[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joanna Neil
Klinika pod palmami
Medical duo 221
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Do ustronnej nadmorskiej zatoczki dobiegało z daleka melodyjne tango, grane przez
orkiestrę taneczną. Anna uśmiechnęła się do siebie. Tak właśnie wyobrażała sobie pobyt na
wyspach karaibskich.
Wciągnęła głęboko powietrze, wdychając otaczającą ją atmosferę. Jasny piasek zdawał
się drgać w promieniach tropikalnego słońca. Była zadowolona, że włożyła na siebie tylko
lekką, bawełnianą bluzkę i krótką, obcisłą spódniczkę odsłaniającą nogi.
Nagle zastygła w bezruchu i zaczęła nadsłuchiwać. Do jej uszu dobiegł jakiś dziwny
dźwięk, zagłuszony częściowo przez grającą w głębi lądu orkiestrę. Nie był to szum morza,
które tego dnia zachowywało się wyjątkowo spokojnie. To było coś innego... ale co?
Po chwili zdała sobie ze zdumieniem sprawę, że słyszy płacz dziecka. Natychmiast
ruszyła biegiem wzdłuż plaży, zaglądając do wszystkich zatoczek. Potem zobaczyła go. Za
jednym z głazów siedział przerażony mały chłopiec. Wydawał się chory i obolały, więc w
przypływie współczucia natychmiast podbiegła, by go objąć.
– Och, mój mały biedaku – wymamrotała łagodnym tonem, przyklękając obok dziecka. –
Co się stało? Czy coś ci dolega?
Chłopiec był w wieku jej siostrzeńca, więc miał najwyżej trzy lata, a ona od razu poczuła
do niego sympatię, zmieszaną z ukłuciem niepokoju. Co takie małe dziecko robi samo na
plaży? Malec przestał już płakać i patrzył na nią szeroko otwartymi piwnymi oczami, lecz
nadal się nie odzywał. Był bardzo wystraszony, więc, chcąc dodać mu otuchy, uśmiechnęła
się do niego zachęcająco.
Chłopiec ostrożnie wyciągnął w jej kierunku lewą rękę. Miał jasną cerę i ciemne,
kędzierzawe włosy. Wydał jej się tak podobny do Daniela, że ponownie poczuła przypływ
sympatii i współczucia.
– Czy boli cię ręka? – spytała czułym tonem, a on powoli kiwnął głową, nadal usiłując
powstrzymać wstrząsający nim od czasu do czasu szloch. – Powiedz mi, co się stało?
– Spadłem z tego kamienia i... – Urwał, nie mogąc opanować nerwowego drżenia warg, a
Anna natychmiast delikatnie go objęła, uważając, by nie dotknąć bolącego ramienia. Jego
obojczyk wydawał się lekko zniekształcony, a zawodowa wiedza Anny podsunęła jej
podejrzenie, że może być pęknięty. Przy upadku na ramię lub wyciągniętą rękę, ta
stosunkowo cienka kość często ulegała złamaniom. Jako pediatra miała do czynienia z
wieloma podobnymi przypadkami.
– Jesteś bardzo dzielny – powiedziała do małego pacjenta. – Zaraz spróbuję ci pomóc.
Wszystko będzie dobrze. Mam na imię Anna, a ty?
– Sebastian – wyszeptał przez zaciśnięte usta. – Chcę do mamy... Boli mnie ręka...
– Wiem o tym, kochanie. Spróbujemy znaleźć twoją mamę. Obiecuję ci to. – Przytuliła go
do piersi i głaskała po włosach, dopóki się nie uspokoił. – Myślę, że masz pękniętą kość,
dlatego ból jest taki silny. Ale on niedługo minie. Kiedy zabandażujemy rękę, poczujesz się o
wiele lepiej. Zaraz poszukam jakiegoś opatrunku w mojej torbie.
Zajrzała do płóciennego worka, ale znalazła w nim tylko kolorowy samochodzik, który
przywiozła z sobą w nadziei, że uda jej się odszukać Daniela.
– Nie wiem, skąd on się tu wziął – rzekła z udawanym zdziwieniem, wręczając go
chłopcu. – Czy chciałbyś się nim pobawić?
Potem wyjęła jedwabny szalik i szybko zrobiła z niego coś w rodzaju temblaku.
Zawiązała go na szyi chłopca i oparła na nim jego ramię.
– Gotowe. Czy jest już trochę lepiej?
– Tak, dziękuję... – wymamrotał cicho chłopczyk, kiwając głową.
– To dobrze. – Wiedziała, że mały będzie teraz mniej cierpiał, ale zdawała sobie sprawę z
konieczności jak najszybszego oddania go w ręce lekarza.
Dostrzegła na jego głowie sporego guza i lekkie otarcia skóry. Czułaby się o wiele
pewniej, gdyby była w stanie przekazać go pod opiekę rodziców.
– Skąd przyszedłeś, Sebastian? – spytała łagodnie. – Czy to pamiętasz?
– Z przyjęcia... stamtąd – odparł, wskazując zdrową ręką kierunek, z którego dobiegała
muzyka. Anna dostrzegła teraz niewielką zatokę we wgłębieniu wybrzeża.
Zmarszczyła brwi, nie mogąc zrozumieć, jak ktokolwiek mógłby zapomnieć podczas
zabawy o tak małym chłopcu.
– Właśnie miałam iść w tamtą stronę – oznajmiła serdecznym tonem. – Zaniosę cię tam i
spróbujemy znaleźć twoją mamę albo twojego tatę, dobrze?
– Dada Carlos – mruknął cicho Sebastian.
Anna domyśliła się, że jest nadal bardzo wystraszony, więc zaczęła delikatnie ocierać
jego załzawioną twarz papierową chusteczką.
– Carlos... czy tak ma na imię twój tata? Chłopiec szeroko otworzył oczy, w których
nagle rozbłysła radość.
– Dada Carlos... – powtórzył znacznie pogodniejszym tonem. – On właśnie po mnie idzie.
Anna odwróciła się w kierunku, w którym patrzył chłopiec, i ujrzała nadchodzącego plażą
mężczyznę. Był wysoki i dobrze zbudowany, a jego ciemne włosy powiewały na wietrze.
Zobaczył ich i przyspieszył kroku. Miał na sobie sportową koszulkę i lekkie, płócienne
spodnie. Poruszał się ze swobodą i pewnością wysportowanego młodego człowieka.
Gdy podszedł bliżej, zauważyła, że jest bardzo przystojny. Miał europejskie rysy, ale
ciemna skóra i czarne włosy podsunęły jej przypuszczenie, że może mieć w sobie krew
latynoamerykańską.
– Nareszcie cię znalazłem, Seb – zwrócił się do chłopca.
– Szukam cię już od dawna. Nie powinieneś wychodzić z domu. Wszyscy się o ciebie
bardzo martwili.
Sebastian pochylił głowę, lecz się nie odezwał. Mężczyzna dostrzegł temblak, na którym
wspierała się jego ręka, i zmarszczył brwi.
–
Que pasa?
Co ci się stało? – spytał z troską w głosie.
– Czy coś cię boli?
Chłopiec znów zaczął cicho szlochać.
– Chciałem popatrzeć na morze, ale spadłem z dużego kamienia – wykrztusił przez łzy. –
Boli mnie ręka.
Mężczyzna przyklęknął szybko i obejrzał jego bark.
– Biedaku, to musi okropnie boleć, prawda? Ale widzę, że ktoś już cię opatrzył. Czy
zrobiła to twoja nowa znajoma?
Sebastian z powagą kiwnął głową.
– Anna założyła mi chustkę i teraz jest już trochę lepiej. Ale dalej bardzo boli.
Mężczyzna odwrócił głowę i przyjrzał się Annie badawczo.
– Widzę, że jestem pani dłużnikiem, Anno – powiedział serdecznym tonem. – To miło z
pani strony, że zajęła się pani chłopcem i została przy nim. Zrobiła pani dokładnie to. co
należało w tej sytuacji zrobić, więc obaj jesteśmy bardzo wdzięczni.
Anna nadal była na niego oburzona. Uważała, że zaniedbał obowiązek opieki nad
dzieckiem, więc zasłużył na reprymendę.
– Nie ma za co mi dziękować. Nie mogłam patrzeć obojętnie, jak ten chłopiec cierpi, więc
zrobiłam, ile było możliwe, żeby mu pomóc. – Urwała na chwilę, a potem dodała ostrzejszym
tonem: – Gdyby nie błąkał się samotnie po płazy, moja opieka zapewne nie byłaby mu
potrzebna.
W piwnych oczach mężczyzny błysnęły iskierki złości. Przez chwilę wydawało się, że
zamierza jej odpowiedzieć, ile potem odwrócił wzrok i ponownie spojrzał na chłopca.
– Myślę, że ma złamany obojczyk – ciągnęła Anna. – To jest bardzo bolesny uraz.
Powinien jak najprędzej znaleźć się pod opieką lekarza.
– Ma pani rację – przyznał Carlos. – Zaraz się tym zajmę.
– To dobrze – oznajmiła, obejmując chłopca, który znów zaczął szlochać. Domyślała się,
że musi być wystraszony, więc chciała dodać mu otuchy. – Trzeba zrobić mu zdjęcie.
– Więc ruszajmy – zaproponował mężczyzna. Anna, zadowolona, że mogła oddać
Sebastiana w jego ręce, zamierzała się oddalić, ale chłopiec spojrzał na nią błagalnie.
– Obiecałaś, że pójdziesz ze mną – wymamrotał przez łzy. – Że pomożesz mi znaleźć
mamę. Chcę, żebyś poszła z nami.
Carlos obrzucił ją ponownie badawczym spojrzeniem.
– Czy mogłaby pani to zrobić? – spytał. – Seb będzie się czul w pani obecności o wiele
lepiej. W tej chwili dokucza mu nie tylko ból, ale również strach.
– Domyślani się – odparła cicho. – Dobrze, mogę wybrać się z wami. I tak miałam zamiar
iść w kierunku przystani.
Chciała się przekonać, czy mężczyzna zapewni chłopcu odpowiednią opiekę lekarską.
Był najwyraźniej niezbyt odpowiedzialnym ojcem, a ona pragnęła, by Seb jak najszybciej
trafił do szpitala.
–
Bueno.
To świetnie – mruknął Carlos. – Bardzo pani dziękuję. Widzę, że Seb też jest
zadowolony.
Chłopiec zdobył się na niepewny uśmiech i wyciągnął rękę, by uchwycić dłoń Anny.
Potem spojrzał jej w oczy.
– Czy mogę zatrzymać ten samochód? – spytał cicho.
– Oczywiście – odparła Anna. – Jest twój. Carlos uśmiechnął się lekko.
– Jak sama pani widzi, trzyletnie dzieci mają inną skalę ważności spraw. – Schylił się, by
podnieść chłopca. – Wezmę cię na ręce, zgoda? Przecież nie chcemy, żebyś się znowu
przewrócił.
Wszyscy troje ruszyli w kierunku portu. Kiedy podeszli do stojącego nad zatoką domu,
dźwięki muzyki stały się bardziej donośne. Anna spojrzała na Carlosa.
– Czy mieszka pan w tej okolicy? – spytała, nie mogąc poskromić ciekawości. –
Sebastian mówił, że przyszedł z przyjęcia. Wnoszę z tego, że jest pan sąsiadem gospodarzy.
– Owszem – odparł. – Przepraszam, że się dotąd nie przedstawiłem. Nazywam się Carlos
Barrantes. Mój dom stoi nad zatoką.
– A ja jestem Anna Sommerville. Czy to jakaś specjalna okazja do bankietu?
– W pewnym sensie. Spotkaliśmy się z przyjaciółmi, żeby uczcić pomyślny rok... Żniwa
były bardzo udane, a większość z nas odniosła też sukcesy w życiu zawodowym. – Spojrzał
na nią z ukosa. – A pani? Zwiedzała pani wybrzeże czy zmierzała do jakiegoś konkretnego
celu?
– Miałam nadzieję, że uda mi się spotkać kogoś, kto mieszka w tej okolicy – odparła
wymijająco. Nie wiedziała dokładnie, gdzie stoi dom Nicka, ale postanowiła poszukać go
później, kiedy pozna trochę lepiej topografię wybrzeża.
– Czy nie naraziliśmy pani na spóźnienie?
– Nie, to nie ma znaczenia – odparła, potrząsając głową.
Prawdę mówiąc, nie wiedziała, czy zastanie swego szwagra w domu i czy uda jej się
porozmawiać z nim o jego synku, Danielu. Nie cieszyła się na to spotkanie. Nick zawsze był
człowiekiem niełatwym, a w tej sytuacji rozmowa z nim mogła być jeszcze trudniejsza. Nie
miała żadnej gwarancji, że uda jej się odnieść sukces. Ale ze względu na siostrę musiała
podjąć taką próbę.
Gdy doszli do przystani, Anna ujrzała nagle tłum rozbawionych uczestników przyjęcia.
Odbywało się ono w osłoniętej od wiatru zatoczce. Pod stromym zboczem wydmy stały
płonące paleniska do grillowania mięsa, a w powietrzu unosił się smakowity zapach pieczeni.
Kilka par tańczyło na piasku przy dźwiękach głośno grającej orkiestry. Inni goście
siedzieli w cieniu palm, rozmawiając i pijąc drinki rozstawione na dużych stołach. Inne stoły
uginały się pod ciężarem potraw i owoców.
– Mój samochód jest zaparkowany obok mola – oznajmił Carlos, zmieniając kierunek
marszu. – Dojazd do kliniki zajmie nam tylko kilka minut.
– Czy nie zamierza pan zawieźć dziecka do szpitala w mieście? – spytała Anna.
– Nie – odparł, potrząsając głową. – Klinika Mount View jest o wiele bliżej, a poza tym
tam zbadają go znacznie szybciej.
– Rozumiem. – Anna zmarszczyła brwi. Słyszała o tej ekskluzywnej, prywatnej klinice, w
której przyjmowano głównie pacjentów cierpiących na choroby serca. Doszła do wniosku, że
skoro Carlos liczy na natychmiastowe przyjęcie i zbadanie jego syna, musi być człowiekiem
zamożnym i ustosunkowanym.
Minęli molo i podeszli do dużego, luksusowego samochodu w kolorze nieba. Carlos
ostrożnie ułożył chłopca na tylnym siedzeniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]