[ Pobierz całość w formacie PDF ]
EILEEN WILKS
Samotnik
i panna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tylko głupiec włóczy się przy takiej pogodzie, pomyślał
ponuro Seth Brogan, chłostany wiatrem i deszczem, który
zalewał oczy i wciskał się za kołnierz. Tylko wariat snuje
się w czasie burzy po górach, szukając głupiej suki, która
nie miała dość rozsądku, by siedzieć w domu, gdy nadciąg
nęła nawałnica.
Przy każdym kroku na nierównej ścieżce przemoczone
dżinsy ocierały mu skórę. Jak zawsze w czasie takich chło
dów doskwierało mu lewe udo. Tym razem wyjątkowo
paskudnie. Żeby tylko ją znaleźć, zanim zacznie się szcze
nić, bo szoruje już brzuchem o ziemię, pomyślał i zaklął,
pośliznąwszy się w błocie.
- Rocky! - krzyknął, lecz wiatr natychmiast zagłuszył
wołanie.
Nic. Spochmurniał jeszcze bardziej i zszedł na przełęcz.
Skąpym światłem latarki omiótł skalną ścieżkę, która umy
kała spod nóg, biegnąc ostro w dół. A więc był głupcem.
Nic nowego.
Obszedł dokoła głaz zwany Niedźwiedzicą i natknął się
wreszcie na uciekinierkę. Brzydki, żółty psiak znalazł tu
osłonę przed deszczem.
Gdy błyskawica przecięła niebo, Seth odebrał jakiś
ostrzegawczy sygnał. W zaroślach po prawej usłyszał ha
łas. W ciemności i podmuchach wiatru przedzierało się
przez nie coś dużego. Ledwie miał czas, by przygotować
się na spotkanie.
6
SAMOTNIK I PANNA
- Co, u diabła? - zawołał.
Gdzieś blisko uderzył piorun. Mężczyzna wyciągnął rę
ce i pochwycił jakiś kształt, który stoczył się wprost na
niego. W świetle błyskawicy zobaczył, że trzyma w ramio
nach młodą kobietę, zakrwawioną i na wpół oślepłą z prze
rażenia. Ciemna krew spływała jej po twarzy. Na dźwięk
grzmotu nieznajoma drgnęła i rzuciła się ku niemu.
Seth zamarł ze zdumienia, przez chwilę zapominając
o burzy. Dziewczyna wpadła na niego, jakby go wcale nie
spostrzegła. Pewnie była w szoku i nie widziała tak do
kładnie jego twarzy, jak on mógł obejrzeć jej zniekształco
ne strachem rysy, uświadomił sobie, bezwiednie przyciska
jąc kobietę do piersi.
Westchnęła, gdy otoczył ją ramieniem, a potem osłabła.
Mało jej nie upuścił. Nie była ciężka, lecz taka bliskość
i dotknięcie kobiecego ciała opóźniły reakcje mężczyzny.
Jedną ręką mocniej ją objął, a drugą dotknął szyi, by spraw
dzić puls. Pod zakrwawioną skórą serce biło w przyspie
szonym rytmie. Seth uznał, że nie będzie w stanie udzielić
jej należytej pomocy, dopóki nie dotrze do swojej chaty.
Tym razem potężna postura bardzo mu się przydała. Schylił
się, przerzucił dziewczynę przez ramię. Kolano od razu
ostro zaprotestowało.
- Chodź, mała - rzucił do suki, nie odwracając się
nawet.
Rocky nie zawsze reagowała na wołanie. Była przybłę
dą i choć kręciła się tu od miesiąca, nie znała go nazbyt
dobrze. Seth patrzył tylko w dół na ścieżkę, uważając, by
się nie potknąć, lecz poczuł ulgę, gdy przemoczony pies
otarł się mu o nogi.
- Dobra dziewczynka - pochwalił, choć przy tym wie
trze suka niczego nie mogła usłyszeć.
Zanim dotarli do chaty, kolano rozbolało go na dobre,
SAMOTNIK I PANNA
7
a mięśnie łydki paliły żywym ogniem. Wiedział, co to zna
czy. No, już koniec, przemówił w duchu do własnej no
gi, docierając do werandy. Jeszcze minuta, zachęcił do
ostatniego wysiłku drżące mięśnie, gdy wszedł do wnętrza
chaty.
W ciągu ostatnich paru dni nie zadbał o paliwo do gene
ratora, więc duże, pozbawione ścianek działowych pomie
szczenie było oświetlone jedynie ogniem z usytuowane
go w centrum kominka. Seth z trudem dotarł do rogu po
koju, w którym znajdowało się miejsce do spania, lecz nie
miał sił, by schylić się i ułożyć nieznajomą na wielkim
łożu. Bał się, że ugną się pod nim kolana i upadnie na
dziewczynę. Po prostu wypuścił ją z rąk na przykryty koł
drą materac.
Okropnie doskwierała mu łydka.
- Do licha! - zaklął, prostując obolałą nogę.
Zacisnął zęby z bólu. Po chwili kurcz minął. Wiedział,
że powinien rozgrzać nogę i dać jej odpocząć, lecz teraz
nie mógł sobie na to pozwolić. Pochylił się nad łóżkiem
i przyłożył palce do szyi kobiety. Puls ciągle wydawał się
przyspieszony, lecz czy aby nie słabszy?
Należało czymś okryć nieznajomą, zanim pogrąży się
w szoku. Narzucił na nią koce i pokuśtykał, by zamknąć
drzwi przed deszczem. Rocky zajęła ulubione miejsce na
chodniczku przy kominku.
- Wybacz, staruszko - zwrócił się do psa. - Ja też nie
lubię zamkniętych drzwi, ale musimy utrzymać tu ciepło
dla kogoś, kto zakrwawia właśnie moje łóżko.
Seth powiesił płaszcz i rzucił kapelusz na stolik przy
drzwiach. Zerwał przy tym tasiemkę, którą wiązał swoje
długie włosy. Mruknął coś pod nosem i nie dbając o fry
zurę, sięgnął po apteczkę oraz dwie lampy naftowe.
Jedną ustawił na stoliku przy łóżku, a drugą wyżej na
8
SAMOTNIK I PANNA
półce. Wyjął ze skrzyni dodatkowe koce i postawił aptecz
kę na podłodze. Nie pozostawało nic innego, jak zająć się
ranną. Żałował teraz, że w swoim czasie zrezygnował
z podłączenia telefonu. Nie liczył na to, że mógłby wezwać
pomoc. Deszcze na kilka dni uczyniły drogę nieprzejezdną,
a przy tej pogodzie nawet helikopter nie zdołałby dolecieć.
Można by jednak skontaktować się z lekarzem. Seth od
dawna nie udzielał nikomu pomocy.
Martwił się, że dziewczyna straciła przytomność. Mogła
popaść w śpiączkę. Jeszcze raz sprawdził puls. Ciągle był
przyspieszony, co wskazywałoby raczej na stan szoku. Ko
bieta nawet w ciepłym świetle lampy była bardzo blada.
Miała śliczną, delikatną twarz, mały nosek i wargi, które
z pewnością były piękne, gdy nabierały koloru. Seth wyjął
z apteczki odpowiedni instrument, uniósł powiekę dziew
czyny i zbadał reakcję źrenicy na światło. Drgnęła.
Nawet odcień skóry miała delikatny. Piękne, łukowato
zarysowane brwi i długie rzęsy ocieniające pobladłe poli
czki, a na głowie, sklejone deszczem i krwią, krótkie jasne
włosy.
Sprawdził drugie oko. Źrenica zareagowała.
Jeden z policzków nieznajomej pokrywała krew. Seth
zawahał się przez moment. W apteczce nie miał gumowych
rękawiczek, bo nie przypuszczał, że przyjdzie mu udzielać
pomocy komuś innemu niż sobie. Nie miał wyboru. Prze
cież nie zostawi jej bez pomocy.
Delikatnie obejrzał lewą stronę głowy nieznajomej i na
trafił na obrzmienie powyżej skroni. Zaczął zmywać krew,
by zobaczyć, gdzie jest rana. Dziewczyna poruszyła się,
lecz nie ocknęła. Znalazł kilka skaleczeń. Musiała zranić
się, gdy upadła lub otarła się o coś ostrego. Rany nie były
groźne, więc szybko zatamował krwawienie.
Ponownie sprawdził puls i ciśnienie krwi. Puls dzie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]