[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Josie Metcalfe
Chcę mieć dziecko
Medical duo 217
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Jaki on śliczny! – Hannah Klein przytuliła swojego nowo narodzonego synka. –
Chociaż wiem, że jest jeszcze za bardzo zaspany, żeby go karmić, to muszę go wziąć na ręce.
Kirslin popatrzyła na fragment twarzyczki otulonej białym kocykiem i przytaknęła z
uśmiechem. Trudno się zachwycić taką główką, nadal nieco zniekształconą po kleszczowym
porodzie, ale, pomyślała, przecież to nie moje dziecko. Kiedy zniknie brzydka opuchlizna i
zasinienia, na pewno będzie tak samo ładny jak wszystkie inne noworodki, które przyszły na
świat bez interwencji położnika.
– Jak się pani teraz czuje? – zagadnęła, zerkając do karty pacjentki. Poza nieco
podwyższoną temperaturą wszystko było w normie. Wizyta Kirstin nie łączyła się z żadnym
konkretnym problemem, po prostu przed zakończeniem każdego dyżuru lubiła jeszcze raz
zerknąć na swoje podopieczne.
Podobny zwyczaj miał Sam Dysard, konsultant na oddziale ginekologiczno-położniczym
szpitala Świętego Augustyna, a zarazem jej mentor. Mimo że po godzinach pracy miał prawo
być niedostępny, nigdy nie widziano, by spieszył się z wyjściem do domu. Kirstin bardzo
sobie ceniła współpracę z kimś tak obowiązkowym.
Weźmy na przykład przypadek pani Klein. Sam Dysard już kończył dyżur, gdy położna
poinformowała Kirstin, że tętno płodu spada poniżej normy. Był jeszcze na porodówce, gdy
to się stało, ale poród osiągnął etap, na którym nie ma odwrotu.
Mógł od razu wkroczyć na scenę i wziąć sprawy w swoje ręce, ale postanowił się nie
wtrącać i dyskretnie pozostawał w tle. Wiedziała, że on jest w pobliżu, jakby miała czujniki
nastrojone na jego częstotliwości wychwytujące jego obecność z odległości pół kilometra.
Skupiona na prawidłowym nałożeniu przyssawki na główkę dziecka, przez cały czas
czuła na sobie baczne spojrzenie jego ciemnych oczu. Towarzyszyła jej dziwnie przyjemna
świadomość, że został wyłącznie po to, by ją w razie czego wesprzeć, a nie po to, by
krytykować błędy, które może popełnić.
Jej radość, gdy układała kwilące maleństwo w ramionach pani Klein, wzmagał uśmiech
przesłany jej z drugiego końca sali.
– Pyta pani o to, jak się czuję, oprócz tego, że mam wrażenie, że urodziłam pokaźnych
rozmiarów kulę armatnią? – jęknęła młoda matka, przywołując tym samym Kirstin do
rzeczywistości. – Na razie chyba jeszcze nie opuściła mnie euforia z powodu jego
szczęśliwych narodzin i nie zwracam uwagi na to, co i gdzie mnie boli. Warto było się
pomęczyć.
– Nawet szwów pani nie czuje?
– No, może trochę. Jest całkiem dobrze, pod warunkiem że się nie ruszam. Gorzej jest,
jak chodzę, albo w toalecie.
– Pieką? – zaniepokoiła się. Poród kleszczowy wymaga większych nacięć. Była pewna,
że nie zaciągnęła szwów zbyt mocno, ale jeśli tkanka nabrzmiała bardziej niż normalnie...
– Pieką? Ładnie pani doktor to ujęła. Chyba nawet nie tak bardzo jak za pierwszym
razem, kiedy małej nie trzeba było wyciągać. Mimo to bardzo chętnie ich się pozbędę.
– Jeśli będą mocno dokuczać, proszę mnie wezwać. – Zerknęła na zegarek. Niedługo
kończy dyżur. Na dodatek nie zanosi się na ani jeden nowy poród. Co wcale nie oznacza, że
w ostatniej chwili sytuacja nie ulegnie nagłej zmianie.
Cały personel zna numery jej pagera oraz komórki. Ponadto wszystkim było wiadomo, że
mieszka nieopodal i że nawet na piechotę dotrze do szpitala w kilka minut.
– Zdecydowała się pani zostać u nas tylko przez dwie doby, ponieważ ma pani w domu
drugie dziecko. Chciałabym mieć absolutną pewność, że nie wyjdzie pani stąd z żadnymi
problemami, zwłaszcza takimi, które na oddziale możemy bez trudu rozwiązać. W domu
będzie pani miała mnóstwo roboty z dwójką maluchów, więc jeśli szwy bardzo pani
dokuczają, lepiej byłoby załatwić to jeszcze tutaj.
– Rzuciła pełne czułości spojrzenie na dziecko, po czym pożegnała się z pacjentką.
– Kirstin... – Ktoś wołał ją półgłosem, ale zza zakrętu korytarza widać było tylko dłoń.
– Naomi! – Ucieszyła się na widok przyjaciółki. Odkąd dwanaście lat temu wpadły, jako
te „zbuntowane”, w bezduszne tryby machiny systemu rodzin zastępczych, łączyła je przyjaźń
silniejsza niż ta między rodzonymi siostrami.
– Co się stało? Co to za tajemnica?
– Masz chwilę czasu? – Na twarzy Naomi malował się szeroki uśmiech, ale to żadna
nowina, bo od ślubu z Adamem Forresterem oboje promienieli szczęściem od rana do
wieczora. Kirstin zaczynała czuć się osamotniona, zwłaszcza odkąd Cassie, trzecia z
przyszywanych sióstr, i jej mąż Luke zaprosili ich na kolację.
– Prawdę mówiąc, nigdzie się nie spieszę. – Wskazała Naomi drzwi do pokoju dla
personelu. – Mogę nawet podjąć cię prawdziwą kawą.
– Dzięki. Co to, to nie. – Chwyciła ją za ramię. – Właśnie w tej sprawie chciałam się z
tobą spotkać. Żeby uprzedzić wszystkie plotki.
– Naszła cię chęć na zwierzenia? – zdziwiła się Kirstin. – Co się stało?
– Chodzi o to, że nie będziesz musiała robić mi kawy przez najbliższych siedem miesięcy.
– Naomi nie posiadała się z radości. – Och, jaka jestem szczęśliwa!
– Zrezygnowałaś z kawy? Dlaczego? Przenosicie się z Adamem do innego szpitala?
Tylko nie mów, że zgłosiliście swój udział w tym międzynarodowym programie wymiany!
Kilkoro kolegów i koleżanek z różnych oddziałów Świętego Augustyna wróciło zupełnie
niedawno ze szpitali w odległych zakątkach świata. Wszyscy relacjonowali, że takie
porównywanie kryteriów .. najlepszych metod” przyczyniło się w istotnym stopniu do
podniesienia jakości świadczeń medycznych w każdej placówce.
Kirstin z niepokojem odnotowała zmiany, jakie zaszły w ciągu kilku ostatnich tygodni.
Do niedawna, pracując w tym samym szpitalu, spotykały się bardzo często, choćby tylko przy
pospiesznie wypijanej kawie. Odkąd jednak jej obie przyjaciółki wyszły za mąż, sporo się
zmieniło. Jeśli na domiar złego Naomi zamierza przenieść się dokądś, nawet na krótko...
– Nigdzie nie wyjeżdżamy! – zniecierpliwiła się Naomi. – Nie podejrzewałam, że jesteś
taka tępa! Na położniczym trzeba mieć refleks! Adam ija będziemy mieli dziecko! Czy to nie
cudowne?
– Cudowne – zawtórowała słabo Kirstin, mimowolnie zaciskając palce na krawędzi stołu.
Nie mogła zrozumieć, dlaczego poczuła takie bolesne ukłucie zazdrości, tym bardziej że
małżeństwo ani macierzyństwo nigdy nie były jej marzeniem.
– Wiedziałam, że się ucieszysz – paplała Naomi, nie dostrzegając zmieszania
przyjaciółki. – To się musiało stać od razu, podczas podróży poślubnej.
– Ty to nazywasz podróżą poślubną? – zażartowała Kirstin, z ogromnym wysiłkiem
biorąc się w garść. – Przecież mieliście tylko jeden długi weekend – Nie marnowaliśmy
czasu. – Naomi skromnie opuściła powieki.
– Na to wygląda. – Nadal była wstrząśnięta własną reakcją, chociaż już mogła to ukryć.
Za nic w świecie nie chciała, by przyjaciółka zauważyła taki przykry brak entuzjazmu z jej
strony. Miała nadzieję, że ten atak zawiści jest krótkotrwały.
Wesela Cassie i Naomi, jedno po drugim, nieprzyjemnie ją zaskoczyły. Spędziły we trzy
tyle lat, wspierając się nawzajem i dodając sobie otuchy, że nagle poczuła się odrzucona.
Starała się jakoś to sobie wytłumaczyć. To przecież ona, jako jedyna z całej trójki, obstawała
przy tym, że nigdy nie wyjdzie za mąż, aby oszczędzić sobie bólu rozstania. Z przykrością
zdała sobie sprawę, że teraz jej przyjaciółki połączy nowa więź macierzyństwa, bez względu
nawet na to, że Jenny jest adoptowaną córeczką Cassie. W ten sposób Naomi i Cassie, a w
rzeczywistości również ich mężowie Adam i Luke, wykluczyli ją ze swojego grona.
– Zrobić ci wobec tego herbatę? – Energicznym ruchem sięgnęła po czajnik, odwracając
się tak, aby Naomi nie dostrzegła jej twarzy. Nie chciała burzyć jej szczęścia.
– Pod warunkiem, że będzie słaba i tylko z odrobiną mleka. Zdążyłam już poznać wzorek
posadzki w łazience.
– Masz małości? – Kirstin poczuła się znacznie pewniej. Takie rozmowy z przyszłymi
matkami prowadzi na co dzień.
– Nie często. Ale rano czuję się tak fatalnie, że aż boję się wyjść z łazienki.
– Średnio może to potrwać jeszcze miesiąc. Dopiero potem poczujesz się lepiej –
ostrzegła ją Kirstin.
– Nie musisz mi o tym przypominać – parsknęła Naomi, cofając dłoń znad pudelka z
herbatnikami w czekoladzie i decydując się na bardziej lekkostrawne ciasteczko. – I, proszę,
oszczędź mi wykładu o rozstępach, spuchniętych nogach i innych okropnościach. Na razie
chcę się cieszyć niezwykłością tego zjawiska.
– Jakiego zjawiska? – Do pokoju weszła Cassie. – Dostałam wiadomość, że mamy się
spotkać u Kirstin. Co się dzieje?
– Absolutnie nic, oprócz tego że miewam poranne mdłości – oznajmiła Naomi
nonszalanckim tonem.
Na widok entuzjastycznej reakcji Cassie Kirstin znowu poczuła wyrzuty sumienia.
– Zawiadomiłaś już Dot? – Na wzmiankę o ich opiekunce Kirstin nareszcie zdobyła się na
szczery uśmiech. Ich zastępcza matka uwielbiała dzieci. Wraz z Arthurem, nim rozdzieliła ich
bezlitosna choroba, wychowali ich kilkanaścioro.
– Co powiedziała? Mogę się założyć, że jest wniebowzięta z powodu następnego
wnuczka.
– Jeszcze z nią nie rozmawiałam. Odwiedzimy ją dzisiaj wieczorem. Uznaliśmy, że
należy jej to powiedzieć osobiście, a nie przez telefon. Ale najpierw musiałam z wami
podzielić się tą wiadomością.
– Na pewno godnie. was podejmie – zażartowała Cassie.
– I na pewno już zaczęła robić coś na drutach. Ona ma niebywałą intuicję w naszych
sprawach.
– Tłumaczy to tym, że przez całe lata musiała być wyjątkowo czujna, żebyśmy czegoś nie
zmajstrowały za jej plecami – zauważyła z przekąsem Kirstin.
– Ale w końcu wydoroślałyśmy i nabrałyśmy rozumu – odparowała Naomi. Zwróciła się
teraz do Cassie. – Myślę, że o tych dawnych czasach przypomniał jej numer, jaki wycięliście
z Lukiem, udając, że pobieracie się z miłości, podczas gdy chodziło tylko o to, żeby sąd
przyznał mu prawa rodzicielskie.
– Niestety, bardzo szybko nas rozpracowała. Poza tym, ja już wtedy go kochałam. A
teraz, kiedy mamy pełne prawa rodzicielskie...
Nie ulegało wątpliwości, że teraz oboje są w sobie zakochani do szaleństwa, pomyślała
Kirstin, starając się nie czuć nowego ukłucia zazdrości. Widok szczęścia przyjaciółek skłaniał
ją do zweryfikowania swojego postanowienia. Skłaniał, to jeszcze nie wszystko, pomyślała,
gdy nieco później znalazła się już sama.
Spotkanie trzech przyjaciółek zostało brutalnie przerwane brzęczeniem jej pagera. Niemal
z ulgą odebrała wezwanie na izbę przyjęć. Czekała na nią para młodych ludzi, bladych ze
strachu.
– Witam. Jestem doktor Kirstin Whittaker... Pan Leask nie dał jej dokończyć.
– Żona krwawi – oznajmił z wyrzutem.
– Czy stracę dziecko? – dopytywała się przerażona kobieta.
– Który to tydzień? – zapytała Kirstin. Wszystkie istotne szczegóły miała na karcie
pacjentki, ale zmuszając ją do skoncentrowania się na odpowiedziach, mogła zapanować nad
ogarniającą ją histerią.
– Dopiero dziesiąty – odparł mężczyzna. – Kilka dni temu Tonya robiła USG i
powiedziano jej, że wszystko jest w porządku.
– Za parę minut powtórzymy to badanie – obiecała, wzrokiem wydając stosowne
polecenie pielęgniarce, która już znikała w kabinie. – Muszę zadać jeszcze kilka pytań. Czy
odczuwa pani jakiś ból? Albo fale bólu?
– Nie. Czy to dobrze?
– Chyba tak. Czy w ciągu paru ostatnich godzin wydarzyło się coś, co mogłoby być
przyczyną krwawienia? Czy ma pani problemy z oddawaniem moczu? Jakieś objawy
infekcji? Nie przewróciła się pani? – Jest tyle możliwych przyczyn poronień, że trudno
wszystkie wykluczyć. Czasami Kirstin zastanawiała się, jak to możliwe, że w ogóle
jakiekolwiek dzieci ostatecznie przychodzą na ten świat.
– Nic takiego się nie wydarzyło – zapewniała młoda kobieta. – Wzięłam nawet parę dni
urlopu na czas przeprowadzki.
– Przeprowadzają się państwo? – Błysk światełka alarmowego. Taka rewolucja to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]