[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lang Kimberly
Tydzień w raju
Ella i Matt poznali się na weselu przyjaciół. Jako pierwszy drużba i pierwsza
druhna bawili się tak świetnie, że postanowili... spędzić razem jeszcze jeden
tydzień. Siedem słonecznych dni i pełnych żaru nocy, a potem każde z nich
pójdzie w swoją stronę...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Szlag by to trafił! - Matt prawie położył się na klaksonie, kiedy drogę zajechał mu cadillac, nie
sygnalizując manewru. Był już spóźniony na próbę ślubu. Jak tak dalej pójdzie, nie zdążę też na obiad,
pomyślał rozdrażniony.
Wyprzedził wlokące się przed nim auto, powstrzymując wulgarny gest pod adresem kierowcy. Jak to
możliwe, że zwykła podróż z Atlanty do Chicago napotyka takie trudności, zżymał się w duchu.
Wczoraj wypadło mu niespodziewane spotkanie z klientem, przez co nie zdążył na wieczorny lot.
Potem kiepska pogoda sprawiła, że odwołano lub opóźniono poranne loty. Przedarłszy się przez chaos
jednego lotniska, wylądował na drugim tak późno, że nie starczyło mu czasu nawet na prysznic.
Buchając złością, wynajął samochód i przedzierając się przez wielkomiejskie korki, zmierzał powoli
do kościoła.
Kiedy zadzwoniła komórka, Matt domyślił się, że to sprawa służbowa. W pierwszej chwili w ogóle
nie zamierzał odbierać. Był to jego pierwszy urlop od trzech lat. Jednak natrętny dźwięk w końcu go
zmógł.
10
Przez system głpśnomówiący wywarczał instrukcje dla współpracownika:
- Wprowadź wszystkie zmiany, o które proszą. Do diabła, to łatwe. Daj jeszcze umowę Darrenowi do
sprawdzenia. Tym razem musicie sobie radzić beze mnie. W poniedziałek zajrzę do poczty
elektronicznej, ale teraz już wyłączam telefon. - Wepchnął komórkę do schowka.
Już wcześniej oskarżano go o pracoholizm, ale nawet on miał swoją wytrzymałość. W końcu firma nie
zginie bez niego przez tydzień.
Parkując pod kościołem, zauważył dostawcę wnoszącego jedzenie do domu parafialnego. Przynaj-
mniej zdążyłem na obiad, pomyślał kwaśno.
Rześki, październikowy wiaterek był miłą odmianą po duchocie lotnisk, ale niósł też zapowiedź
nadciągającej zimy. Mart wysiadł z samochodu, wkładając marynarkę. Już dawno zamienił chłodne i
śnieżne zimy na bardziej słoneczny klimat i nigdy nie żałował tej decyzji.
Po wejściu do kościoła od razu zauważył Briana, pana młodego, otoczonego wianuszkiem rodziny i
szkolnych kolegów. Natychmiast zapomniał o trudach podróży, kiedy przyjaciel go dostrzegł i
radośnie do niego pomachał. Zaraz też podszedł Jason, drugi kumpel z dzieciństwa.
- Dobrze, że jesteś. Już myślałem, że nie zdążysz - oznajmił na powitanie.
- Też się bałem, że dam ciała. - Przeczesując dłonią włosy, Matt znów pożałował, że nie starczyło mu
czasu na prysznic. - Masz mój smoking?
11
- Jest u Briana.
- Dzięki. Bardzo się wściekał, że nie zdążyłem na próbę?
- Och, wcale. To Ella ziała ogniem. - Jason wskazał głową wianuszek druhen otaczający pannę młodą.
- Kto?
- Koszmar nie druhna! Na twoim miejscu zszedłbym jej z oczu. O, idzie tu - prychnął na widok
kobiety z plikiem papierów w dłoni, zmierzającej w ich stronę.
Och, to ta Ella, pomyślał Matt. Od trzech lat, czyli odkąd Brian zaczął umawiać się z Melanie, słyszał
o niej, ale jeszcze nie miał okazji jej spotkać.
- Za późno - jęknął Jason. - Ktoś musiał jej donieść, że już jesteś. To cześć! - Wtopił się w tłumek
drużbów.
Kumple z daleka machali do Matta, ale żaden nie kwapił się podejść. Już ucieczka Jasona wydała się
Mattowi dziwna, ale zachowanie pozostałych było bardzo niepokojące. Ciekawie zerknął na
osławioną Ellę, która szła ku niemu, stukając obcasami. Była niezbyt wysoka, ale miała idealną figurę.
Kiedy się poruszała, ciemne włosy muskały odkryte, alabastrowe ramiona. Błękitna sukienka ściśle
opinała cudowny biust i rozszerzając się ku dołowi, falowała przy każdym ruchu wokół kształtnych
łydek. Zdecydowanie nie wyglądała ha wiedźmę, przed którą należało się kryć. Gdy podeszła, Matt
dostrzegł jej zdenerwowanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]