pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DIXIE BROWNING
Złamane
skrzydła
Tytuł oryginału:
Two Hearts, Slightly Used
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Frances Smith Jones czuła się tak, jakby trafiła na skraj
cywilizowanego świata. Stała na sfatygowanych deskach
pomostu, otoczona sporą ilością bagażu, i patrzyła na za-
mgloną smugę na horyzoncie. Wyspa Coronoke. Chłopak
z przystani poszedł po łódź.
Zniknąć, paląc za sobą wszelkie mosty; kilka dni temu
miała wrażenie, że to świetny pomysł. Teraz wyglądało to
raczej na poważny błąd, nie pierwszy zresztą w jej życiu.
Pomasowała czoło między ściągniętymi brwiami; ćmią-
cy ból głowy dokuczał jej od rana. Potem dyskretnie po-
tarła ręką obolałe siedzenie. Przynajmniej tego mogę być
pewna, pomyślała; jeśli mam zaczynać życie od nowa, to
nie jako zawodowy kierowca.
- Część rzeczy mogę wziąć, proszę pani - usłyszała
głos przewoźnika - ale reszta musi tu pozostać. Mam tylko
małą motorówkę. Nabralibyśmy za dużo wody.
Nazywał się Jerry. Odnalazła go w ostatniej chwili, gdy
zarńykał mikroskopijne biuro przystani. Zapytała o most
na Coronoke.
- Most na Coronoke? Dawno się rozleciał... Chodziłem
wtedy do szóstej klasy. Wspominali o odbudowie, ale wła-
dze stanowe nie dały pieniędzy... zresztą ludzie na wyspie
lubią mieć spokój. Dziś jeszcze panią przewiozę, a resztę
rzeczy mogę wziąć jutro wieczorem... Chyba że pożyczy
pani łódkę od Maudie i zabierze je sama. Niedługo mam
spotkanie z dziewczyną, a rano idę do szkoły. - Błysnął
w uśmiechu białymi zębami, które ładnie kontrastowały
z jego opaloną twarzą.
Frances dawała mu jakieś siedemnaście lat, choć wyglą-
dał na mniej. Ona miała trzydzieści dziewięć i w tej chwili
czuła ciężar każdej przeżytej minuty.
Wskazała najmniejszą torbę podróżną, pękate rekla-
mówki ze sklepu spożywczego i płaską walizeczkę miesz-
czącą podręczny komputer - to musiała zabrać od razu.
Resztę zamknęła w bagażniku samochodu.
Zmrok zapadał szybko, po części z powodu grubej war-
stwy chmur, które zasłoniły niebo późnym popołudniem.
Wcześniej nawet nie brała pod uwagę, że będzie szukała
domu stryja po ciemku. Stryj opowiadał, że na wyspie jest
tylko pięć letnich domków i coś w rodzaju pałacyku my-
śliwskiego..
„Jeśli będziesz mieć kłopoty, zwróć się do Maudie",
mówił. „Mieszka w Trofeum Keegana".
Ba, najpierw trzeba ją znaleźć, pomyślała.
Jeszcze niedawno wszystko wydawało się takie proste.
Złożyła wymówienie w pracy, spotkała się z prawnikiem,
żeby przepisać dom na rodzinę Jonesów, i zadzwoniła do
stryjka Seymore'a w Filadelfii z zapytaniem, czy nadal ma
letni domek gdzieś nad Atlantykiem. Jeżeli tak, to czy
można go wynająć na parę tygodni. Chciałaby mieć trochę
czasu, zanim zdecyduje, co zrobić z resztą swojego życia.
Proponowała, że zapłaci za wynajęcie domku, choć wie-
działa, że to nadweręży jej skromne oszczędności. Stryj
Seymore nawet nie chciał o tym słyszeć. „Upieczesz mi
coś dobrego na Boże Narodzenie", powiedział: i obiecała
mu to, choć nie miała pojęcia, gdzie i co będzie robić za
rok.
Optymizm, wściekłość i determinacja kierowały dotąd
jej postępowaniem. W tym nastroju wmówiła sobie, że oto,
nareszcie wolna, może przeżyć największą przygodę swe-
go życia.
Gdzieś po drodze z Fort Wayne w stanie Indiana do
Coronoke w Północnej Karolinie, po złapaniu gumy
w dwóch kołach po kolei, iluś tam godzinach błądzenia
w poszukiwaniu drogi i incydencie z szalejącym na auto-
stradzie kierowcą, przed którym ledwie uszła z życiem, jej
entuzjazm zaczął maleć.
Motorówka z głośnym warkotem przemierzała wzbu-
rzoną wodę, cieśniny. Przyciskając do piersi swoją cenną
walizkę, Frances zastanawiała się, w którym momencie jej
mózg przestał działać. Była najstarsza z piątki rodzeństwa;
zawsze uważano ją za jedyną rozsądną osobę w awantur-
niczej rodzinie Smithów. Milutka, potulna Frances, taka
rozsądnie myśląca, praktyczna.
Jasne, potulna i praktyczna jak słomianka przed drzwiami!
Czuła to coraz wyraźniej, gdy zbliżali się do małej,
porośniętej lasem wyspy. Jedynym znakiem ludzkiej obe-
cności była przystań, w tej chwili całkiem pusta. Niezbyt
przyjemne miejsce, co tu kryć! .
Zapłaciła swemu przewoźnikowi, licząc w duchu na to,
że nie będzie musiała często korzystać z jego usług.
- Gdzie mogę znaleźć kogoś o imieniu Maudie? - za-
pytała, gdy jej rzeczy znalazły się na brzegu. Nadwerężone
wcześniej siedzenie obtłukła sobie całkiem o twardą ławkę
motorówki. Dygotała z zimna, z włosów ściekały krople
słonej wody.
- Maudie? Jest w Utah. Pojechała zobaczyć wnuczka.
- W Utah! Cudownie! Może więc pan mi powie, gdzie
jest domek pana Seymore'a? Nazywa się Kryjówka Czar-
nobrodego czy jakoś tak...
- Jaskinia. Czarnobrodego. Stary spryciarz nie miał
zwyczaju ukrywać się przed kimkolwiek, nawet kiedy po-
rucznik Meynard nacierał na niego z toporem. To było
niedaleko stąd, po tamtej stronie cieśniny.
Frances nie była w nastroju do wysłuchiwania prze-
brzmiałych opowieści o piratach,
- Niech się nazywa, jak chce, ale gdzie to jest?
- Przepraszam panią.. Niektórzy ludzie lubią słuchać
takich historii, niektórzy nie. Trzeba pójść ścieżką przez
las - wskazał ręką ledwie widoczny prześwit pośród ciem-
nych, gęsto, rosnących drzew -i a potem skręcić w prawo.
Domy sapo tamtej stronie wyspy; Jaskinią Czarnobrodego
to ostatni budynek w rzędzie. Osłony przeciwsztormowe
pomalowane są w zielone; pasy. Łatwo go poznać.
Uznając swoje zadanie za wykonane, wskoczył do łódki
i szykował się do odpłynięcia.
Frances została na pomoście ze swym zdziesiątkowa-
nym dobytkiem. Walczyła z pokusą, żeby wsiąść z powro-
tem do łódki i wracać razem z przewoźnikiem. Mogłaby
spędzić tę noc w hotelu na Hatteras. Rano wszystko wy-
glądałoby lepiej… No, na pewno nie gorzej niż teraz.,
- Jerry, czy....- zaczęła, kiedy otworzył przepustnicę
i pomachał jej ręką na pożegnanie.
- Do zobaczenia, proszę pani! Dziewczyna na mnie
czeka!
- A pędź sobie na złamanie karku - mruczała pod no-
sem do wtóru oddalającego się warkotu silnika. - Jeśli to
ma być tutejsza gościnność, to... Wypchajcie się wszyscy,
mam was gdzieś!
Po chwili okazało się jednak, że nie jest sama. Drewnia-
ny pomost zatrząsł się pod ciężarem czyichś kroków. ....
- Jeśli przyjechała pani do Keeganów, to ich nie ma.
Jeśli szuka pani motelu, to nie dysponujemy .czymś takim.
Jeśli oczekuje pani gościnności ze strony tutejszych mie-
szkańców, to muszę panią poinformować, że jej zapasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl