pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Caroline Anderson
Przygoda nad jeziorem
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Max wszedł na oddział i rozejrzał się. Wokół widział nieznajome pomieszczenia i obce
twarze. Nawet stroje personelu były inne. Poczuł lekkie zdenerwowanie, ale natychmiast je
stłumił. Wiedział, że za kilka dni stanie się częścią nowego zespołu, tyle że tym razem będzie
nim kierował.
Powinno go to przerażać, stwierdził jednak, że nie czuje lęku. Był do tego przygotowany.
Przez wiele lat ciężko pracował, by osiągnąć to stanowisko, i teraz mu się udało.
Wyprostował się i szedł dalej.
– W czym mogę panu pomóc? – zapytała pielęgniarka – Dzień dobry. Nazywam się Max
Williamson, jestem nowym...
– Witam, panie Williamson. Spodziewaliśmy się pana trochę później. Jestem Suzie
Crane, pielęgniarka. Proszę za mną, pozna pan Damiena, przełożonego pielęgniarek.
Ruszył za nią do pokoju zabiegowego, gdzie pielęgniarz kończył zakładać opatrunek
starszemu pacjentowi.
– Tak będzie dobrze, Ted – powiedział i spojrzał na przybyszów. – Cześć, Suzie. –
Ciekawie przyjrzał się Maxowi, zdjął gumowe rękawiczki i przywitał się. – Jestem Damien
Rayner, a to pewnie doktor Williamson.
– Wystarczy, Max, Miło cię poznać.
– Przyszedłeś wcześniej, niż się spodziewaliśmy. Starasz się zrobić dobre wrażenie?
Max parsknął śmiechem.
– Zaczynam dopiero po południu, ale chciałem się trochę rozejrzeć i poznać zespół.
Pomyślałem sobie, że najlepiej będzie zacząć właśnie stąd.
– Słusznie. Zrobię sobie krótką przerwę i napijemy się kawy. Ted, zostawię cię z Suzie,
dobrze?
– Doskonale. Ona jest ładniejsza od ciebie – odrzekł ze śmiechem pacjent.
Max z Damienem wyszli z gabinetu. Po drodze Damien wyjaśniał nowemu lekarzowi
przeznaczenie kolejnych sal i gabinetów. Na środku oddziału mieściło się stanowisko
pielęgniarek. Było to długie biurko zastawione komputerami, telefonami i sprzętem
monitorującym pacjentów.
Za nim znajdowało się biuro i mała kuchnia. Damien skierował się właśnie tam, ale nagle
ktoś odwołał go do telefonu.
– Typowe. To nie potrwa długo – powiedział i zniknął w biurze. Max stał na korytarzu i
rozglądał się. Nagle wśród gwaru usłyszał znajomy głos i znieruchomiał.
To niemożliwe.
Serce waliło mu w piersi jak oszalałe. W głowie poczuł zamęt. Jesteś idiotą, powtarzał
sobie. To nie może być ona A jeśli nawet ona, to co z tego? Przecież jest mężatką.
Wewnętrzny głos mu przypomniał, że ostatnim razem wcale go to nie powstrzymało.
Serce jednak nie chciało słuchać rozumu, nadal biło niespokojnie. Odetchnął głęboko,
oparł się o ścianę i na chwilę zamknął oczy, starając się odzyskać panowanie.
Głosy były coraz bliżej, a wśród nich ten znajomy. Max otworzył oczy i spojrzał na małą
grupkę ludzi, która przez szklane drzwi właśnie weszła na oddział.
To naprawdę jest ona.
Była szczuplejsza, miała bardziej zmęczoną twarz i krótsze włosy, ale to bez wątpienia
Annie. Miała na sobie niezbyt twarzowy, luźny niebieski kombinezon chirurga, lecz
wyglądała w nim rewelacyjnie. Znów na krótko zamknął oczy, a kiedy je otworzył, zauważył,
że Annie na niego patrzy.
Wyprostowała się, jakby oczekiwała ciosu, a jej twarz na chwilę stężała.
Podszedł do niej, mając nadzieję, że nie słyszy głuchych uderzeń jego serca.
– Annie – powiedział cicho i uśmiechnął się lekko.
– Max... Przeszkodził im jakiś głos.
– To wy się znacie?
Max spojrzał na mówiącego. Jeszcze jeden lekarz, również w chirurgicznym uniformie.
Patrzył na nich badawczo. Max pamiętał go z rozmowy kwalifikacyjnej. Nazywał się chyba
David Armstrong.
– Spotkaliśmy się kiedyś – odparła wymijająco Annie i Max miał ochotę się roześmiać.
Spotkaliśmy się? Zdarzyło się przecież o wiele więcej. Chociaż może ona ma rację?
Przecież nawet nie znał jej nazwiska, nie wiedział, co robiła przez miniony rok, nie wiedział o
niej nic poza tym, że kiedy ją pierwszy raz zobaczył, poczuł, że jest mu niezwykle bliska.
Uścisnął jej chłodną, mocną dłoń i poczuł, że ogarnia go dziwne ciepło. Chciał
przedłużyć ten uścisk, ale ona zdecydowanym ruchem cofnęła rękę i odwracając wzrok,
włożyła ją do kieszeni.
– Co cię tu sprowadza? – spytała z wymuszoną beztroską.
– Praca. Dopiero zaczynam. Jestem nowym lekarzem specjalistą chirurgii ogólnej.
Ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy.
– Ty? – szepnęła i z wysiłkiem przełknęła ślinę. Po chwili jakby się opanowała. –
Wygląda na to, że będziemy razem pracować – dodała spokojnie. – Jestem w twoim zespole.
Pod twoją opieką mam się przygotować do egzaminu specjalizacyjnego.
Tym razem to on był zaskoczony. Jako jego podopieczna będzie z nim pracowała dzień w
dzień. Wiele go kosztowało, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo się cieszy.
– A więc czeka nas ścisła współpraca – zauważył, chociaż było to oczywiste.
– Najwyraźniej.
– A więc już kiedyś razem pracowaliście? – dociekał David Armstrong.
– Nie. Spotkaliśmy się na wakacjach, dość przelotnie, trochę ponad rok temu. Chyba
nawet nie poznaliśmy swoich nazwisk.
Annie jęknęła cicho i gorączkowo rozejrzała się wokół.
– Och, która to godzina? Muszę uciekać. Mam zaraz asystować starszemu koledze przy
zabiegu. Chyba że wolisz sam to zrobić?
Spojrzał w jej duże, zielone oczy, i serce znów zabiło mu mocniej.
– Nie, dziękuję. Może potem zajrzę tam na chwilę. Teraz muszę poznać nowy teren.
Zdaje się, że ktoś wyznaczył mi na dziś dyżur w przychodni. Może zjemy razem lunch? – W
jej oczach pojawiła się panika, więc szybko ją uspokoił: – Pogadalibyśmy o pracy. Chętnie
bym się od ciebie czegoś dowiedział.
Policzki Annie lekko się zaczerwieniły.
– Jasne. Jak chcesz. Spytam czy Steve Kelly, ten kolega, któremu będę asystowała, nie
zechce do nas dołączyć. Zawiadomię cię, jak skończymy.
– Nie trzeba. Przyjdę tam, kiedy będę wolny. Skinęła głową i zerknęła na zegarek.
– Naprawdę już muszę iść.
– Dobrze. W której sali będziesz?
– W czwartej. Ktoś na pewno wskaże ci drogę.
Nie wątpił, że praca z Annie będzie interesującym doświadczeniem. Nie był tylko
pewien, czy uda mu się je przeżyć.
Oszołomiona Annie jak automat szła korytarzem. Wzięła dokumentację choroby,
porozmawiała z pacjentami, którzy mieli być dziś poddani zabiegom, ale cały czas myślała o
Maksie.
Nie spodziewała się, że go jeszcze kiedykolwiek zobaczy. Tymczasem zjawił się i
zamierzał tu zostać na długo. Mają razem pracować. Nagle wszystko stało się bardzo
zagmatwane.
Skręciła ku wyjściu z oddziału, ale przy drzwiach stał Max, zatopiony w pogawędce z
przełożonym pielęgniarek. Kiedy ją zobaczył, przerwał rozmowę.
– Przepraszam – powiedział do Damiena i podążył za nią. – Zmiana planu – oznajmił. –
Twój starszy kolega zawiadomił szpital, że jest chory. Mam go zastąpić. Będę miał okazję
zobaczyć, jak operujesz. Jeśli wolisz, to ja będę ci asystował, a nie odwrotnie.
Na chwilę zabrakło jej tchu. Naczelny specjalista miałby jej asystować? Właściwie to
dobrze. Jeden z przypadków może okazać się dość trudny i Annie spodziewała się, że Steve
Kelly i tak wezwałby specjalistę.
– Jasne. Każda pomoc mi się przyda – odrzekła lekkim tonem, choć z emocji czuła
ściskanie w dołku.
Tak wiele komplikacji...
Właściwie może jednak nie tak wiele. Tylko jedna, ale za to bardzo ważna. Tak ważna, że
nie wolno dać się ponieść emocjom. Zerknęła z ukosa na jego rękę. Nie zauważyła obrączki,
ale to nic nie znaczy. Wielu lekarzy nie nosi obrączek ze względów higienicznych. Ona
zawsze do operacji zdejmowała swoją, a od paru tygodni w ogóle jej nie nosiła.
Kiedy przechodzili przez drzwi i ich ramiona otarły się o siebie, poczuła lekki dreszcz.
W drodze do sali operacyjnej objaśniła mu krótko, jakie przypadki będą dzisiaj
operowane. Trudno jej było się skupić, myślała tylko o tym, że Max idzie obok niej. Czuła
lekki zapach jego skóry i mydła, który tak dobrze zapamiętała...
W zamyśleniu potknęła się, chociaż podłoga była idealnie równa. Max natychmiast
chwycił ją za ramię i pomógł odzyskać równowagę.
– W porządku? – upewnił się.
Miała ochotę zawołać, że nic nie jest w porządku, ale tyko uśmiechnęła się niemrawo.
Musi się opanować. On jest już pewnie żonaty, może nawet oczekują z żoną dziecka.
– Jak się miewa Fiona? – zapytała, żeby przypomnieć mu o jego zobowiązaniach wobec
innych. Niech przynajmniej on o nich pamięta.
– Fiona? – Uśmiechnął się zagadkowo. – Pewnie ma «c dobrze. Wyszła za mąż za
prawnika z Londynu. Od roku jej nie widziałem.
Annie ze zdumienia otworzyła szeroko oczy. Fiona wyszła za mąż za kogoś innego?
Poczuła coś na kształt nadziei, ale nie dała się ponieść wyobraźni. Nawet jeśli Max nie jest
żonaty, to co z tego? Przecież ona tak naprawdę nie jest wolna. Zresztą jeśli nie Fiona, to w
jego życiu zapewne pojawił się ktoś inny.
Nie miała czasu na takie rozważania. Otworzyła drzwi do bloku operacyjnego i weszła
energicznie do środka, uśmiechając się do wszystkich na powitanie.
– Dzień dobry. Oto nasz nowy naczelny specjalista... Nagle zdała sobie sprawę, że nie
może do końca go przedstawić, ponieważ nie zna jego nazwiska. To śmieszne. Po tym, co
między nimi zaszło!
– Williamson. Max Williamson. Miło mi was wszystkich poznać.
Uściskiem dłoni przywitał członków zespołu operacyjnego: pielęgniarki Moirę i Angie,
oraz anestezjologa Dicka. Zapanował ogólny gwar. Wszyscy żartowali i śmiali się, a Annie
miała ochotę krzyczeć albo płakać.
Co miała zrobić? Trudno jej było sobie wyobrazić, że dzień w dzień będzie z nim
pracować i nie powie mu prawdy. To nie leży w jej naturze. Kiedy jednak pomyślała o
konsekwencjach, ogarniało ją przerażenie.
– Idę się przygotować do operacji. Za dziesięć minut zaczynamy.
Dopiero gdy wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem, zdała sobie sprawę, że powiedziała
to nienaturalnie głośno i stanowczo. W sali na chwilę zaległa cisza. Uśmiechnęła się
niepewnie i szybko poszła do szatni.
Annie jest zdenerwowana i Max wcale się temu nie dziwił. Pamiętał, jak sam pierwszy
raz operował w obecności szkolącego go specjalisty. Tętno miał wtedy przyśpieszone,
oddychał płytko i szybko.
Uśmiechnął się do niej, ale uśmiech skryła chirurgiczna maska. Zresztą Annie i tak na
niego nie patrzyła. Wręcz unikała jego wzroku. Max westchnął cicho. Cóż, Annie jest
mężatką. Ich krótkie spotkanie było jedynie przelotną chwilą zapomnienia, wybojem na
prostej ścieżce jej życia. Nie mógł oczekiwać, że będzie patrzyła na niego z oddaniem,
chociaż wtedy, przez kilka godzin, tak właśnie było.
Starał się skupić uwagę na ruchach jej rąk i zauważył, że nieco drżą.
– Nie śpiesz się – powiedział cicho. – Lekkie, gładkie pociągnięcia skalpelem. Więcej
koordynacji... O, tak. Świetnie. Trochę dłuższe nacięcie. Będziesz miała więcej miejsca. Tak
lepiej. Dobrze. Następna warstwa.
Przypalił małe naczynie, a pielęgniarka osuszyła krew, by nie przysłaniała pola operacji.
Annie powoli się odprężała. Całą uwagę skupiła na pracy.
Przyznał w duchu, że jest dobra. Miała wrodzone zdolności. Będzie musiała się jeszcze
wiele nauczyć, ale miała w sobie zadatki na bardzo dobrego chirurga. Nie każdemu jest to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl