wszystkiego nie była Polką.
Stefan zatrzymał dżipa przed swoją firmą i spojrzał z dumą
na schludny parking. Rzędy samochodów stały równo jak pod
sznurek. Dokoła, na otaczającym parking drucie, powiewały
proporczyki, które miały zwracać uwagę potencjalnych klien-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl