pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RYANNE COREY
Żyć od
nowa
Tytuł oryginału:
When She Was Bad
PROLOG
Jenny Louise Rossi stała oparta o maskę policyjnego
wozu. Z rozdartym sercem patrzyła, jak płonie jej własny
dom.
Wokół było słychać zawodzenie strażackich syren,
a z długich węży obsługiwanych przez ludzi ubranych
w żółte kombinezony wydobywały się strumienie wody.
Jenny miała ochotę powiedzieć strażakom, by dali spo-
kój i przestali się męczyć. Była przekonaną, że dom spłonie
w całości. Ze wszystkim, co zawiera. Z całym jej dobyt-
kiem. Było widać płomienie ognia pełzające po zasłonach
okiennych parteru, a z rozbitych szyb na piętrze wydoby-
wał się czarny, gęsty dym.
Zanim skończy się ta okropna noc, po budynku numer
16 przy ulicy Krokusów pozostanie tylko smętne pogorze-
lisko.
Dlaczego to się stało?
Dlatego, że Jenny Louise Rossi była dobrą dziewczyną.
Podbiegł do niej strażak. Dyszał ciężko. Lśniący, żółty
kaptur przekrzywił mu się na głowie.
- Jest pani pewna, że w środku nie ma nikogo? - za-
pytał.
- Tak. - Głos Jenny brzmiał beznamiętnie. - Ale sama
mam ochotę tam wrócić.
Zdumiony strażak rzucił Jenny uważne spojrzenie.
- Wiem, że to klęska dla pani. Proszę jednak zachować
zimną krew. Zanim się pani obejrzy, pożar będzie opano-
wany.
Jenny uśmiechnęła się słabo. Popatrzyła na nagietki ros-
nące w okiennych skrzynkach. Tonęły w czarnym dymie.
- Od samego początku wiedziałam, że przyrządzanie
tych krabów było błędem.
- Krabów? - zdziwił się strażak.
-- Robiłam je na weselne śniadanie Durnhamów - wy-
jaśniła Jennyv- Zapalił się tłuszcz, na którym się smażyły.
Powinnam była przyrządzić coś innego, bezpieczniejszego.
Na przykład
quiche.
- Chyba jest pani w szoku. Może podać tlen?
- Wolałabym raczej dwutlenek węgla -mruknęła Jen-
ny. Zaraz jednak przypomniała sobie nauki matki. Powin-
na zachowywać się grzecznie w każdych okolicznościach.
Dodała więc szybko: -Proszę.
Strażnik machnął ręką i przywołał dwóch sanitariuszy,
którzy właśnie wyskakiwali z dopiero co przybyłej karetki.
- Chodźcie tutaj! Ta kobieta wymaga pomocy!
- Żadna pomoc mi nic nie da, - rzeczowym tonem
oznajmiła Jenny. Przed trzema tygodniami porzucił mnie
narzeczony. Wyjechał do Las Vegas z egzotyczną tancerką.
W ostatnią niedzielę skradziono mi samochód z parkin-
gu przed kościołem, w czasie gdy śpiewałam w chórze.
Wczoraj lekarz oświadczył; że mam zbyt wysokie ciśnienie
wywoływane stresem. Przez całe pięć lat oszczędzałam na
ten dom, który właśnie płonie. W każdym razie dziękuję
panu za dobre chęci.
W tej chwili Jenny poczuła, że ktoś nakłada na jej twarz
maskę tlenową i poleca wziąć głęboki oddech.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Świetnie rozumiem, panno Rossi, że pieniądze to kie-
pska rekompensata za pani dom i firmę. Szkoda, że nie
mogę ofiarować niczego więcej.
- Jest pan miły, panie Openshaw. -Jenny potrząsnęła
wilgotną dłonią agenta ubezpieczeniowego. Równocześnie
wolną ręką usiłowała rozluźnić kołnierzyk bluzki.
Pożyczyła ją sobie z szafy matki. Bluzka była zrobiona
z poliestru, pachniała lawendą i była w biuście za ciasna.
Garderoba Fredy Rosśi składała się wyłącznie z poliestro-
wych ubrań.
- Jeśli będzie pani czegoś potrzebowała - ciągnął pan
Openshaw - proszę się nie krępować i dzwonić do mnie.
Jenny popatrzyła na swego rozmówcę. Usiłowała so-
bie przypomnieć choćby jedną rzecz, której nie potrzebo-
wała.
- To miłe z;pańskiej strony, ale jestem pewna, że wszy-
stko ułoży się dobrze. Mogę zamieszkać tutaj, u matki,
zanim postanowię, co robić dalej.
Pan Openshaw ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Jeśli wolno, dam pani radę. Proszę się nie spieszyć.
Tak ważnych decyzji, jak ta, nie wolno podejmować po-
chopnie. Może pani na przykład wpłacić pieniądze na kon-
to emerytalne i na jakiś czas zamieszkać z matką. Ten stary
dom jest duży. Jestem pewien, że Freda z radością przyjmie
córkę jako lokatorkę.
- Jako lokatorkę- powtórzyła Jenny. Nagle zrobiło się
jej duszno. Nie mogła oddychać. Zaczęła szarpać zbyt cias-
ny kołnierzyk, starając się zaczerpnąć świeżego powietrza.
- To jest myśli panie Openshaw. W tej chwili mama odby-
wa autobusem długą podróż z Ligą Juniorów po Wschod-
nim Wybrzeżu. Jeszcze nie wie o pożarze. Nie chciałam jej
niepokoić i psuć wycieczki. Wraca dokładnie za tydzień.
Do tego czasu podejmę decyzję.
Pan Openshaw przyjacielskim gestem poklepał Jenny
w ramię.
- Ostrożność i cierpliwość. To najważniejsze. Ma pani
w ręku czek na czterdzieści siedem tysięcy dolarów i je-
stem pewien, że wykorzysta go rozsądnie. Była pani za-
wsze dobrą dziewczyną, Jenny Louise.
Jenny uśmiechnęła się z przymusem i odprowadziła
agenta do wyjścia. Zamknęła za nim drzwi i stuknęła czo-
łem w dębową framugę.
Lokatorka mamy. Dobry Boże, jak to się stało, że do
tego doszło? Chodziła teraz w matczynej poliestrowej
bluzce i w jej domowych turkusowych pantoflach. Miała
w ręku czek na czterdzieści siedem tysięcy dolarów. Roz-
ważna z natury i oszczędna, poczeka, aż zaczną się w skle-
pach doroczne wyprzedaże i dopiero wtedy kupi sobie no-
we ubrania.
Dlaczego?
Dlatego, że była dobrą dziewczyną. Każdy o tym wie-
dział. Z natury ostrożną, rozsądną, o gołębim sercu. Nigdy
nie skrzywdziłaby ani nawet nie rozczarowała nikogo.
Zakręciło się jej w głowie. Poczuła bolesny ucisk w żo-
łądku. Usiadła na sofie matki i usiłowała poukładać fakty
ze swego życia. ,
Urodziła się dwadzieścia pięć lat temu w Toluca, w sta-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl