pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jessica Matthews
Prawdziwa perła
Mecical duo 215
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Amy Wyman zdawała sobie sprawę, w jak dziwacznej znalazła się sytuacji. Zatrzymała
się przed salą konferencyjną i wziąwszy głęboki oddech, otarła dłonie o obszerne spodnie
kostiumu. Wiedziała, że nie uda się jej wejśćniepostrzeżenie i że rzuca się w oczy jak paw w
gromadzie wróbli.
Oczywiście, miała prawo tu być. Na tej wyjątkowej w dziesięcioletniej historii ośrodka
uroczystości powinna była zjawić się przynajmniej godzinę temu, kiedy to, z chwilą
powiększenia personelu o dwóch lekarzy rodzinnych: Ryana Gregory’ego i Joshuę Jacksona,
dotychczasowa poradnia ginekologiczno-położnicza przekształciła się w centrum medyczne z
prawdziwego zdarzenia.
Ambitne plany doktora Hyde’a dotyczące rozwoju placówki obejmowały zatrudnienie
kardiologa, onkologa i dermatologa. Chociaż Bóg jeden wie, czy w tym miasteczku
południowo-wschodniego zakątka Kansas potrzebni są tego typu specjaliści. Wiele osób
zadawało sobie również pytanie, czy w ogóle uda się ich tu zatrzymać. Jedyne pole golfowe
zostało wygospodarowane z pastwiska, a na życie kulturalne składały się występy lokalnego
jazz bandu i prowincjonalnego teatru. Przyszłość pokaże.
Mijały minuty, a Amy wciąż stała pod drzwiami, zbierając się na odwagę przed
zrobieniem czegoś, co bez wątpienia będzie wielkim, jeśli nie humorystycznym, wejściem.
Wciąż się wahała. Chociaż dzisiejsze spotkanie miało być oficjalnym powitaniem
obydwu nowo przyjętych lekarzy, doktor Jackson, któremu Amy podlegała, rozpoczął pracę
już prawie miesiąc temu. Gdyby więc na to spotkanie nie przyszła, nie powinien poczuć się
tym dotknięty.
Z drugiej jednak strony szef ośrodka, doktor Hyde, wyciągał surowe konsekwencje za
każdą nieobecność, jeśli winowajca nie był w stanie przedstawić wiarygodnego
usprawiedliwienia, na przykład świadectwa zgonu. Amy, dyplomowana pielęgniarka od
niedawna zatrudniona w przychodni, nie miała ochoty doświadczyć tego na własnej skórze.
Gdyby tylko dzieciaki na pediatrii tak do niej nie lgnęły... Gdyby tylko mała Cindy Chism
tak bardzo nie rozpaczała, ponieważ jej mama nie mogła jej dziś odwiedzić... Gdyby tylko
była w stanie cofnąć zegar o pół godziny, aby zdążyć się przebrać i przyłączyć do kolegów.
Przydałaby się teraz czarodziejska wróżka;
Tak starannie ułożony przez Amy program zupełnie się rozsypał, jednak uspokojenie
Cindy było dla niej ważniejsze niż spotkanie z personelem szpitala. Wzięła głęboko oddech,
poprawiła perukę i wśliznęła się do środka. Z ulgą zauważyła, że jej przyjaciółka, Pamela
Scott, siedzi w tylnym rzędzie obok pustego krzesła. Amy zajęła je, starając się być jak
najmniej widoczna, chociaż zdawała sobie sprawę, że jest to tak samo realne jak wielka
wygrana na loterii.
Pam, czterdziestoletnia rozwódka, która z uporem polowała na trzeciego z kolei
małżonka, pochyliła się ku niej.
– Spóźniłaś się – wyszeptała.
– Tak wyszło.
– Fajny kostium.
Amy uśmiechnęła się szeroko.
– Dzięki. Sama go zrobiłam. Straciłam coś?
– Wkrótce sama się przekonasz.
Amy, zaintrygowana enigmatyczną odpowiedzią przyjaciółki, obrzuciła badawczym
spojrzeniem siedzące z przodu osoby. Rozpoznała czterech lekarzy, a następnie, w drodze
eliminacji, ustaliła, która z pozostałych osób jest doktorem Gregorym.
Po chwili zauważyła, że nieznajomy obserwuje ją z równym zainteresowaniem. Biorąc
pod uwagę jej wygląd, nie uważała, żeby było w tym coś dziwnego, chociaż spodziewała się
ujrzeć na jego twarzy jeśli nie rozbawienie, to przynajmniej cień uśmiechu, którym zwykle
reagowano na jej widok. Tym razem jednak było inaczej. Jedna brew lekarza powędrowała do
góry, podczas gdy reszta twarzy pozostała nieruchoma, chociaż w spojrzeniu, które zdawało
się przeszywać ją na wylot, była wyraźna dezaprobata.
Szkoda, pomyślała. Nie miała sobie niczego do wyrzucenia. Jeśli nowemu lekarzowi nie
podoba się jej spóźnienie czy też jej wygląd, to jego problem. Nie ma obowiązku składać mu
żadnych wyjaśnień.
Tymczasem doktor Hyde skończył przemówienie i poprosił doktora Gregory’ego, by
powiedział od siebie kilka słów. Kiedy Gregory wstał, Amy pomyślała, że musi mieć co
najmniej metr osiemdziesiąt wzrostu, a więc o dwadzieścia centymetrów więcej niż ona.
Głos miał głęboki i matowy, co Amy zawsze uważała za bardzo zmysłowe, włosy
ciemnobrązowe o rdzawym odcieniu – gęste i falujące, a rysy twarzy tak wyraziste, jakby
wyrzeźbione. Szeroki uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach, gdy pozdrawiał audytorium,
znacznie łagodził surowy wyraz twarzy, ale sprawiał wrażenie wymuszonego.
Ponownie zerknęła w jego kierunku. Był bardzo przystojny, a kiedy się uśmiechał, każda
kobieta mogła stracić dla niego głowę. Miała wrażenie, że jego palący wzrok podniósł
temperaturę na sali przynajmniej o dziesięć stopni. Ciekawe, pomyślała, jakie ma podejście
do chorych. Podejrzewała, że reprezentuje on ten typ lekarza, który lepiej sobie radzi z
chorobą niż z pacjentem.
Ze współczuciem pomyślała o nieszczęsnej pielęgniarce, której przyjdzie z nim pracować.
Z pewnością szef tego rodzaju nie toleruje żadnego błędu, a tym bardziej nie zaprzyjaźnia się
z personelem. Ciekawe, czy pełne powściągliwości zachowanie jest dla niego typowe, czy też
wynika z obawy przed zbyt szybkim odkryciem się. Sądząc po sposobie, z jakim rozglądał się
dookoła, nie wątpiła, że dokonał już oceny wszystkich i że ta ocena nie wypadła najlepiej.
Jego strata, zdecydowała. Jeśli nie lubi relaksu, dobrej zabawy i śmiechu, to nic jej do
tego.
Teraz jedynym jej problemem był spływający do oczu makijaż. Marzyła wiec, by jak
najszybciej wsiąść do samochodu i wrócić do domu.
Podczas swojej zawodowej kariery Ryan często uczestniczył w różnych spotkaniach i
uroczystościach, nigdy jednak nie zdarzyło mu się, by w ich trakcie na sali pojawiał się klaun.
Nigdy, aż do dziś.
Siedząc wraz z innymi lekarzami i obserwując zgromadzone na sali osoby, w pewnej
chwili zauważył, jak jakaś postać w ogromnych brązowych butach przemyka w stronę
pustego krzesła w ostatnim rzędzie. Siedząca obok kobieta uśmiechnęła się i coś do niej
szepnęła, ale z jej zachowania nie wynikało, że pojawienie się tej osoby czy też strój były
czymś niezwykłym.
Sytuacja stawała się coraz bardziej intrygująca.
Phillip Hyde, szef ośrodka, obiecał mu owacyjne powitanie. Dotychczas wszystko
przebiegało zgodnie z oczekiwaniami: przyjazne twarze, życzliwi ludzie, poncz i ciasteczka.
Jednak udział klowna? Ponownie skierował wzrok na tę tak bardzo bulwersującą postać,
zastanawiając się, czy to kobieta, czy mężczyzna.
Peruka w barwach tęczy, wymalowany farbami szeroki uśmiech, obszerny kostium w
kropki^ i paski w kontrastowych, ostrych kolorach utrudniały określenie płci. Jednak
delikatne rysy twarzy i drobna budowa ciała sugerowały, że pod tym dziwnym strojem i
jaskrawym makijażem ukrywa się kobieta.
Obawiał się, że ta tajemnicza postać może mieć podobne nastawienie do pracy jak jego
poprzednia pielęgniarka, do której stracił zaufanie, gdy się przekonał, że sprawy osobiste są
dla niej ważniejsze niż pacjenci.
Postanowił jednak nie zaprzątać sobie więcej głowy klaunem i uważnie rozejrzał się po
sali w poszukiwaniu kobiety o rudawoblond włosach. Jak dotychczas żadna nie odpowiadała
opisowi przydzielonej mu przez Hyde’a pielęgniarki. Właściwie był nawet zadowolony, że
nie przyszła. Wystarczy, że spotka się z nią jutro... i skonfrontuje swoje przewidywania z
rzeczywistością.
Nadzorowanie pracy nieuchwytnej dziś panny Wyman nie było dla niego szczytem
marzeń i chociaż nie ukrywał swych zastrzeżeń, Phillip Hyde upierał się, że asystująca
lekarzowi pielęgniarka jest koniecznością, a nie luksusem.
– Jeszcze będziesz mi za to wdzięczny – utrzymywał.
Ryan nie wydawał się jednak przekonany. Jedyną rzeczą, za którą z pewnością będzie
„wdzięczny”, to wzięcie na siebie dodatkowych obowiązków do czasu, aż uzna, że może już
tej osobie zaufać. Teoretycznie Phillip ma rację. Pielęgniarka to prawa ręka lekarza.
Przejmując proste przypadki, pozwala mu spokojnie zająć się bardziej skomplikowanymi, lak
przynajmniej słyszał od wielu lekarzy, którzy z uznaniem wyrażali się o swoich
współpracownicach.
Niestety, jeśli chodzi o pielęgniarki, jego doświadczenia nie były tak pozytywne.
Zdarzyło mu się już pracować z taką, która zwracała się do niego z każdym drobiazgiem, co
sprawiło, że miał przy niej dwa razy tyle pracy. Inna znowu była jej całkowitym
przeciwieństwem, co w efekcie wpędziło go w nie lada kłopoty. Obawiał się, że któryś z tych
scenariuszy mógłby się znów powtórzyć.
Chociaż wolałby sam zdecydować o wyborze pielęgniarki, musiał na okres próbny
zaakceptować tę, którą polecił mu szef. Pocieszał się tylko, że w ciągu kilku najbliższych
tygodni dziewczyna albo potwierdzi swoje kwalifikacje, albo będzie musiała odejść.
Szkoda, że jego pielęgniarką nie będzie ta siedząca w pierwszym rzędzie
pięćdziesięcioletnia kobieta, ubrana w nienaganny biały komplet i stosowne białe obuwie.
Reprezentowała ona poprzednie pokolenie pielęgniarek i w najwyższym stopniu budziła
zaufanie.
– A teraz sądzę, że doktor Gregory zechce powiedzieć od siebie kilka stów – rzekł Phillip
Hyde.
Ryan, nagle oderwany od swoich myśli, uśmiechnął się niepewnie do audytorium.
– Cieszę się, że jestem w Mapie Comers i że będę mógł uczestniczyć w realizacji
ambitnych planów waszej placówki. Ośmielam się liczyć na waszą życzliwą cierpliwość,
zanim zdołam wdrożyć się w obowiązujące procedury i wszystkich poznać.
Na chwilę zatrzymał wzrok na klaunie, po czym ponownie oddał głos szefowi.
– Jak widzicie, doktor Gregory, w przeciwieństwie do mnie, nie jest zbyt gadatliwy –
zauważył z uśmiechem doktor Hyde. – Może powinienem poprosić go o prowadzenie
wszystkich naszych spotkań.
– Brawo! – zawołał jakiś donośny głos.
Rozległ się zduszony chichot i Phillip Hyde uśmiechnął się szeroko.
– Ktokolwiek to powiedział – rzekł, nie przestając się uśmiechać – zgłosi się na ochotnika
do sprzątania.
Siedzący w środkowym rzędzie mężczyzna w okularach bez oprawek głośno westchnął, a
gdy jego koledzy, chichocząc, zaczęli z niego kpić, wzruszył jedynie ramionami.
– Ryan, czy chcesz obejrzeć teraz twoje królestwo? – zapytał Phillip.
– Oczywiście. – Te dwie godziny, kiedy znajdował się w centrum zainteresowania,
wystarczająco go znużyły. Chciał jak najszybciej poznać swoje miejsce pracy, żeby móc
wreszcie umieścić gdzieś swoje książki i inne osobiste rzeczy.
Ryan ruszył za Phillipem, ale nie mógł oderwać wzroku od krzykliwej postaci
pochłoniętej rozmową ze stojącą obok niej kobietą.
– A propos, kim jest ten klaun? Mam nadzieję, że nie czeka nas jeszcze jakiś występ?
Fhillip zaśmiał się rubasznie.
– Przepraszam, stary, ale mam wrażenie, że będziesz miał okazję dobrze ją poznać w
ciągu najbliższych dni.
Ryan uniósł brwi.
– Wygrałeś prawdziwy los na loterii – ciągnął Phillip Hyde. – Josh nadzorował jej pracę
w ciągu ostatnich kilku tygodni. Przedtem pracowała pod kierunkiem doktora George’a
Garretta w jego przychodni. Doktor Garrett w ubiegłym miesiącu odszedł na emeryturę, tak
więc szybko zaproponowałem jej pracę, zanim zdążył to zrobić ktoś inny.
– Jest aż tak dobra? Phillip skinął głową.
– Przeniosła się do Mapie Corners jakieś pół roku temu, ale, jak sądzę, zna więcej ludzi w
mielcie niż ci» którzy mieszkają tu od lat. Profesjonalny marketing nie zapewni ci tyłu
pacjentów co ona.
– Niezwykle towarzyska osoba – zauważył z przekąsem Ryan. Nawet z tej odległości
docierało do niego jej niepokojąco atrakcyjne zabarwienie głosu. Podejrzewał, że, o ile dla
niego najlepszą formą spędzania wolnego czasu była kolacja w cichym, ustronnym miejscu i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl