[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zostan
moja gwiazda!
{II"
tllTI)
tli TI)
e~etll!
Rzucila na kolana caly Nowy
Jork. Tlumy walily do teatru,
by podziwiac Dixie Davis,
. pelna seksu blondynke z Teksasu. Miala
wlasnie poslubic swego agenta, znanego
. gangstera Joeya Torrana, lecz w ostatniej chwili
uciekla sprzed oltarza i zmusila stojacego pod
kosciolem motocykliste; by na swym harleyu
wywiózl ja w nieznane. Dixie nie wiedziala,
ze Flynn jest nowojorskim policjantem, on zas,
ze jeden pocalunek pieknej kobiety
moze zmienic jego zycie ...
•
•
•
Tytuł oryginału:
The Cop and the Chorus Girl
Pierwsze wydanie:
Silhouette Books, 1995
Przekład:
Maja Gottesman
Redakcja:
Mira Weber
Korekta:
Stanisława Lewicka
Maria Kaniewska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Chyba każdy taksówkarz w Nowym Jorku wyob
raża sobie, że jest pilotem odrzutowca - mruknął Patrick
Flynn. Jego harley-davidson ledwo uniknął zderzenia
z autem pędzącym z ponaddźwiękową prędkością Piątą
Aleją. - Ej, ty - krzyknął Flynn do kierowcy - chcesz
mnie zabić?
Sam Flynn był gotów zamordować każdego, kto by
choć zarysował jego drogocenny motocykl. Przez cztery
lata remontował w swoim mieszkaniu to cudeńko, a dziś
wybrał się nim właśnie na dziewiczą przejażdżkę po
Manhattanie.
- Uważaj trochę!
- Jak ci nie pasuje, to jedź autobusem! - odkrzyknął
taksówkarz.
Zniechęcony brakiem uznania dla swego wspaniałego
pojazdu, Flynn podjechał do krawężnika. Nagle wydało
mu się, że słyszy coś w silniku swego harleya. Szybko
zatrzymał motor, ściągnął kask i nasłuchiwał.
Prawdę mówiąc to udawał, że nasłuchuje.
Dla przeciętnego przechodnia wyglądał pewnie jak
normalny facet, niewinnie wsłuchujący się w silnik swe
go motoru.
Flynn był jednak gliną i to na służbie. Przy najbliższej
przecznicy zauważył jeszcze dwóch kolegów w cywilu,
© 1995 by Nancy Martin
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1996
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Desire są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio Q
Printed in Germany by ELSNERDRUCK
ISBN 83-7070-849-8
Indeks 356948
6
GLINIARZ I AKTORECZKA
GLINIARZ I AKTORECZKA
7
siedzących w szarym, nie rzucającym się w oczy aucie,
trzeciego na rogu, udającego żebraka, i kobietę, z zain
teresowaniem przyglądającą się wystawom.
Silnik harleya pracował bez zarzutu. Aż się czuło, że
czeka tylko na odpowiedniego kierowcę, takiego, który
będzie w stanie go docenić. Dla Flynna jego odgłos był
najpiękniejszym dźwiękiem na świecie. Był dumny, że
to on, własnymi rękami, z niewielką pomocą młodszego
brata, doprowadził go do takiego stanu.
Nagły krzyk przerwał tę wspaniałą chwilę.
- Co jest, do...
Flynn uniósł głowę i ujrzał jakąś kobietę, z krzykiem
wybiegającą z pobliskiego kościoła. Odwróciła się
gwałtownie i próbowała zamknąć za sobą ciężkie dębo
we drzwi.
- Pomocy! - krzyczała. - Niech mi ktoś pomoże!
Wszystkich gliniarzy jakby zamurowało. Tego się nie
spodziewali.
- Pomocy!
Kobieta miała na sobie wspaniałą, białą suknię ślubną,
ozdobioną co najmniej trzema kilogramami pereł i dłu
gim atłasowym trenem. Delikatna woalka zwieszała się
z białego... kowbojskiego kapelusza! Flynn aż zmrużył
oczy. Narzeczona kowboja? Na nogach miała wysokie
białe kowbojskie buty, a w rękach ogromny bukiet sto
krotek.
Nowojorczyków nie tak łatwo zdziwić, ale to zjawi
sko było czymś wyjątkowym, nawet dla Flynna.
- Pomocy! - krzyknęła znowu kobieta.
Gliniarze, dwaj przypadkowi przechodnie i jakaś ob
darta bezdomna byli wyraźnie rozbawieni. Panna młoda
wyglądała jak postać z westernu, co, nawet jak na Nowy
Jork, było czymś niecodziennym. Nikt więc nawet się
nie ruszył z miejsca, by jej pomóc.
Sama wobec tego z trudem zatrzasnęła za sobą cięż
kie drzwi kościoła i oparła się o nie całym ciałem. Spod
kapelusza wysunęły się jej złote kosmyki. Oddychała
ciężko.
- Na miłość boską, niech mi ktoś pomoże!
Przechodnie nie zwracali na nią uwagi. Gliniarze uda
wali głuchych.
Z jękiem zawodu panna młoda rzuciła na ziemię bu
kiet i podskakując na jednej nodze, ściągnęła but.
W ostatniej chwili unieruchomiła nim podwójną klamkę
i zablokowała drzwi. Ze środka ktoś już zaczynał się
dobijać.
- Ej, ty, zwariowałaś, czy co? - krzyknęła z chodni
ka bezdomna.
- Nie - burknęła panna młoda. - Choć i mnie tak się
chyba wydaje!
Co powiedziawszy, w jednym bucie pokuśtykała
w dół schodów. Przystanęła na chodniku, zerwała z gło
wy kapelusz i machała nim nerwowo.
- Taxi! Taxi! Czemu w tym cholernym mieście nigdy
nie można złapać taksówki? - jęknęła. - Taxi! Hej!
A niech to diabli!
Nagle zauważyła stojącego przy motorze Flynna i ru
szyła w jego stronę.
- Kim jesteś? - warknęła. - Czy to nowy środek
transportu miejskiego?
- A kim ty jesteś? - zapytał niezbyt błyskotliwie
Flynn.
8
GLINIARZ I AKTORECZKA
GLINIARZ I AKTORECZKA
9
- Daj sobie spokój z tymi kretyńskimi pytaniami -
powiedziała, podskakując na jednej obutej nodze. - Za
bierz mnie stąd i to szybko! On chce mnie zabić!
Miała gęste pszenicznoblond włosy i oczy bardziej
błękitne niż niebo nad prerią. Jej skóra była mlecznobia-
ła, a usta karminowe. Może nawet przesadnie karmino
we. Ślubna suknia była wyraźnie zbyt ciasna dla jej
pełnych piersi.
Flynn gorączkowo szukał w myślach słowa, którym
mógłby ją określić. Przyszło mu do głowy tylko jedno,
Zmysłowa. Jej rzęsy były jak aksamit, z uszu zwisały
ogromne kolczyki z górskich kryształów. Suknia przy
pominała raczej strój z filmów rysunkowych czy bajek
- szeroka, błyszcząca, nadmiernie ozdobna.
- Słyszysz mnie, facet? - spytała dziewczyna. Na
chyliła się i spojrzała Flynnowi prosto w oczy. - Tu cho
dzi o życie! Więc nie wypytuj mnie jak jakiś adwokaci-
na, tylko mi pomóż, dobra?
Mimo blokującego je buta drzwi kościoła nagle się
otworzyły i na schodach pojawiło się sześciu wście
kłych, wrzeszczących do siebie ogromnych facetów w
ciasnych czarnych smokingach.
- O, tam jest! - krzyknął jeden z nich, wskazując
ręką dziewczynę. - Łapcie ją!
Panna młoda podciągnęła do góry swą szeroką suk
nię, pokazując całemu Nowemu Jorkowi długie, szczu
płe nogi tancerki i czerwone koronkowe podwiązki.
Za jedną z podwiązek tkwił pistolet.
Wyciągnęła go i wycelowała prosto w nos Flynna.
- Właśnie mianowano cię moim giermkiem, kocha
nie. Rusz się i wsadź mnie na swego konia!
Flynn tylko zacisnął zęby.
- Mowy nie ma.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Mam pistolet!
- Widzę.
- A to znaczy, że masz robić, co mówię!
- Wątpię, panienko.
Kiedy spojrzała mu prosto w oczy, poczuł strach.
Wiedział, że to idiotyczne opierać się wariatce, która
mierzy w niego z pistoletu. Nie mógł jednak jej posłu
chać. Po prostu nie mógł. Każdy glina musi się czasem
postawić. Dla Flynna był to właśnie taki moment.
Na pięknej twarzy dziewczyny pojawiło się zdumie
nie.
- Jeśli natychmiast mi nie pomożesz, wypalę prosto
w ten twój tępy łeb!
- Bardzo mi przykro, ale nic się nie da zrobić.
- Nic, mówisz? Zaraz zobaczymy!
Chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła do siebie.
Zanim się zorientował, już go całowała.
I to jak! Jej pełne wargi przywarły do jego ust. Były
gorące, wilgotne, cudowne.
Dla Flynna czas stanął w miejscu. Wszystko wokół
zawirowało mu przed oczami i zniknęło. Jego całym
światem była teraz tylko ta kobieta - cudownie pachnąca
i słodka. Czuł, że opuszczają go siły. Nie był w stanie
myśleć, nie potrafił się poruszyć.
I nie chciał. Było to coś cudownego. Zapomniał
o swojej pracy, o swoim zadaniu, nie pamiętał nawet,
jak się nazywa.
Seks. Ta myśl przeszyła go jak strzała. Tego tylko
10
GLINIARZ I AKTORECZKA
GLINIARZ I AKTORECZKA
11
pragnął. I to natychmiast. Z nią. Jakiś nie znany mu we
wnętrzny głos modlił się, by ten pocałunek trwał wiecz
nie. Niech ich usta pozostaną złączone do końca świata.
Błagał, aby ich ubrania zniknęły, a ciała połączyły się
w jedno.
Równie nagle, jak zaczęła, dziewczyna przerwała po
całunek, odsunęła się i przygwoździła go swoim hipno
tyzującym spojrzeniem. Zrozumiał, że nigdy nie zapo
mni tej twarzy. Długich rzęs, zgrabnego noska, delikat
nych brwi. I tych wspaniałych, cudownych ust.
- Pomóż mi - szepnęła.
Flynn już się nie zastanawiał. Nie było na to czasu
- ani potrzeby. Dostał jeden pocałunek i chciał więcej.
Dużo więcej. Zdrowy rozsądek zmarł śmiercią gwał
towną.
Nagle otoczyła ich grupa ciężko dyszących mężczyzn
w smokingach. Jeden z nich chwycił kobietę za ramię.
Krzyknęła głośno.
Słynny lewy sierpowy Flynna wylądował na jego
podbródku. Mężczyzna padł bezwładnie na chodnik.
Następny - wyższy i bardziej zdeterminowany - pró
bował posłużyć się karate. Nie zdążył. Flynn uchylił się,
chwycił mężczyznę za nogę i też posłał go na troruar.
- Uff!
- Mój ty bohaterze! - krzyknęła z podziwem dziew
czyna.
Flynn zapiął kask i zapalił motor. Dziewczyna uniosła
suknię i wskoczyła na tylne siodełko. Odjechali z pi
skiem opon. Pozostał po nich tylko zapach rozgrzanej
gumy.
Po kilku chwilach dziewczyna wydała dziki okrzyk
radości, zerwała woalkę i rzuciła ją w powietrze. Ruch
uliczny zamarł, przechodnie stali jak wryci, patrząc na
błyszczącego harleya i jego dziwnych pasażerów.
- Zepnij go ostrogami! - krzyknęła dziewczyna, tu
ląc się do jego pleców. - Zawsze pociągali mnie męż
czyźni w czarnych skórach!
- Czyś ty oszalała? - spytał wstrząśnięty Flynn. Jego
usta nadal płonęły.
- Od dawna nie czułam się tak dobrze, człowieku.
Szybki jest ten grat?
- Grat? To prawdziwy harley. Sam go wyremon
towałem i nie pozwolę nikomu... O, rany, odłóż ten
pistolet!
- Tę pukaweczkę? U nas w Teksasie takim czymś
bawią się dzieci!
Była piękna majowa sobota, na niebie ani jednej
chmurki, ulice świeżo sprzątnięte. Po chodnikach space
rowały tysiące ludzi i wydawało się, że wszyscy gapią
się na harleya Flynna, którego kierowca miał wyraźne
trudności z utrzymaniem równowagi.
Dziewczyna przytuliła się mocniej do swego wyba
wiciela.
- Czyżbym cię zdenerwowała, malutki?
- A jak myślisz, cholera!
I to bardzo, chciał dodać. Sam nie wiedział, co wła
ściwie zdarzyło się tam przed kościołem. Jeden pocału
nek zmienił go w bezrozumną galaretę.
- No, no, cóż za szczerość! - Oparła mu brodę na
ramieniu. Jej oddech delikatnie muskał ucho Flynna.
- Coś ci powiem. Schowam tę pukawkę, jeśli obiecasz,
że będziesz grzeczny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]