pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Julie nie cierpi joe, z czasem sa para, pozniej jest z nickiem, joe nie chce dac jej z nim być- joe jako zły charakter (choroba psychiczna)

-Julie Madison Ross!! Wyłaź natychmiast z łazienki! - krzyknęła niewysoka brunetka o krótko obciętych włosach, na oko dwudziestopięcioletnia. Od kilku minut dobijała się do drzwi, czerwona ze złości. - Julie!!

-Już wychodzę! - dobiegł głos z łazienki – Ani chwili spokoju – mruknęła do siebie i wyszła z wanny, owijając się ręcznikiem. Wzięła szczotkę i zaczęła rozczesywać swoje długie ciemnobrązowe włosy, które po chwili utworzyły się w fale. Uśmiechnęła się do siebie i przyjrzała swojemu odbiciu. Błękitne oczy, które odziedziczyła po mamie, pełne malinowe usta, szczupła wysoka sylwetka, której zawsze zazdrościła jej Sarah.

Julie był najmłodszą z trzech sióstr Ross. Najstarsza Sarah zaopiekowała się nimi po śmierci rodziców, którzy pięć lat temu zginęli w wypadku. O dwa lata młodsza Amber zawsze była buntowniczką i nie podobało jej się jak Sarah próbowała zastąpić im matkę. Jak tylko skończyła dwadzieścia lat wyprowadziła się i zamieszkała ze swoim chłopakiem.

-Julie do cholery, wyłaź stamtąd! - wrzasnęła Sarah. Julie wywróciła oczami i wyszła, posyłając siostrze promienny uśmiech. - Chyba nie chcesz spóźnić się na ślub własnej kuzynki?

-Mamy jeszcze dwie godziny – powiedziała spokojnie.

-Godzinę zajmie nam sam dojazd – warknęła i zniknęła w łazience. Julia weszła do swojego pokoju w jasnym odcieniu czerwieni. Jednak ściany pooblepiane były różnymi plakatami: Green Day, Nickelback, Maroon 5, U2 i ten ostatni, który praktycznie tutaj nie pasował. Jonas Brothers.

Podeszła do dużej szafy i wyjęła z niej krótką czerwoną sukienkę na ramiączkach. Rzuciła suknię na łóżko, włączyła „Basket Case” Green Day i przytakując w rytm muzyki zaczęła się szykować. Po niecałej godzinie była gotowa i rozległo się pukanie do drzwi. Pojawiła się Sarah.

-Co ty masz na sobie? - spytała Julie, patrząc na jej białe spodnie i czarną tunikę.

-Co? - zdziwiła się.

-Jak będziesz ubierać się jak sztywniaka to zostaniesz starą panna. Czemu ty się nie malujesz? Już ja o ciebie zadbam. - pogroziła jej palcem, mrużąc oczy.

-Nie teraz – pociągnęła ją za rękę i wyprowadziła z domu. Zamknęła drzwi na klucz i poszły do starego Jeepa. Julie skrzywiła się na widok obdrapanej karoserii i wgniecionego zderzaka, czyli pamiątce po nauce jazdy Amber. Samochód należał do ich wuja, który podarował im go, by Sarah miała czym dojeżdżać do sklepu odzieżowego, w którym pracowała. Nie zarabiała dużo, ale starczało im na jedzenie i rachunki. Właścicielka wiedziała w jakiej są sytuacji, więc czasem dawała im jakiś ciuch.

-Wiesz za kogo ona wychodzi? - spytała Julie.

-Nie mam pojęcia. Przecież nie widziałyśmy się z nią od pogrzebu rodziców. Zdziwiłam się, że w ogóle o nas pamiętała. Na zaproszeniu było podane nazwisko, ale nie pamiętam – uśmiechnęła się lekko – Gadałaś z Amber? Przyjedzie?

-Chyba. Na pewno z tym chłopakiem – skrzywiła się – Nie wiem co ona w nim widzi.

-Może widzi to czego ty nie – zerknęła na nią, a Julie wywróciła oczami. Przez całą drogę więcej nie rozmawiały. W końcu Sarah zatrzymała się przed niewielkim kościołem. Gości nie było dużo. Najwyraźniej państwo młodzi postanowili urządzić skromny ślub. Julie rozglądała się, by wypatrzeć gdzieś kogoś znajomego, ale wyglądało na to, że większość gości stanowiła rodzina pana młodego. Ojciec Angeli Ross był bratem ojca Julie i była tylko o rok starsza od Sary. Trzy lata temu wyprowadzili się do Nowego Jorku, a siostry zostały w rodzinnym domu w Dallas.

Nagle z całym impetem na kogoś wpadła i prawie straciła równowagę, ale złapała się ramienia poszkodowanego.

-Przepraszam – wybąkała, nie patrząc na tą osobę. Nie należała do osób nieśmiałych czy strachliwych, ale nienawidziła robić z siebie idiotki, szczególnie przed obcymi.

-Nic się nie stało – odpowiedział miły męski głos i do tego znajomy. Podniosła głowę z jego czarnych lśniących butów, na czarne do tego obcisłe spodnie, białą koszulę wyciągniętą ze spodni i czarną marynarkę idealnie dopasowaną. A potem na jego twarz.

-O Boże... - wyrwało jej się i to dość głośno, a chłopak uśmiechnął się.

-Nie ma we mnie nic z Boga, ale jestem...

-Julie! - krzyknęła Sara i złapała ją za ramię, odciągając od zdezorientowanego chłopaka – Idziemy do kościoła.

Julie odwróciła się jeszcze, ale jego już tam nie było. Może mi się tylko przewidziało?

 

**

Wesele odbywało się na niedużej ciemnej sali niedaleko kościoła. Julie siedziała w odległym kącie, obserwując tańczące pary. Minęły ponad dwie godziny, a ona nadal nie spotkała tego chłopaka, na którego wpadła. Chciała się upewnić, czy to naprawdę był on, czy po prostu był do niego niesamowicie podobny. Gdzieś przemknęła jej Sarah, a para młoda tańczyła na środku sali. Przyjrzała się panu młodemu. Wysoki blondyn o przyjaznym wyraźnie twarzy. Przez cały taniec nie spuszczał wzroku ze swojej żony. Był przystojny, a czarny garnitur znakomicie na nim leżał.

Wstała nie spuszczając wzroku z tańczących i nagle na jej sukience, a dokładniej biuście, znalazł się cały kieliszek szampana.

-No i co zrobiłeś – warknęła i podniosła głowę – Znowu ty?!

-Przedtem byłaś milsza – stwierdził – Sorry za sukienkę... Zagapiłem się.

-Pięknie – syknęła i skierowała się do łazienki, a on za nią – Musisz za mną łazić?!

-Czuję się winny zniszczenia tak ładnej sukienki – powiedział, patrząc na plamę, ale szybko podniósł wzrok. Prychnęła i weszła do łazienki. Wzięła kilka papierowych ręczników i zmoczyła. Chłopak zamknął drzwi i oparł się o ścianę, patrząc na jej wysiłki.

-Julie, naprawdę mi przykro... - zaczął.

-Dla ciebie pani – warknęła, wycierając plamę, ale tylko pomoczyła sukienkę – Teraz wyglądam jak miss mokrego podkoszulka – mruknęła, a on parsknął śmiechem.- To nie jest śmieszne!

-Może lepiej się pani przedstawię – odchrząknął – Joseph Jonas.

-Wiem kim jesteś – powiedziała sucho, odwracając się do niego i krzyżując ramiona na piersi, by ukryć plamę, bo jego wzrok bez przerwy wędrował w dół.

-No tak... - zmieszał się lekko – A ty jesteś Julie, tak?

-Tak, a teraz przepuść mnie, bo muszę znaleźć siostrę.

Chcąc nie chcąc odsunął się i przepuścił dziewczynę, która wyszła nie zaszczycając go spojrzeniem. Westchnął ciężko i wyszedł. Odnalazł braci, którzy od samego początku obserwowali całe zdarzenie i mieli niezły ubaw.

-Coś ty jest zrobił? - spytał Kevin, krztusząc się ze śmiechu i spojrzał na siostry Ross.

-Oblałem szampanem – mruknął.

-Niezły sposób na podryw – zadrwił Nick.

-To nie był podryw – zaprotestował, a Nick spojrzał na niego z politowaniem i poszedł – No naprawdę!

 

-Co za cham – warknęła Julie, dokładnie zakrywając się swetrem siostry – Jeszcze dziś zrywam ich wszystkie plakaty.

-Nie przesadzaj – powiedziała Sarah, wyraźnie rozbawiona całą sytuacją – On nie zrobił tego umyślnie.

-Ale umyślnie się na mnie gapił! Właściwie co oni tu robią?

-Angela wychodzi za ich przyjaciela – wyjaśniła, a jej wzrok padł na drzwi – Amber przyjechała.

Julie odwróciła się i zobaczyła siostrę pod ramię ze swoim chłopakiem. Na sobie miała elegancką i skromną czarną suknię, a na ramiona zarzuconą skórzaną kurtkę. W prostych długich ciemnych włosach miała kilka blond pasemek i mocny makijaż. Dostrzegła je i zaczęła iść w ich kierunku.

-Siemka Julie – powiedziała wesoło, ściskając młodszą siostrę – i Sarah – jej entuzjazm lekko przygasł – Seb miał pracę, więc nie mogliśmy wcześniej...

-Amber! Sarah! - zawołała Angela i uściskała je mocno – Julie, ale ty wyrosłaś.

-A ty pięknie wyglądasz w tej białej sukni – Julie uśmiechnęła się sztucznie.

-Przedstawię wam Jamesa – pociągnęła Sarę za rękę. Amber i Julie spojrzały po sobie i poszły za nimi – To właśnie moje kuzynki, a to James Wilson.

-Miło poznać – uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. - A to moi przyjaciele – wskazał na chłopaków, z którymi rozmawiał – Kevin, Nick i...

-My się już poznaliśmy – przerwał mu Joe i uśmiechnął się do Julie. Dziewczyna prychnęła jak rozjuszona kotka i odwróciła głowę w drugą stronę.

-Musimy wrócić do gości – powiedziała Angela.

-Zatańczysz? - Kevin zwrócił się do Julie, kiedy młoda para się oddaliła. Spojrzała na niego niepewnie, ale zgodziła się. Wyszli na parkiet, odprowadzani wzrokiem Joe, który miał ochotę udusić brata gołymi rękami. To ja miałem ją poprosić!

-Widzę, że nie pałasz sympatią do Joe – powiedział Kevin.

-Zniszczył mi sukienkę – mruknęła – Poza tym jest wkurzający.

-Jak to dobrze, że nie jesteś naszą fanką – uśmiechnął się.

-Inna na moim miejscu zrobiła by wszystko, żeby dać się oblać. Żenujące... Nie jestem waszą fanką, ale lubię waszą muzykę – dodała szybko.

-To miło. To pytanie pewnie będzie głupie, ale... Jesteście siostrami?

-A wy jesteście braćmi? - spytała z uśmiechem.

-Ja i Nick tak, ale Joe jest z probówki.

Julie wybuchnęła głośnym śmiechem i spojrzała na Joe, który siedział obrażony na krześle i nie spuszczał z nich wzroku.

 

**

Wróciły do domu dość późno. Julie zdążyła tylko pożegnać się z Amber, bo Sara ciągle ją poganiała. Większość wesela spędziła w towarzystwie Kevina, trzymając się jak najdalej jego młodszego brata. Bardzo polubiła najstarszego Jonasa. Mogła z nim porozmawiać o wszystkim i nie zachowywał się jak wielka gwiazda. Do Joe miała mieszane uczucia.

Rano obudził ją nieprzyjemny dźwięk dzwonka. Wybiła dziesiąta więc Sara już dawno była w pracy. Niechętnie zwlekła się z łóżka, narzuciła na ramiona szlafrok i zeszła na dół. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła osobę, której teraz najmniej się spodziewała.

-Przyszedłem przeprosić za sukienkę – powiedział, zanim się odezwała – Wpuścisz mnie?

Skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na niego krzywo, ale cofnęła się tak by mógł wejść.

-Streszczaj się – warknęła.

-Dlaczego tak mnie traktujesz? - spytał – Jak największego wroga?

-Jesteś zbyt pewny siebie.

-Ty również.

-Jak bardzo jesteśmy do siebie podobni – powiedziała z ironią.

-I tu się mylisz, Julie. Ja jestem sobą, a ty tylko udajesz taką. Udajesz kogoś kim nie jesteś.

-Nie znasz mnie – wycedziła.

-Bo nie dasz się poznać – powiedział i sięgnął do kieszeni – Przyjdź z siostrami – dodał, kładąc na komodzie przy drzwiach kopertę i wyszedł. Prychnęła wściekła i wzięła kopertę. Jego odwiedziny ją zdziwiły, ale gdy zobaczyła, że w kopercie są trzy bilety na jutrzejszy koncert Jonas Brothers, szczęka jej opadła.

 

-Gdzieś ty był?! - zawołał Nick, jak tylko jego starszy brat przekroczył próg domu.

-Nie krzycz – mruknął i poszedł do kuchni – Musiałem coś załatwić.

-Nie mogłeś przynajmniej powiedzieć? - warknął, idąc za nim.

-Nick, wyluzuj. Wróciłem, nic mi się nie stało, nikt mnie nie napadł, nie okradł, więc po co robić aferę? - wzruszył ramionami i sięgnął do lodówki po sok.

-Dopiero co się wprowadziliśmy, a ty się włóczysz. Mama każe nam meble wnosić – powiedział – I dzwoniła Taylor. Prosiła o te trzy bilety, które miałeś jej dać.

Joe zakrztusił się i spojrzał na brata ze strachem. Całkiem o tym zapomniał.

-Zaraz wracam! - zawołał i wybiegł z pokoju, a Nick pokręcił głową z politowaniem.

Joe zamknął się w pokoju i wykręcił numer do menadżera. Był tak zamyślony po spotkaniu z panną Ross, że całkiem zapomniał o Taylor. Obiecał jej, że załatwi dla jej przyjaciół bilety na koncert i spieprzył sprawę. Tylko dlatego, że oblał szampanem jakąś dziewczynę. Z jednej strony zależało mu na Taylor, ale przez to wesele całkiem stracił głowę. Ta dziewczyna wręcz go urzekła i tylko marzył by jeszcze raz ją zobaczyć.

-Josh? Są jeszcze jakieś bilety? - spytał.

-Bilety? Chłopie, bilety wyprzedały się w ciągu pięciu minut, a ty mnie teraz pytasz czy są! Dostałeś trzy, więc nie marudź.

-Ale... - nie dokończył, bo Josh rozłączył się – No to mam problem...

 

Obudziły ją głosy dochodzące z dołu. Przeciągnęła się i nastawiła ucha. Głosy nasiliły się i teraz ktoś wyraźnie się kłócił. Powoli zeszła na dół i rozpoznała siostry.

-Chociaż raz mogłabyś mnie wesprzeć! - wykrzyknęła Amber wręcz płaczliwym tonem, a Julie przyłożyła ucho do drzwi.

-O ile pamiętam wyprowadziłaś się właśnie przez to, że za bardzo cię wspierałam – powiedziała Sara podniesionym tonem. W tym momencie Julie postanowiła interweniować, bo czuła, że ta kłótnia nie prowadzi do niczego dobrego.

-Co się dzieje? - spytała, wchodząc, a siostry umilkły. Dostrzegła też walizkę obok nogi Amber. - Stało się coś?

-Wróciłam – powiedziała Amber, starając się przybrać wesoły ton i uściskała ją. Julie od razu wyczuła, że siostra ma mokre policzki.

-Amber, co się stało? - spytała, kiedy ją puściła.

-Postanowiłam na... jakiś czas odwiedzić stare śmieci – wykrzywiła usta w uśmiechu – Pójdę się rozpakować.

Wzięła swoją walizkę i wyszła, a Julie odczekała aż trzasną drzwi jej pokoju i spojrzała na Sarę.

-Mówiłam, że ten debil ją zostawi – powiedziała Julie.

-A skąd wiesz, że ją zostawił?

-Nie jestem głupia. I słyszałam waszą rozmowę. Jak dorwę tego debila to mnie popamięta!

 

-Jak to nie masz biletów?! - krzyknęła Taylor tak głośno, że musiał odsunąć telefon od ucha.

-Wybacz, ale wysprzedali wszystko – powiedział spokojnie – Nie dało się...

-Gdyby naprawdę ci na mnie zależało zrobił byś dla mnie wszystko! - i rozłączyła się, a Joe opadł na fotel, który stał na środku korytarza i ukrył twarz w dłoniach.

-Kłótnia z dziewczyną? - spytał Kevin, wchodząc do domu z dużym kartonem w ramionach.

-To nie moja dziewczyna – warknął.

-Niech ci będzie – uśmiechnął się – Dla ciebie może i nią nie jest, ale dla niej ty jesteś jej chłopakiem.

-Wiem jaki masz stosunek do Taylor, ale daruj sobie – spojrzał na niego z wyrzutem – Skończmy z tymi meblami i jedźmy na ten koncert. Dallas czeka.

Kevin uśmiechnął się i zniknął w salonie. Joe spojrzał jeszcze raz na wyświetlacz telefonu i schował go do kieszeni. Nienawidził gdy ktoś zbyt wiele od niego wymaga.ł Szczególnie gdy robiła to dziewczyna, a Taylor czasami zachowywała się tak jakby tylko zależało jej na tym, że jest sławny. W końcu sama była piosenkarką, a znajomość z nimi mogła jej bardzo pomóc w rozwinięciu kariery.

-That didn't work you shoulda known better. It's gonna suck when the camera stops rolling and you find out soon, that the treatment wasn't worth it – zanucił cicho i uśmiechnął się do siebie.

 

Julie zapukała do pokoju Amber i weszła. Ciemnogranatowe ściany, zasłonięte okna. Zawsze gdy tu wchodziła czuła się źle. Jej pokój był bez życia. Ciemny, ponury. Od razu ogarniała ją przygnębienie.

Amber leżała na łóżku, tyłem do drzwi. Usiadła na brzegu i dotknęła ramienia siostry.

-Możesz mi powiedzieć – szepnęła Julie.

-Miałaś rację co do niego – mruknęła – Znowu... A ja znowu cię nie posłuchałam.

-Pokłóciliście się?

-Zdradził mnie – odwróciła głowę i spojrzała na nią ze łzami w oczach – Dlaczego ja cię nigdy nie słucham?

-Byłaś ślepa i głupia – uśmiechnęła się – A ja mam coś co poprawi ci humor. Zapomnisz raz na zawsze o tym debilu.

-Nie idę na żadną imprezę – mruknęła.

-A na koncert Jonas Brothers?

 

**

Jeszcze raz spojrzał w lustro na swoje odbicie i po raz kolejny poprawił wstrętny krawat. Nie wiedział co go tak denerwowało. Czy spotkanie z Taylor, czy możliwość spotkania Julie. Jednak nie miał co liczyć, że się zjawi na koncercie. Ich znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, a tak bardzo chciał poznać ją bliżej. Było w niej coś takiego co przyciągało uwagę. Wydawała się zagubiona i wręcz błagająca o pomoc, mimo, że udawała, że wcale jej nie chce.

-Ostatni koncert i dwa tygodnie wolności – powiedział Nick wchodząc do garderoby i spojrzał na brata – przestań się pindrzyć przed tym lustrem i idziemy.

-Taylor jest? - spytał, ignorując jego wypowiedź.

-A skąd mam wiedzieć? - wzruszył ramionami i wybiegł. Joe westchnął i wyszedł za nim. Za sceną jak zawsze było wielkie zamieszanie. Wszystkim się gdzieś spieszyło i nagle w tym tłumie dostrzegł blond loki. Odrazu schował się za jakimiś kartonami, modląc się by go nie zobaczyła. Kevin obserwował go z boku i pokręcił głową z politowaniem. Joe ostrożnie wychylił głowę zza kartonów i sprawdził, czy droga wolna. Taylor najwyraźniej udała się na widownię. Kevin wziął swoją gitarę i podszedł do brata.

-Nie możesz jej wiecznie unikać – powiedział.

-Jak na razie świetnie mi to wychodzi – uśmiechnął się, a Kevin tylko westchnął z bezsilności.

 

-Jesteś w czepku urodzona – stwierdziła podekscytowana Amber, kiedy stały w długiej kolejce na koncert. Julie uśmiechnęła się ponuro. Cieszyła się, że przynajmniej humor jej się poprawił i zapomniała o swoim byłym chłopaku.

-Nie przesadzaj – mruknęła Julie – Ciesz się, że nie wywaliłam tych biletów, bo naprawdę miałam taki zamiar.

Amber spojrzała na nią groźnie. Po kilku minutach stanęły przed wejściem, zatrzymane przez potężnego ochroniarza. Julie podała mu bilety.

-Skąd macie bilety do sekcji 0? - spytał, przeszywając je wzrokiem.

-A jaka jest różnica między tą sekcją a inną? - zapytała Sara, krzyżując ramiona na piersi. Ochroniarz spojrzał na nią krzywo, ale wpuścił je do środka. Widownia była olbrzymia. Kilka tysięcy miejsc już do połowy zapełnionych, a na zewnątrz nadal było dość spora kolejka. Jak widać Jonas Brothers nadal przyciągało dziesiątki tysięcy.

-A niech mnie! To miejsca pod samą sceną! - zawołała Julie.

-Wspaniale! Będę widziała pot spływający po czole Kevina. No co? - spytała, widząc spojrzenie sióstr. Sarah wywróciła oczami i zajęła swoje miejsce z miną jakby ten koncert ją nie interesował. Julie rozejrzała się. To był jej pierwszy w życiu jakikolwiek koncert. Może i nie przepadała za Joe, ale muzyka Jonas Brothers miała coś w sobie, co interesowało. Potrafiła zaczarować każdego.

Nawet nie zorientowała się kiedy światła na scenie zgasły. Koncert się zaczął.

 

-To było ekstra! - krzyknęła Sarah, a one spojrzały na nią dziwnie – To znaczy... było bardzo interesująco.

Opuściły halę koncertową, kierując się na parking.

-Joe się na ciebie patrzył – szepnęła Amber na ucho młodszej siostrze.

-Tak jak na inne dziewczyny – wzruszyła ramionami – Wracajmy do domu. Jestem padnięta.

-Nie przeżywasz nić po takim wydarzeniu? - zdziwiła się, patrząc na grupkę dziewczyn, które piszczały, że Nick uścisnął im dłonie.

-Nie jestem jedną z nich – powiedziała i wsiadła do auta.

 

Biegł przez długi korytarz. Już był spóźniony na spotkanie z fanami po koncercie. Wszystko przez to, że zatrzymali go jacyś goście z radia. Nagle wyrosła przed nim wkurzona Taylor i zatrzymał się gwałtownie, by uniknąć zderzenia.

-Gdzieś ty był? - spytała ostro.

-Jak byś nie zauważyła to na scenie – powiedział z ironią w głosie – Spieszę się.

-Musimy pogadać, Joseph.

-Nie teraz – warknął i wyminął ją. Wpadł do sali jak burza, a Big Rob, ochroniarz posłał mu karcące spojrzenie. Zignorował go i podszedł do stołu, gdzie byli już Nick i Kevin, rozmawiając z kilkoma dziewczynami.

-Coś mnie ominęło? - spytał wesoło, a Kevin spojrzał na niego krzywo – Ej, nie moja wina, że wywiad chcieli.

-Dobra, nie tłumacz się – mruknął Kevin i uśmiechnął się do fanek – Ktoś chce zdjęcie?

 

**

Od kilkunastu minut siedział przy stole i gapił się na notes. Chciał napisać jakąś piosenkę, ale nie potrafił się skupić. Cały czas przed oczami miał Julie Ross. Widząc ją na koncercie, ucieszył się. Specjalnie dał jej bilety do sekcji dla VIP-ów mając nadzieję, że przyjdzie na spotkanie dla fanów, ale nie zjawiła się.

Nick usiadł obok brata, ale ten nawet nie zwrócił na niego uwagi. Nie wytrzymał i uszczypnął go w ucho.

-Co ty wyrabiasz?! - wykrzyknął wkurzony.

-O czym myślałeś? - spytał Nick.

-O niczym – mruknął.

-Stary, rodzicom możesz wmawiać głupoty, ale mnie nie oszukasz. Coś cię gryzie, a intuicja podpowiada mi się, że to nie ma nic wspólnego z Taylor.

-Pamiętasz te dziewczyny z wesela James? - zapytał, a Nick kiwnął głową – Angela podała mi ich adres i pojechałem do nich. Dałem im bilety, które miały być dla Taylor.

-Tak myślałem, że Julie wpadła ci w oko – uśmiechnął się, a Joe spojrzał na niego krzywo – Całe wesele nie spuszczałeś z niej wzroku.

-To aż tak widać? - zmarszczył czoło.

-Znam cię szesnaście lat. Wiem kiedy mój brat się zakocha – powiedział i wstał – Zrobisz coś z tym, czy wolisz pustą Taylor?

Wyszedł z kuchni, zostawiając starszego brata z różnymi myślami.

 

Julie zajrzała do salonu, gdzie zastała Sarę, która siedziała na kanapie z twarzą ukrytą w dłoniach. Przed nią na stole leżało pełno różnych rachunków i dokumentów. Julie usiadła obok niej i wtedy podniosła głowę. Wyglądała na zmartwioną.

-Stało się coś? - spytała Julie.

-Mamy poważny problem – mruknęła – Od dłuższego czasu zalegamy z rachunkami. Nie jestem w stanie wszystkiego spłacić.

-To znajdę pracę – powiedziała od razu.

-Obawiam się, że nie na wiele się to zda... Możemy stracić dom.

-Co takiego?! Sara, musimy coś zrobić. Skończyłam szkołę, poszukam pracy. Pal licho studia. Mogę pracować na dwa etaty, ale nie możemy stracić domu.

-Nie wiem... - westchnęła – Sprzedam samochód i pozostaje nam tylko się modlić, aby nie wyrzucili nas na ulicę.

 

Leżał na łóżku korzystając z kilku dni wolnego. Od dwóch lat nie miał prawdziwych wakacji. Co z tego, że podróżował i zwiedzał nowe miejsca, jak ciągle był w „pracy”? Jednak takie życie sam sobie wybrał. Pamiętał jak ojciec spytał ich cztery lata temu, czy na pewno chcą zająć się muzyką. Chórem potwierdzili. Nie żałował tej decyzji, ale co by było gdyby zrezygnowali? mógłby wtedy spokojnie przejść ulicą bez strachu, że na drugi dzień w internecie pojawią się zdjęcia. Chodziłby do zwykłej szkoły i przejmował się tylko nią. Chciał żyć jak normalny chłopak. Nastolatek, który nie musi przejmować się tym, by jak najlepiej wypaść na kolejnej gali lub koncercie. Chciał mieć dziewczynę, którą będzie mógł widywać kiedy zechce, a nie kiedy pozwala mu na to napięty grafik. Ile razy już stracił miłość przez sławę? Dziesiątki.

-Joe! Masz gościa! - usłyszał z dołu głos Nicka i zwlekł się z łóżka. Ostrożnie przeszedł nad samochodzikami, które porozkładał na korytarzu mały Frankie i zbiegł po schodach.

-Joe! Kochanie!

Zamarł, a widok przysłoniły mu blond loki, kiedy Taylor rzuciła mu się na szyję.

-Co ty tu robisz? - wydusił z siebie.

-Jak to co? - puściła go i uśmiechnęła się szeroko – Mam koncert w Dallas, więc przyjechałam odwiedzić mojego chło...

-Nie jestem twoim chłopakiem – przerwał jej ostro. Taylor zamrugała zaskoczona, a Nick mruknął coś o przypalonych grzankach i ulotnił się do kuchni. - Taylor my nigdy nie byliśmy razem. To gazety zrobiły z nas Jaylor, a ty nawet nie miałaś zamiaru zaprzeczać.

-Ty również – skrzyżowała ręce na piersi – Wiesz Joe, wybaczam ci te ostatnie humorki. Rozumiem, masz ciężkie życie. Ciągłe koncerty i to cię przytłacza.

-Ale...

-Pozbieraj się do kupy, a wtedy pogadamy – powiedziała, nie dając mu dojść do słowa – Nick, zrób mi kawy! - zawołała i zniknęła w kuchni.

-Już ja ci pokaże humorki – mruknął, wziął czapkę i ciemne okulary i wyszedł z domu. Zaczynało się ściemniać, więc nie musiał się martwić, że ktoś go dostrzeże. Spacerował długo, nie bardzo wiedząc gdzie. Nie znał zbyt dobrze Dallas. Po chwili znalazł się przed dużym parkiem. Włożył ręce głęboko do kieszeni bluzy i szedł powoli, kopiąc jakiś kamień. Nagle dostrzegł przed sobą samotną postać siedzącą na ławce. Rozpoznał ją od razu. Uśmiechnął się do siebie i zdjął okulary. Podszedł do niej, a dziewczyna czując, że ktoś koło niej siada, podniosła głowę i wytrzeszczyła oczy.

-Czemu siedzisz tu sama? - spytał.

-Samotność jest dobra – wzruszyła ramionami.

-Czasami ten kto jest samotny jest nieszczęśliwy...

-Przyszedłeś tu tylko po to by prawić mi morały? - spytała ostro – Właściwie co ty tu robisz?

-Mieszkam niedaleko. Wprowadziliśmy się przed wczoraj.

-Tylko po to, żeby mnie nękać?!

-W takim razie sobie pójdę – powiedział i wstał.

-Dobra, zostań.

Uśmiechnął się pod nosem i usiadł. Siedzieli w ciszy kilka minut. Nie chciał się narzucać, bo widział, że nie jest rozmowna. Czekał aż sama się odezwie. Co jakiś czas zerkał na nią, jakby próbując zatrzymać w pamięci każdy skrawek jej twarzy.

-Wydaje ci się czasami, że życie jest bez sensu?- spytała nagle.

-Bez przerwy – powiedział, rozciągając się wygodnie na ławce – Chociaż w moim przypadku jest trochę inaczej. Mam dwa życia. Jedno w którym jestem tylko Joe Jonasem i drugie, w którym jestem tym Joe Jonasem. To drugie zdecydowanie nie idzie tak jakbym chciał... A co skłoniło ciebie do takich przemyśleń? - spytał, patrząc na nią.

-Mam... problem – zawahała się. Nie miała zamiaru mówić mu o swoich sprawach. Nie znała go i nie lubiła, ale teraz potrzebowała kogoś komu mogłaby się wyżalić. Tym kimś był akurat on. - Muszę szybko znaleźć pracę, bo stracimy dom i wylądujemy na bruku.

-Mógłbym ci pomóc. Znajdzie się jakieś miejsce w naszej ekipie...

-Nie potrzebuję twojej pomocy – mruknęła.

-A wasi rodzice nie mogą wam pomóc?

-Pójdę już – wstała, a on patrzył zdziwiony jak znika w ciemnej alejce.

 

-I po prostu sobie poszła – Joe zakończył swoją opowieść, a Kevin i Nick wymienili spojrzenia.

-Ich rodzice nie żyją, matole! - warknął Kevin, a Joe wytrzeszczył oczy.

-Skąd miałem wiedzieć?! Nikt mnie nie uświadomił!

-Mnie uświadomili jak miałem osiem lat – mruknął Nick.

-Ty się nie odzywaj, bo nie jesteś w temacie – powiedział Joe – Zresztą... czy tobie wszystko musi kojarzyć się z jednym??

-Zazwyczaj – Nick wyszczerzył się, a Kev złapał za głowę załamany. - Angela mówiła, że Julie nadal nie pogodziła się ze śmiercią rodziców. Nadal trudno jej się z tym żyje i nie może sobie poradzić.

-Jak zginęli? - spytał Joe, opadając na fotel.

-W pożarze – powiedział Kevin – Nie wiem dokładnie jak to się stało... Angela wspominała, że po tym Sarah zajęła się siostrami. Jakoś sobie radziły, ale najwyraźniej teraz mają kłopoty.

-Najlepiej dla ciebie jak nie będziesz się mieszał - dodał Nick, a brat spojrzał na niego - Ty zawsze coś spartolisz.

 

**

Stała przed niedużym barem, patrząc na kartkę z ogłoszeniem. „Poszukujemy barmanki. Powyżej 18 lat.”

To było właśnie to czego potrzebowała. Bar The Moon był jej wybawieniem.

Pchnęła drzwi i weszła do środka, mijając potężnego ochroniarza. Od razu poczuła zapach papierosów zmieszany z alkoholem. Jednak samo wnętrze sprawiało dobre wrażenie. Panował straszny tłok, a cztery kobiety za ladą miały pełne ręce roboty. Mogły być kilka lat od niej starsze. Trochę zdziwiła ją nieobecność barmanów, ale one najwyraźniej wspaniale sobie radziły i przyciągały masę klientów. Głównie mężczyzn.

-Szukam pracy – zawołała do jednej z barmanek, by przekrzyczeć hałas.

-Zaraz! - odkrzyknęła i oddaliła się, by przyjąć zamówienie. Julie rozejrzała się. Nie miała ochoty na pracę w żadnym klubie nocnym, ale teraz nie miała wyboru. Musiała znaleźć cokolwiek, nie ważne co.

-Chcesz tu pracować? - dotarł do niej głos. Spojrzała na wysoką blondynkę około dwudziestu pięciu lat.

-Tak – powiedziała niezbyt stanowczo, a kobieta uśmiechnęła się.

-W takim razie zapraszam – podniosła ladę.

-Tak po prostu? - zdziwiła się – ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl