[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lass Small
U mnie czy u ciebie?
Rozdział 1
Pod koniec stycznia lotnisko Fort Worth – Dallas zostało chwilowo zamknięte. Wprawdzie pogoda była wspaniała, jak to w Teksasie, ale z powodu szalejącej na północy nawałnicy większość krajowych lotnisk była nieczynna.
Wewnątrz dworca lotniczego słychać było szmer rozmów i narzekań pasażerów, którzy nie za bardzo potrafili pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Od czasu do czasu ponad monotonny pomruk wybijały się pojedyncze głosy, jak ryby wyskakujące z wody.
– Kto wie, jak jest w Kolorado? – zapytał głośno jakiś narciarz.
– Pełno śniegu – padła krótka odpowiedź.
– Nic dziwnego o tej porze roku – stwierdził inny głos.
Zawsze w podobnych sytuacjach znajdzie się w tłumie ktoś obrzydliwie rozsądny.
Ale, jak zwykle, znalazł się i optymista.
– Na stokach będzie cudownie – zauważył radośnie.
Wspaniałe podejście do życia.
– A Chicago? Nie widzę stąd tablicy informacyjnej – dopytywał się jakiś malkontent.
– Zasypane – odpowiedziała mu ze złością zdenerwowana kobieta.
– Czyżby i tam jeździli na nartach? – nie wytrzymał ktoś dowcipny.
– Nie po to brałem urlop, żeby przesiedzieć cały ten czas w poczekalni na lotnisku – słychać było skargę z głębi tłumu.
Jo Morris nie uległa ogólnemu podenerwowaniu. Często podróżowała, więc potrafiła znaleźć się w każdej, sytuacji.
No, niemal każdej.
Miała wielkie ciemne oczy, dwadzieścia osiem lat i pracowała jako korektor programów komputerowych w ogromnej firmie. Komputerami zajmowała się od czternastego roku życia.
– Proszę o uwagę. – Głos był głęboki i bardzo męski.
Brzmiało w nim „Nie bójcie się, przecież panuję nad wszystkim". Dobiegał ze stanowiska odpraw. W hali dworca zapanowała cisza.
Przystojny mężczyzna, który poskromił tłum, miał na sobie świetnie skrojony mundur i wyglądał wspaniale. Wszystkie kobiety patrzyły na niego z uwagą.
Nikt z oczekujących nie wierzył, że jest jakieś wyjście z zaistniałej sytuacji. Ludzie byli zmęczeni i rozgoryczeni, ale mimo to zapanowała cisza.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że obsługa lotniska nie jest w stanie zmienić pogody, więc nie można było mieć do nich o to pretensji.
Człowiek, który zwrócił się do nich, był kapitanem jednego z unieruchomionych na płycie lotniska samolotów. Stał na podwyższeniu i przyglądał się tłumowi. I jak to już miało miejsce wiele razy przedtem, spośród wszystkich ludzi zgromadzonych w sali odlotów jego oczy wyłowiły Jo. Tak było zawsze. Żaden mężczyzna nie potrafił przejść koło niej obojętnie. Uśmiechnął się szeroko. Zaczął mówić, kierując swe słowa właśnie do niej.
– Mamy dla państwa wolne pokoje na noc. Nie ma wprawdzie dużego wyboru, ale będzie się można chociaż umyć i odpocząć. Byłoby dobrze, gdyby zechcieli się państwo dobrać parami, bo nie ma zbyt wielu miejsc. Proszę, aby pary podniosły ręce w górę.
– My – odezwał się męski głos tuż przy Jo.
Zanim zdołała zebrać myśli, zobaczyła, że pilot podaje jej jakiś kawałek papieru, ale mężczyzna stojący za nią szybko zabiera go. Przez moment poczuła bliskość jego ciała.
Drgnęła. Cóż za dziwne uczucie. Nie czuła się tak od czasu...
– I co, Jo? – znajomy głos rozległ się tuż przy jej uchu. – Będziemy znowu dzielić pokój... Prawda?
Nie słyszała już otaczającej ją wrzawy. Czuła, jak zamienia się w bryłę lodu. Po dłuższej chwili udało jej się odwrócić i spojrzeć na intruza. Tak, nie myliła się, to był on, jej były mąż.
Nie zmienił się. Ciągle jeszcze miał gęste, brązowe włosy. Ciemne oczy miały wciąż pogodny wyraz i nadal błyszczał w nich śmiech. Miał teraz trzydzieści osiem lat i w tym wieku na pewno nie wypadało mu zaczepiać swojej byłej żony w tak obcesowy sposób.
Jo nie była w stanie zareagować na jego zaczepkę.
– Chad – wyszeptała po chwili. Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Z natury była osobą milczącą i zawsze sądziła, że pomogło to jej w zrobieniu dyplomu w swojej dziedzinie.
Uśmiechnął się, jakby rozstali się w zgodzie zaledwie przed tygodniem albo i wcześniej.
– Więc pamiętasz – stwierdził z zadowoleniem.
– Czy to nie dziwne, że spotkaliśmy się tutaj? – zapytała. Nie widzieli się tak długo. Miała nadzieję, że już teraz potrafi patrzeć na niego bardziej krytycznie.
Wyglądał wspaniale. Biorąc pod uwagę swoją reakcję na dźwięk jego głosu i bliskość ciała, już nie dziwiło jej, że studentki na jego wykładach nie mogły spokojnie usiedzieć na krzesłach. A przecież w tym wieku powinna bardziej panować nad sobą.
Pokazał jej kartkę papieru.
– Mam pokój. Wybieram ciebie. Czy chcesz zamieszkać ze mną?
Dlaczego czuje się tak dziwnie? Skąd taka reakcja? Czyżby znowu chciała być z nim? Przecież to niemożliwe! Więc dlaczego? Musi coś powiedzieć.
– Co za spotkanie, tu, na lotnisku, po tylu latach.
– Nagle zorientowała się, że powiedziała już coś podobnego przed chwilą i teraz Chad domyśli się, że ciągle się go obawia.
Zawsze potrafił to wyczuć.
Kobiety zachowywały się bardzo dziwnie w obecności Chada Wilkinsa, a on przyjmował to jako coś naturalnego. Chyba nie zdawał sobie sprawy z uroku, jaki roztaczał. Nigdy też nie rozumiał dobrze kobiet.
Przystojny pilot przedarł się przez tłum i dotknął ramienia Jo.
– Pani jest sama? Został jeszcze jeden wolny pokój.
Mój pokój. – Uśmiechnął się szeroko.
Chyba powinna pójść z nim. Byłaby to doskonała ucieczka przed Chadem. A potem jakoś wymknęłaby się i tamtemu.
– Ta pani jest ze mną – powiedział Chad, uśmiechając się uprzejmie do pilota.
Pamiętała te słowa bardzo dobrze. Często powtarzał je, by zniechęcić mężczyzn, którzy jej nadskakiwali, a potem, jak gdyby nic się nie stało, wracał do rozmowy z jakimiś nudnymi naukowcami.
– Jeśli będzie miała pani ochotę mnie odwiedzić, jestem w pokoju 409 – powiedział pilot, przyjrzawszy się uważnie Chadowi.
Jo spojrzała na niego z żalem.
– Dziękuję, ale proszę na mnie nie czekać – usłyszała własny głos. Zupełnie nie panowała nad sytuacją. Wszystko to działo się jakby poza nią.
Pilot nie odchodził. Czyżby spodziewał się czegoś więcej, jakiegoś wyjaśnienia, czegokolwiek?
Uśmiechnęła się do niego przepraszająco i przysunęła do Chada. Były mąż ujął ją pod rękę władczym gestem i odwrócił się od pilota, którego potraktowano w ten sposób po raz pierwszy w życiu.
– Gdzie twój bagaż? – zapytał.
– Tutaj. – Wskazała na torbę przewieszoną przez ramię. – Zazwyczaj nie zabieram zbyt wielu rzeczy.
– Poszukam taksówki – powiedział.
Z pewnością ją znajdzie. Zawsze mu się wszystko udawało. Potrafił rozwiązać większość problemów. W zasadzie nie powiodło mu się tylko z Jo.
Zaczęli przeciskać się przez tłum, pozostawiając pilota, który jeszcze przez jakiś czas patrzył za nimi.
Chad złapał pierwszą wolną taksówkę. Zaproponował innym podróżnym, którzy jechali do tego samego hotelu, aby zabrali się z nimi. Do środka wcisnęły się jeszcze cztery osoby.
– To wbrew przepisom – odezwała się kobieta prowadząca taksówkę. Zwróciła się oczywiście do Chada, jako do przywódcy grupy.
– To nagły przypadek – przekonywał ją Chad, a po chwili dodał: – Damy duży napiwek.
Zawsze potrafił się z wszystkimi dogadać, a poza tym kobiety z łatwością akceptowały jego dominujący charakter. Jo siedziała wciśnięta między drzwi i Chada. Usiadł tak, by żaden inny mężczyzna nie mógł jej dotknąć. Zawsze tak robił. Był niesłychanie zaborczy.
Ale to się już skończyło. Od czterech lat byli rozwiedzeni. Pozwolił jej odejść. Powiedział: „Wrócisz, kiedy będziesz już miała dość samotności. Podoba ci się życie w małżeństwie".
Mylił się jednak. W życiu popełnił tylko jeden błąd. Była nim Jo.
Siedziała teraz wyprostowana w zatłoczonej taksówce, czując biodro Chada przy swoim, i ogarniało ją podniecenie. Nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem.
Będzie rozsądna i zimna. Pokaże Chadowi, iż nie tęskniła za nim, że wcale nie pragnie z nim być i jest wolna.
Cóż z tego, że był cudownym kochankiem. Pamiętała o tym dobrze. Jej ciało też pamiętało. Ale nie podda się! Nigdy!
Przecież są inni mężczyźni. Tak samo wspaniali jak Chad. I tak samo starający się uszczęśliwić kobiety i...
Fakt, że Chad był cudowny!
I tylko tyle. Seks. Nie był ani dobrym towarzyszem życia, ani przyjacielem. Nic więcej go nie obchodziło.
Te wszystkie spotkania na uniwersytecie. Studenci, naukowcy, senat – oficjalne zaproszenia dla żon.
Nigdy nie było go przy niej, gdy go potrzebowała. A dla niej był jedynym towarzystwem, jakiego pragnęła. Tęskniła za byciem razem z nim, za rozmowami, nawet za wspólnym milczeniem. Dla niego wszystko to nie było ważne. Takie sprawy można było odłożyć na później i nigdy do nich nie wracać.
Podjechali przed hotel. Jo wysiadła pierwsza i jak dawniej czekała, aż Chad upora się z zapłatą, napiwkiem i bagażem.
Styczeń w Fort Worth był przepiękny, ciepły i słoneczny, jakby chciał udowodnić wszystkim, że świat jest cudowny. Rozczarowani narciarze, którzy przebywali tutaj wbrew swojej woli, doszli do wniosku, że w zaistniałej sytuacji najlepiej będzie rozejrzeć się za jakąś rozrywką.
Pośród tych jakby zawieszonych w próżni gości hotelowych znajdowała się para ludzi, którzy zobaczyli się po raz pierwszy od dnia rozwodu. Byli jak dwa statki mijające się na morzu. W zasadzie powinni wymienić pozdrowienia, porozmawiać i pójść każde swoją drogą.
Chad, jak to zwykle dawniej bywało, będzie musiał coś przejrzeć. Zawsze był jakiś student, któremu trzeba było pomóc. A Jo nie potrzebowała pomocy, nie miała kłopotów, więc nie musiał poświęcać jej zbyt wiele uwagi.
Tak właśnie uważał.
Posiłki były zawsze gotowe na czas, a kiedy się spóźniał, czekały na niego. Koszule były wyprasowane, guziki przyszyte, a garnitury zawsze w porę odebrane z pralni.
Spała z nim i była zawsze w zasięgu ręki. Chętna. Lubiła być z nim, słuchać, jak się śmieje. Kochała jego śmiech, taki ciepły i miły.
Był wspaniałym kochankiem i prawdopodobnie to się nie zmieniło.
Ciekawe... z kim teraz jest? Chętnych na pewno nie brakuje. Wygląda dobrze. Ktoś z pewnością o niego dba. Ciekawe, kto to jest?
Jedzie na seminarium lub sympozjum. To pewne. Będzie wygłaszał referat na jakiś temat, który interesuje jedynie garstkę ludzi. Jest taki drobiazgowy i kiedy coś robi, poświęca się temu bez końca.
– Pomogę ci – powiedział, przerywając jej rozmyślania.
Uniosła pytająco brwi.
– Pomogę ci nieść torbę.
– Po co? Jest lekka i przyzwyczaiłam się do niej. Nie trzeba – odpowiedziała.
– Jak zwykle uparłaś się – stwierdził.
Spojrzała na niego przeciągle, a on chwycił za torbę.
– Schudłaś. Nic ci nie dolega?
– Straciłam parę kilogramów po naszym rozwodzie.
– Nie używaj tego słowa. Nie lubię go. Wykreśliłem je z pamięci.
– Kiedy? – Jo popatrzyła na niego z uwagą.
– Kiedy odeszłaś ode mnie – odpowiedział z naciskiem.
– Zatrzymali się przed recepcją.
– Zaczekaj tu chwilę.
– Zapłacę za siebie – rzekła stanowczo.
– Nie, nie zgadzam się.
– Mam kartę kredytową i własne konto – dodała spokojnie.
– Nie ma mowy.
Zawsze się tak zachowywał. Wszystko musiało być po jego myśli.
– Zapłacę za siebie albo pójdę gdzie indziej – powtórzyła spokojnie, lecz stanowczo Jo.
– Zostałaś prostytutką? – zapytał obcesowo.
Żachnęła się oburzona.
– Byłaś taka wspaniała i nienasycona, że nie zdziwiłoby mnie to. Zastanawiałem się nawet, kogo teraz uszczęśliwiasz.
– Nikogo – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– Nikogo? To naprawdę żal mi tych mężczyzn, którzy cię otaczają. Co oni robią?
– Dzięki Bogu nie wszyscy mężczyźni są podobni do ciebie – powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
Zrobił poważną minę.
– Bóg nie ma nic wspólnego z...
– Nie gadaj głupot!
– Taką cię lubię – uśmiechnął się szeroko. – A już myślałem, że się zmieniłaś. Jesteś taka grzeczna.
– A byłam kiedykolwiek niegrzeczna? – zaczęła się zastanawiać.
– Nie mam ze sobą notatnika, więc trudno mi sobie przypomnieć – tłumaczył jej z ironicznym uśmieszkiem. – Czy wiesz, że mi się śnisz? Na dodatek zachowujesz się w moich snach nieprzyzwoicie. Masz kogoś?
– zapytał nagle całkiem poważnie.
– Czemu pytasz?
– Nie chciałbym, żeby jakiś facet wpadł nocą do naszego pokoju nieco podenerwowany – znowu zaczął żartować.
– A ty? Denerwowałbyś się, gdybym cię zdradzała?
– Zbiłbym faceta i to mocno – odpowiedział spokojnie.
– Chyba o czymś zapomniałeś? Jesteśmy przecież rozwiedzeni.
– Tęskniłem za tobą.
– Naprawdę? A kiedy zauważyłeś, że odeszłam? – zapytała. – Czego ci najpierw zabrakło? Czystych talerzy czy koszul? No, kiedy to w końcu zauważyłeś?
– Każdego dnia. – Popatrzył na nią i dodał: – Każdej przeklętej, samotnej nocy.
– To już cztery lata.
– Wydaje mi się, że o wiele dłużej.
– Nie wierzę ci.
– Dlaczego nie znalazłaś sobie nowego męża? – odważył się w końcu zapytać.
– Skąd wiesz?
– Nie masz obrączki.
– Nigdy nie wkładam jej, wybierając się w podróż. A ty? – uniosła dłoń w górę.
– Szukałem, ale nie znalazłem nikogo podobnego do ciebie.
Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
– Poproszę o klucze – zwrócił się do recepcjonistki.
– Rozmawiałem z twoim ojcem i to on mi powiedział, że nie wyszłaś za mąż.
– Ciekawe, dlaczego skłamał? Może nie chciał cię zmartwić?
– Jestem twardy i potrafię wiele znieść – rzekł stanowczym głosem. – Najgorsze dla mnie było to, że ty byłaś daleko.
– Zauważyłeś to po czterech latach? Pewnie spostrzegłeś mnie na lotnisku i wydałam ci się znajoma. Zacząłeś się zastanawiać, w której grupie studenckiej byłam. I stopniowo przypomniałeś sobie, kim jestem.
– Wróć ze mną do Indianapolis.
Nacisnął guzik windy. Patrzył na nią przez dłuższy czas, zanim drzwi się otworzyły. Wszedł do środka i nacisnął przycisk szóstego piętra. Drzwi zamknęły się. Byli sami.
– Dlaczego mam z tobą wrócić? Nie chciałeś mnie. I teraz też cię nie obchodzę.
– Kocham cię.
– Nie denerwuj mnie! – Była wściekła. – Nic dziwnego, że odeszłam od ciebie. Jak mogłeś...
Urwała, bo winda zatrzymała się na ich piętrze. Drzwi otworzyły się bezszelestnie. Wyszli na pusty, pokryty ładnym dywanem korytarz.
Na wprost drzwi umieszczono na ścianie tablicę informacyjną. Ich pokój był bardzo blisko. Nic dziwnego, że był wolny – tuż przy windzie, więc było w nim słychać wszelkie hałasy.
Jo wsunęła swoją kartę do zamka. Zauważyła zdziwienie na twarzy Chada. Przecież zawsze on otwierał drzwi. Odebrała mu ten przywilej.
Nie pozwolił jej wejść do środka. Rzucił torby na podłogę. Pochylił się nad Jo i wziął ją na ręce.
– Co ty... ?
– Przecież będziemy dzisiaj razem – zaczął mówić niedbałym tonem. – Zawsze wnoszę do pokoju kobiety, z którymi mam zamiar spędzić noc.
– Ile razy...
Przerwał jej długim pocałunkiem i postawił ją, Josephine Morris, na podłodze, a potem zajął się bagażem.
Jak mógł być taki spokojny? Co za wstrętny człowiek. Typowy uwodziciel. Zaplanował sobie, że spędzą razem noc.
– Ile kobiet do tej pory... – zapytała, siląc się na spokój.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]