[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne Mather
Surowy jedwab
(Raw Silk)
Przełożyła Anna Bieńkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Słońce właśnie zachodziło. Ostatnie promienie rzucały purpurowy blask na wiszące nad horyzontem chmury; w jego krwawym świetle mieniły się złowrogim fioletem, przydającym widowisku dodatkowej posępności.
To wrażenie doskonale odzwierciedlało nastrój Olivera, który, z rękami wbitymi w kieszenie, stał nieruchomo przy oknie, zapatrzony w roztaczający się przed nim widok. Okalające półwysep Tsim Sha Tsui wzgórza łagodnie opadały w dół, odsłaniając linię nadbrzeża. Na tle wody wzbijały się w niebo zapierające dech, zbudowane ze stali i szkła, nowoczesne wieżowce Hongkongu. Komuś innemu ten obraz wydałby się zachwycający, ale pochłonięty swoimi myślami Oliver nawet go nie zauważał.
– Ależ musisz ze mną pojechać!
Już od dobrej godziny Rose Chen nie przestawała go namawiać, uparcie powtarzając, że za nic nie zdecyduje się na podróż do Anglii bez niego. W tej na pozór kruchej dziewczynie kryło się tyle stanowczości! Daremnie próbował przekonać ją, że nie ma innego wyjścia.
– Ale dlaczego? – chyba dziesiąty raz zadał to samo pytanie. – Rose, przecież nie jesteś dzieckiem. Nie muszę prowadzić cię za rękę. Dasz sobie radę.
– Właśnie że musisz! – wykrzyknęła, podrywając się z szerokiego, nakrytego orientalną narzutą łoża. Obejmując go mocno, przywarła do niego, przytulając policzek do jego pleców, a stopą uwodzicielsko gładząc go po udzie. – Kochanie, przecież wiesz, że nigdy nie byłam w Londynie. A ty byłeś. Musisz ze mną jechać. Nie będę tam mile widzianym gościem. Potrzebuję twojego wsparcia.
Próbowała go zmiękczyć, ale pozostał niewzruszony na jej wdzięki. A tak łatwo byłoby ulec! Czuł żar bijący od przytulonej do niego dziewczyny, jej kruche, kuszące ciało okryte było jedynie delikatnym jedwabiem.
Nie dał się sprowokować. Zresztą świetnie wiedział, że Rose Chen nie jest taka bezradna, za jaką chciała uchodzić. Zwłaszcza w interesach Chinka potrafiła być bezwzględna. Z pewnością doskonale poradzi sobie bez niego.
Nie Chinka, poprawił się w myśli. W połowie jest Angielką. W przekonaniu brytyjskiego rządu była kochanką Jamesa Hastingsa. Zupełnie niespodziewanie wyszło na jaw, że łączyła ich zupełnie inna więź – okazało się, iż była jego nieślubną córką. Ta niespodziewana rewelacja wszystko postawiła w zupełnie innym świetle...
– Dasz sobie radę – zapewnił ją, odsuwając obejmującą go dziewczynę, zdecydowany nie ulec jej czarom.
– Nie chcesz mnie? – Oczy się jej zwęziły, nie poddawała się jeszcze.
Żałował poniewczasie, że sprawy z Rose zaszły tak daleko. Początkowo nawet go bawiło, że amerykańska agencja rządowa, dla której pracował, wyznaczyła mu takie zadanie. Uwiedzenie kochanki Hastingsa, głównego podejrzanego o zorganizowany handel narkotykami, miało zapewnić dostęp do niezbędnych informacji. Rose Chen ściśle współpracowała z Hastingsem. Podczas pobytów w Hongkongu Hastings zatrzymywał się w tym samym domu, w którym mieszkała Rose Chen, choć, jak się później okazało, w innym mieszkaniu. Poziom życia Rose Chen znacząco przekraczał jej dochody z pracy w firmie handlowej Hastingsa, co również przemawiało na jej niekorzyść.
Oliver doskonale nadawał się do wyznaczonej mu roli. Jako weteran z Wietnamu nie budził najmniejszych podejrzeń. Hongkong pełen był takich jak on ludzi, którzy napływali tu z całego świata, szukając ucieczki i nowych możliwości.
Kiedy tu przyjechał, nie zastanawiał się nad przyszłością. Chciał jedynie zapomnieć koszmar tej bezsensownej wojny, odsunąć w niepamięć wszystko, co przeżył. Żył z dnia na dzień, nie myśląc o jutrze, na wszystkie możliwe sposoby szukając zapomnienia i ucieczki od rzeczywistości.
Zawiódł nadzieje rodziny, nie powracając do Stanów. Nie mógł tego zrobić. Nie czuł się na siłach wrócić do miasteczka Maple Falls, gdzie życie toczyło się tak prosto i spokojnie. Jego umysł nie wyzwolił się jeszcze z piekła dżungli, rozbrzmiewającej jękiem niewinnych ofiar.
Jak na ironię to właśnie wojsko wyciągnęło go z dna, na które powoli zaczął się staczać. Jego dawny pułkownik, Archibald Lightfoot, wziął go z ulicy, gdzie zamieszkał, kiedy skończyły się pieniądze, i ulokował go w szpitalu. Tam przeszedł gruntowną rehabilitację. Wyleczony na ciele i umyśle, na krótko pojechał do rodzinnego miasteczka, ale zamiast zostać najmłodszym prokuratorem okręgowym w Wirginii, skuszony propozycjami pułkownika, wrócił do Hongkongu.
Rodzina przyjęła tę decyzję z rozczarowaniem. Ojciec, były prokurator, a obecnie sędzia Sądu Najwyższego, spodziewał się, że najstarszy syn pójdzie w jego ślady. Reszta rodzeństwa już znalazła swoje miejsce w życiu, pozakładała rodziny. Wszyscy wybrali zawody związane z prawem. Tylko Oliver od nich odstawał. I teraz ponownie ich zawiódł.
Finansowo powodziło mu się jednak całkiem nieźle.
Pracował dla rządu Hongkongu i dla amerykańskiej agencji zwalczającej handel narkotykami. Z konieczności żył skromnie, ale zgromadził pokaźną sumę na koncie, miał również luksusowy apartament w dobrej dzielnicy. Doceniano jego umiejętności. Poza tym miła była świadomość, że w razie powrotu do Stanów, nawiązane kontakty zaowocują propozycjami satysfakcjonującej pracy.
Rose Chen oczywiście nie miała o tym pojęcia. Utrzymywał ją w przekonaniu, że prowadzi nie do końca legalne interesy, z których czerpie niezłe profity. Umiejętnie potwierdzał tę opinię, jedynie zdawkowo napomykając o swoich sprawach. Zależało mu, by Rose i James Hastings uważali, że łatwo go przekupić.
Ale teraz, kiedy stał zapatrzony w miasto rozbłyskujące światłami neonów, zmieniające wraz z zapadnięciem zmroku swoje oblicze, jego myśli błądziły gdzie indziej.
– Nie pojadę do Londynu – oświadczył spokojnie, wyswobadzając się z jej uścisku. – Mogę cię odwieźć na lotnisko, ale nic więcej.
Rose Chen wydęła usta pociągnięte różową szminką.
– Suntong mnie odwiezie – ucięła.
– Nie wątpię. – Zastanowił go władczy ton, jakim mówiła o kierowcy swego ojca. – W takim razie... – rozłożył ręce. – Kiedy zamierzasz wyjechać?
– Niedługo.
Patrzyła na niego z nieskrywaną wrogością. Rzadko zdarzało się jej nie dostać tego, czego chciała. Zależało jej na nim. Zależało tak bardzo, że nie cofała się nawet przed narażeniem Hastingsa.
O tym, że Hastings był jej ojcem, dowiedziała się dopiero po jego śmierci. W testamencie przyznał się do nieślubnej córki i zapisał wszystko jej i prawowitemu synowi. Przypadało im po połowie majątku.
Proszę cię, pojedź ze mną. Nie mogę się jeszcze z tego wszystkiego otrząsnąć. Jay–Jay nigdy nawet nie wspomniał, że... że jest moim... – urwała, załamała ręce. – Nie zdajesz sobie sprawy, co to dla mnie znaczy. Gdybym tylko wiedziała...
Zbiła go z tropu. Znał ją i wiedział, jak bardzo potrafi być uparta. W dodatku patrzyła na niego w taki sposób...
– A co ja miałbym tam robić, kiedy ty będziesz zajęta swoją nową rodziną? – zapytał miękko, zastanawiając się w duchu, jak do tego pomysłu odniósłby się pułkownik Archibald Lightfoot.
– Pojedziesz? – Oczy jej rozbłysły. Podbiegła ku niemu. – Och, Lee...
– Tego nie powiedziałem – powstrzymał ją, unosząc rękę w górę. – Ciekawy tylko byłem, jak byś mnie im przedstawiła. Prawdę mówiąc, wątpię, by twój brat ucieszył się na widok intruza.
– Chcesz powiedzieć: kolejnego intruza – parsknęła ze złością. – Nie obchodzi mnie, co sobie myśli ten Robert. Nawet nie raczył odpowiedzieć na faks, który wysłałam, gdy tylko dowiedziałam się o śmierci Jay–Jay. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to mój ojciec. – Usta jej zadrżały.
– I tak to był dla mnie szok.
– Przypuszczam, że dla Roberta to też nie było łatwe – zamyślił się Oliver.
– Nie – sucho skwitowała dziewczyna, nie okazując ani krzty współczucia. Zastanawiała się nad czymś przez moment, ale najwyraźniej nie chciała o tym mówić. – Więc jak, pojedziesz ze mną? – popatrzyła na niego. – To dla mnie bardzo wiele znaczy. Tylko na tobie mi zależy.
– A twoja matka? – zacisnął usta.
– Ona? – skrzywiła się z pogardą. – Do tej pory nic nie obchodziłam ją, więc dlaczego ja miałabym się nią przejmować? Poza tym nigdy nie pogodziła się z tym, co robię. Nie chciała, żebym pracowała dla Jay–Jay. Teraz wiem, dlaczego.
– Czy ona wie...? – Urwał, popatrzył na nią znacząco. – Widziałaś się z nią po tym, jak dostałaś wiadomość?
– Nie. – Wsunęła dłonie w rękawy szlafroka i skrzyżowała ręce. – To nie jej sprawa. Ona go wcale nie obchodziła. Ojcu zależało tylko na mnie. Gdyby mi tylko powiedział... Gdybym tylko wiedziała...
W głębi duszy był przekonany, że Hastingsa nie obchodził nikt poza nim samym. Inaczej nie ukrywałby prawdy przed swoją córką. Przypuszczalnie chodziło mu jedynie o własną reputację. Matka Rose Chen z pewnością darzyła córkę większym uczuciem.
A sytuacja jego żony i syna w Anglii...
Ich świat legł w gruzach. Nie mieli pojęcia o istnieniu Rose Chen. A co wiedzą na temat interesów Hastingsa? Oto pytanie. I co wie Rose Chen? Jak dalece jej zaufał?
– Jasne, że z nią pojedziesz.
Pułkownik Lightfoot zdecydował bez chwili wahania. Nadarzająca się okazja była wprost wymarzona.
– A jeśli nie? – Oliver oparł się wygodnie, założył nogę na nogę. – Może nie mam ochoty jechać do Anglii? Mam inne sprawy na miejscu?
– Twoje sprawy, Lynch... – zaczął ostro pułkownik, ale szybko się opamiętał. Z Oliverem to by nic nie dało. – Daj spokój, chłopie – powiedział pojednawczo. – Przecież nie pozwolimy im się tak wymknąć. Nie wiemy do końca, co dalej dzieje się z tym w Anglii. Musimy zdobyć dowody. Inaczej nie postawimy ich przed sądem.
Oliver rozważał coś przez chwilę.
– Według ciebie Rose jest w to wciągnięta, prawda?
– A ty tak nie uważasz? – zrobił ponurą minę.
Oliver poderwał się z miejsca, zaczął przechadzać się po pokoju.
– Chyba tak.
Pułkownik popatrzył na niego posępnie.
– Ale to chyba cię nie wzrusza? – Zamilkł. – Chyba... – znów skrzywił się, jakby zmuszając się do tego pytania – chyba nie jesteś w niej zakochany, co?
Oliver spojrzał na niego szyderczo.
– Nie – odrzekł spokojnie. – Nie jestem w niej zakochany, pułkowniku. Ale nie jest mi obojętne, co ją czeka. Skoro sypiam z nią niemal pół roku, trudno, żebym nie czuł się w jakimś sensie odpowiedzialny.
Pułkownik opuścił wzrok, niecierpliwie zabębnił palcami po biurku.
– Chyba nie poczujesz się urażony, jeśli przypomnę ci, iż Rose najprawdopodobniej doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co robi? Możesz sobie wyrzucać, że ją uwiodłeś, ale ta mała ślicznotka od początku szalała za tobą.
– Wiedziałeś o tym, co? – skrzywił się Oliver.
– Słuchaj, Hastings nie miał do ciebie za grosz zaufania. Gdyby tylko mógł, zrobiłby wszystko, żeby was rozdzielić.
Oliver spochmurniał.
– Myślisz, że wiedział o nas?
– Jasne – westchnął pułkownik. – Chyba ci o tym mówiłem? – wyrwało mu się. Popatrzył na Olivera ze źle skrywanym zakłopotaniem.
– Do cholery! Nic takiego mi nie powiedziałeś! – Oliver oparł dłonie na biurku, twarz zwierzchnika miał tuż przed sobą. Na samą myśl o niebezpieczeństwie, jakie mu groziło, poczuł skurcz żołądka. – Na Boga, przecież gdyby Rose była jego kochanką, mógłbym już być na tamtym świecie!
– Daj spokój, przesadzasz – zamruczał pułkownik, ale obaj świetnie wiedzieli, jak małą wartość miało tutaj ludzkie życie. Jeśli Hastings rzeczywiście byłby tym, za kogo wówczas go uważali, to pozbycie się rywala nie nastręczało mu najmniejszych trudności.
Oliver zaklął pod nosem, zabrał ręce z biurka i wcisnął je w kieszenie. Obrzucił pułkownika ponurym spojrzeniem.
– Byłem przeznaczony na odstrzał, co? – zapytał po długim milczeniu.
Pułkownik mruknął protestująco, wstał zza biurka.
– Nie – odrzekł znużonym głosem. – Na litość boską, człowieku, gdybym sądził, że istnieje choćby najmniejsze zagrożenie, to...
– Wiedziałeś, iż Rose Chen jest córką Hastingsa?
– Podejrzewałem, że tak może być – westchnął Lightfoot. – Oliver, przykro mi, jeśli uważasz, iż powinienem wyjawić ci więcej. Ale postaw się w mojej sytuacji. Nie mogłem ryzykować, że niechcący wypsnie ci się coś, co postawi pod znakiem zapytania całą operację.
– Czyżby? – drwiąco skrzywił usta.
– Tak. – Po minie Olivera poznał, że go nie przekonał. – Chcieliśmy, żeby odkrył swoje karty – dodał z niechęcią.
– Zabijając mnie, tak?
– Nie – pośpiesznie odrzekł pułkownik. – Zrozum, istniała jakaś szansa, że Hastings spróbuje cię zwerbować.
– Zwerbować?
– Oczywiście – potwierdził skinieniem głowy. – Takie rozwiązanie samo się nasuwało. Skoro Rose, jak przypuszczamy, jest wciągnięta i jednocześnie tak zależało jej na tobie, że Hastings nie był w stanie was rozdzielić, to nie miał innego wyjścia, by zagwarantować sobie twoje milczenie.
– Liczyłeś na to, co? – wykrzyknął z niedowierzaniem Oliver. – To dlatego przydzieliłeś mnie do tego zadania! Sądzisz, że skoro raz byłem na ulicy, to już zawsze będę śmieciem, tak? Żadna strata, co?
– Nie mów tak – przerwał mu Lightfoot. – Dobrze wiesz, że uważam cię za świetnego faceta i doskonałego żołnierza. Wybrałem ciebie, bo najbardziej się do tego nadawałeś. I gdyby Hastings nie dał się nabrać, to dzisiaj byśmy nie rozmawiali.
– Nie. – Zrobił unik i ręka Lightfoota, który chciał poklepać go po plecach, trafiła w pustkę. – Zgoda, pojadę do Londynu. Tym razem zrobię, czego żądasz, ale nie szykuj dla mnie nowych zadań. Nagle poczułem, że chętnie zobaczę znów Maple Falls. I wiesz co? Nawet perspektywa stanowiska pomocnika prokuratora okręgowego nie wydaje mi się teraz taka zła. Chyba zaczynam się starzeć. A już na pewno jestem za stary, żeby dać sobą pomiatać!
ROZDZIAŁ DRUGI
– Równowaga.
– Gem. Piłka poszła na aut. Widziałam.
– Chciałabyś, co?
– Był aut.
– Nie, nie było.
Głosy rozgrywających partię tenisa bliźniaczek wyraźnie dochodziły do Fliss, siedzącej na murku okalającym staw ze złotymi rybkami. Dziewczynki zachowywały się tak, jakby niedawna śmierć ojca wcale ich nie obeszła, zastanowiła się. Chociaż właściwie miały dopiero po piętnaście lat, usprawiedliwiała je w duchu. Zresztą nikt z rodziny nie wydawał się specjalnie rozpaczać po Hastingsie. Za to nikt nie krył oburzenia i gniewu.
– No i sama powiedz, czy od tego wszystkiego nie robi się niedobrze?
Robert, jej narzeczony, zaczął bujać się na wyściełanej poduszkami ławeczce.
– Najbardziej szkoda mi twojej mamy ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]