[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROBERTA LEIGH
Nieodpowiednia Ŝona
The Wrong Kind of Wife
Tłumaczyła: Anna Bieńkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lindsey z roztargnieniem podała kasjerce kartę kredytową. Nie zwracała
uwagi na rachunek, bowiem jej myśli całkowicie pochłaniało co innego: jak
powiedzieć męŜowi, Ŝe znów musi pojechać do ParyŜa. To będzie juŜ drugi raz
w tym miesiącu, a cierpliwość Tima miała swoje granice.
Te wyjazdy wcale jej nie bawiły, ale przecieŜ nie miała wyjścia, skoro
wybrała taki zawód. Przeprowadzanie wywiadów ze sławnymi ludźmi stanowi
część jej pracy. Jeśli chciała utrzymać się w telewizji i wywalczyć sobie
pozycję, nie mogła się nie zgodzić. śeby udobruchać męŜa, wybrała do
dzisiejszej kolacji butelkę drogiego wina. Miała nadzieję, Ŝe to doceni i łatwiej
przyjmie jej wyjazd.
Obładowana zakupami z trudem otworzyła drzwi do mieszkania. JuŜ na
progu poczuła zapach spalonego tłuszczu. Westchnęła: Tim znów zabrał się za
gotowanie!
Pośpiesznie weszła do maleńkiej kuchni. Pechowy kucharz właśnie
wyrzucał do śmieci przypalone jedzenie.
– Cześć, kochanie! – Odgarnął dłonią niesforne pasemko, które zawsze
opadało mu na czoło. – Pomyślałem sobie, Ŝe dziś dla odmiany ja przyrządzę
kolację, ale chyba coś poplątałem z przepisem!
– Wolałabym, Ŝebyś gotowanie zostawił mnie – odrzekła cierpko. Była
zmęczona, głodna i zmarznięta. Z trudem powściągnęła złość. Podeszła do
zlewozmywaka. – Przygotuj mi coś do picia, a ja tymczasem to posprzątam –
powiedziała.
– Wiesz co, zjedzmy coś na mieście – pogodnie zaproponował Tim i objął
ją czule.
Przytuliła się do niego, choć zirytował ją ten pomysł. CzyŜby zapomniał,
Ŝe nie stać ich na lekkomyślne trwonienie pieniędzy?
– Nakupiłam mnóstwo jedzenia – zaoponowała.
– PrzecieŜ się nie zmarnuje. Chodź, kochanie, trochę relaksu dobrze ci
zrobi.
– W domu lepiej odpocznę. Przez cały dzień robiłam sondę uliczną.
Tim spochmurniał.
– Jestem wściekły, kiedy sobie pomyślę, Ŝe musisz marznąć na ulicy, a ja
siedzę w ciepłym biurze i się obijam.
– Nie bądź głuptasem. PrzecieŜ wiesz, Ŝe takie są początki. Muszę przez
to przejść, jeśli chcę do czegoś dojść. A ty wcale nie siedzisz bezczynnie.
Pracujesz naprawdę cięŜko!
– Jak niewolnik! Nie mogę tylko pojąć, dlaczego do tej pory jeszcze nie
wyrzucili tego Turlowa!
– UwaŜają go za wyrocznię – sucho stwierdziła Lindsey. – Ale chodzą
słuchy, Ŝe potrzymają go jeszcze najwyŜej jakiś rok. Więc jeśli umiejętnie
pograsz...
– Nie mogę nawet marzyć o jego stołku. Nie mam wystarczającego
doświadczenia, Ŝeby powierzono mi sprawy polityki w ogólnokrajowej gazecie.
– Turlow nie wziąłby cię na asystenta, gdyby nie uwaŜał, Ŝe jesteś w
stanie zająć jego miejsce. Tim, co z twoją pewnością siebie? JeŜeli...
Zamknął jej usta pocałunkiem. Choć zmęczona i zziębnięta,
odpowiedziała na jego dotyk.
– Bardzo jesteś głodna? – Wtulił twarz w szyję Ŝony, wdychając jej
zapach.
– Myślisz o jedzeniu czy moŜe o...?
– MoŜe o...
– Wolę to drugie – wyszeptała, a on wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
Kiedy byli tu razem, wszystkie dzielące ich sprawy i nieporozumienia
ulatywały w niepamięć, znów odnajdywali siebie na nowo, z tym samym
zachwytem, z niezmiennym poczuciem cudownej, doskonałej harmonii.
– Kocham cię – szepnęła Lindsey, gładząc go po plecach i przyciskając
usta do złocistych włosków na jego piersi.
Kocha mnie, mnie wybrał na swoją Ŝonę, pomyślała jeszcze i uśmiechnęła
się w radosnym uniesieniu.
Przebudziła się pierwsza. Tim leŜał na boku, obejmował ją ramieniem.
PogrąŜony we śnie wydawał się młodszy. Miał dwadzieścia sześć lat, ale często
zachowywał się tak, jakby miał znacznie mniej, przemknęło jej przez myśl. Z
poczuciem winy odsunęła tę myśl od siebie, choć w głębi duszy wiedziała, Ŝe
taka była prawda. Z wyjątkiem wieku pod kaŜdym względem była bardziej
dojrzała niŜ Tim. ChociaŜ nie było w tym nic dziwnego, skoro niemal całą
wczesną młodość spędziła w domu dziecka. Trafiła tam, kiedy w wypadku
drogowym zginęła jej matka i ojczym. Przetrwanie tych kilku lat nie było łatwe i
tylko dzięki ogromnym wysiłkom i determinacji udało się jej zdobyć
stypendium i wyrwać się stamtąd na uniwersytet.
Była wtedy taka naiwna i bezbronna. Całe szczęście, Ŝe natura przyszła
jej z pomocą. Wysoka i szczupła, z masą długich kasztanowatych włosów,
zielonymi oczami i ładnie wykrojonymi ustami, których kolor podkreślał
naturalną bladość jej cery, sprawiała wraŜenie zagorzałej feministki.
Ta jej pozorna pewność siebie zwiodła równieŜ Tima. Po ślubie Lindsey
odsunęła od siebie przeszłość – nie chciała, by przykre wspomnienia zakłócały
ich wspólne Ŝycie. Wprawdzie czasami odzywały się nieproszone, ale z uporem
starała się o nich zapomnieć.
Jakby wyczuwając jej myśli, Tim poruszył się we śnie i przyciągnął ją do
siebie. Z tkliwym wzruszeniem przytuliła się do niego, ogrzewając się jego
ciepłem. Przed oczami stanęły jej chwile, kiedy się poznali.
Było to na jakimś przyjęciu w Cambridge. Zresztą, w jakim innym
miejscu mogłoby dojść do spotkania osób pochodzących z tak róŜnych
środowisk? Tim wychował się w rodzinnej posiadłości w Somerset, znajdującej
się w pobliŜu Evebury, gdzie jego ojciec miał dochodową fabrykę.
Kiedy tylko przestąpiła próg, Tim natychmiast ruszył w jej stronę.
Pochlebiło jej, Ŝe najprzystojniejszy chłopak wyraźnie stracił dla niej głowę.
Poczuła się wtedy, jakby była jednocześnie Dalilą i Jezabel!
Nie minęła nawet godzina, a juŜ siedzieli razem w zacisznej, wytwornej
restauracji na peryferiach miasta, jednej z tych, które były poza zasięgiem
moŜliwości jej i jej znajomych. Jeszcze parę tygodni później Tim naśmiewał się
z niej, Ŝe była bardziej zainteresowana kartą dań niŜ nim!
Oczywiście to nie było prawdą. Próbowała tylko pokryć swoje zmieszanie
i niepewność, bo po raz pierwszy w Ŝyciu była w tak eleganckim miejscu, a Tim
wyraźnie czuł się tam jak u siebie. Do tej pory miała do czynienia tylko z
chłopcami z jej sfery, nie stykała się z ludźmi bogatymi.
Ale Tim był inny. Od pierwszej chwili ujął ją swoim ciepłem i
naturalnym wdziękiem. Doskonale wychowany, traktował ją jak kogoś
absolutnie wyjątkowego. I w gruncie rzeczy naprawdę tak było, bo Lindsey,
niezaleŜna i broniąca swoich racji, była zupełnie inna niŜ dziewczęta, które znał.
Wystarczyło parę dni, by oboje zakochali się w sobie po uszy. Starali się być
ciągle razem, a kaŜda chwila z dala od siebie wydawała im się czasem
straconym.
– Ty się tak wszystkim przejmujesz – powiedział kiedyś. – Kiedy jestem z
tobą, patrzę na świat twoimi oczami.
– Mój świat nie jest taki bezproblemowy jak twój.
– Wiem i boleję nad tym – przytaknął. – Tak bardzo bym chciał, Ŝebyś
zawsze była szczęśliwa, Lindsey.
TeŜ sobie tego Ŝyczyła, ale czuła, Ŝe pozostanie to tylko nieziszczalnym
marzeniem. Jedynie z Timem mogła być szczęśliwa, a nie łudziła się, Ŝe ich
znajomość przekształci się w trwały związek. Przeszła twardą szkołę i trzeźwo
patrzyła na Ŝycie. Dobrze wiedziała, Ŝe takie rzeczy zdarzają się tylko w
bajkach. Dlatego nie wierzyła własnym uszom, kiedy Tim poprosił ją o rękę.
Zgodziła się bez chwili wahania. Pobrali się zaraz po zakończeniu
studiów. Rodzice Tima wydali z tej okazji niewielkie przyjęcie, na które
zaprosili paru znajomych.
– Wielkie wesele raczej nie byłoby na miejscu – z lodowatym uśmiechem
wyjaśniła jej matka Tima. – Co innego, gdybyś miała duŜą rodzinę...
Wprawdzie nie powiedziała, Ŝe i tak rodzina Lindsey z pewnością czułaby
się tutaj obco i nieswojo i ani słowem nie wyraziła niechęci do przyszłej
synowej, ale ona od pierwszej chwili czuła, Ŝe nie została zaakceptowana. Pan
Ramsden starał się zachowywać w stosunku do niej przyjaźnie, ale był
całkowicie zdominowany przez Ŝonę. To nie nastrajało optymistycznie.
Ta świadomość działała na nią deprymująco. Cały czas bała się, Ŝe zrobi
albo powie coś, co zostanie źle odebrane. JakŜe zazdrościła wtedy męŜowi,
który z taką łatwością potrafił dostosować się do kaŜdego rozmówcy i kaŜdej
sytuacji. W towarzystwie jego znajomych była stremowana i zagubiona, bała się
zabrać głos na jakikolwiek temat.
Ale ich fizyczna bliskość przezwycięŜała wszelkie przeszkody. Uczucie,
jakim darzył ją Tim, jeszcze się pogłębiło. Łączące ich Więzy stawały się coraz
mocniejsze. Powoli Lindsey zaczęła odzyskiwać wiarę w siebie, choć mąŜ
nawet nie przeczuwał, ile dręczyło ją lęków i obaw.
Tim poruszył się, przywracając ją do rzeczywistości.
– Masz najcudowniejsze w świecie oczy – wyszeptał, patrząc na nią
rozpromieniony.
– To samo pomyślałam o twoich – roześmiała się Lindsey. Odepchnęła go
lekko, kiedy spróbował przyciągnąć ją bliŜej.
– Jeszcze ci mało? – zaŜartowała, wymykając się z jego uścisku i wstając
z łóŜka.
– Mało! Im więcej cię mam, tym bardziej cię pragnę!
– Ale jesteś nienasycony!
– Uhm. Ale przynajmniej nie tyję! – Przyglądał się, jak wkłada na siebie
szmaragdowy jedwabny szlafroczek. Zwiewna tkanina zawirowała wokół jej
zgrabnych nóg, zaciśnięty pasek podkreślił wąską talię i pełne piersi. – Brakuje
ci tylko długiej cygarniczki, Ŝeby wyglądać jak bohaterka Scotta Fitzgeralda! –
zaśmiał się, odrzucając kołdrę.
Wstał i poszedł za nią do kuchni – Nie pójdziemy do restauracji? –
zdziwił się, kiedy zobaczył, Ŝe Ŝona bierze się za przygotowywanie kolacji.
– Szkoda pieniędzy – odrzekła Lindsey, zręcznie przyrządzając sałatę i
wkładając do piekarnika bagietkę. Nuciła przy tym pod nosem. Seks z Timem
zawsze wprawiał ją w doskonały nastrój.
Przez chwilę przypatrywał się jej uwaŜnie, wreszcie zaczął nakrywać do
kolacji. Otworzył wino.
– Jak na kogoś, kto nie lubi niepotrzebnie wydawać pieniędzy –
uśmiechnął się, studiując etykietkę – to chyba ekstrawagancja? A moŜe jest
jakaś okazja?
– Nie, tylko miałam ochotę trochę nas porozpieszczać.
Z wyrazu jego twarzy wiedziała, Ŝe wino marki Australian Shiraz było
strzałem w dziesiątkę. Poczeka tylko, aŜ wypije kilka kieliszków. Dopiero wtedy
powie mu o wyjeździe.
PołoŜyła na grillu wieprzowe kotlety i wprawnie usmaŜyła omlet z
czterech jajek.
– Tim, nastaw kawę.
Pogwizdując fałszywie, Tim włączył ekspres, postawił na stół kremowo-
złote filiŜanki, prezent od jego matki. Są dokładnie takie jak ona! – pomyślała
Lindsey. Eleganckie i kruche, ale nadzwyczaj odporne, jeśli obchodzić się z
nimi ostroŜnie. Pani Ramsden zawsze miała dom pełen słuŜby i jej dwie córki i
syn byli nieźle rozpieszczeni. Z pewnością ubolewa, Ŝe biedny Tim musi sobie
sam ze wszystkim radzić i, choć nigdy tego nie powiedziała, winą za to obciąŜa
Lindsey. Odepchnęła od siebie te myśli. NałoŜyła na talerze mięso i połówki
omletu, a Tim wyjął z piecyka bagietkę i nalał wino. Jedzenie, choć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]