[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kate Hardy
Weekend z milionerem
1
PROLOG
- Więc jak ona ma na imię, Luke? - zapytał Karim, kiedy opuszczali kort
do squasha.
- Kto?
- Kobieta, która cię rozprasza. Inaczej nie mógłbym cię tak łatwo
pokonać.
- Praca - powiedział.
- Zjedz z nami kolację. Porozmawiamy o tym.
- Dzisiaj wieczorem? Tak bez zapowiedzi?
Zanim Luke miał szansę protestować, Karim już dzwonił do domu.
- Załatwione.
Luke, wiedząc, że Karim śmieje się bardziej do niego niż z niego,
taktownie uległ.
Teraz myślał tylko o znalezieniu zastępstwa dla swojej osobistej
sekretarki na czas jej urlopu macierzyńskiego. Agencja przysłała pracownika
tymczasowego, ale ta sprawa cały czas nad nim wisiała.
Musiał być cierpliwy, ale to słowo nie istniało w jego słowniku. Czekanie
doprowadzało go do szału.
Weszli do domu, kierując się prosto do kuchni. Karim pocałował żonę.
- Na litość boską. Jesteście małżeństwem już trzy
miesiące... - powiedział
Luke.
Lily zaśmiała się.
- Proszę. - Wskazała talerz kanapek.
Luke nagle zdał sobie sprawę, że zapomniał o obiedzie.
- Dzięki.
Jedzenie było wspaniałe.
2
- Fantastyczne - powiedział po pierwszym kęsie.
Skinęła głową.
- Powiesz nam, co cię gryzie? - zapytała.
Westchnął.
- Chciałbym zrozumieć, dlaczego kobiety pragną dziecka. Di nie
przestała podkreślać tego, aż do dnia, w którym zrobiła test ciążowy i... - nagle
przestał mówić, gdyż spostrzegł, że Karim i Lily spojrzeli na siebie.
- Przepraszam. To, co przed chwilą powiedziałem, oczywiście nie
dotyczy was. Naprawdę, bardzo się cieszę z waszego szczęścia.
- To dobrze - powiedział Karim. - Jeśli zamierzasz być wujkiem.
Nie miał innego wyjścia.
- Kiedy dziecko ma przyjść na świat?
- Za pół roku - odpowiedziała Lily ze śmiechem. - Naprawdę ciężko ci
przychodzi powiedzenie czegoś właściwego, prawda?
Zmierzwiła mu włosy w drodze do lodówki. Traktowała Luke'a, jakby
był jej bratem, i sprawiała, że czuł się nieswojo.
- Próbuję być miły, bo doskonale gotujesz - odciął się.
Zaśmiała się.
- Nie rób mi tego. Wiem, że jesteś Kocurkiem.
Karim śmiał się również. Przygarnął Lily i pogładził brzuch żony.
Luke też się uśmiechnął.
- Dla ciebie Lily mogę być. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale niestety masz
męża, który może nie być z tego zadowolony, więc zadowolę się tymi
pysznościami.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Lily dręczyła go dalej. - Więc
co jest nie tak? Twoja sekretarka miała poranne nudności?
3
- I obiadowe, i popołudniowe. Moje biuro to jeden wielki bałagan. Nie
przekazała wszystkiego jak należy swojemu następcy. Mam dość nieładu.
Wysłałem Di do domu, do końca ciąży.
Lily spojrzała zmartwiona.
- Luke, nie chcę się mieszać, ale... czy to jest legalne?
Luke wiedział, o co pyta.
- Di otrzymuje pełną pensję i stanowisko czeka na nią, aż zdecyduje się,
co chce robić. Ale w tej chwili nie jest zdolna do normalnej pracy. Potrzebuję
kogoś, kto uporządkuje ten bałagan, zanim ucierpią na tym moje interesy.
Lily się zamyśliła.
- Może będę mogła ci pomóc. Siostra mojej ulubionej dostawczyni
Louisy jest likwidatorem problemów biurowych.
- Kim? - zapytał Luke.
- Osobą zorganizowaną, operatywną, dobrą w porządkowaniu biurowego
bałaganu. Sara właśnie tym się zajmuje.
- Masz jej numer telefonu?
- Mam numer jej siostry - Lily zniknęła na chwilę, po czym wróciła z
wizytówką.
- Proszę.
Luke przeczytał dane na karteczce. „Fleet Organics".
- Produkują sok jabłkowy, sos vinegret i wszystko, co można uzyskać z
jabłek - wyjaśniła Lily. - Zadzwoń do Louisy, powiedz jej, że dałam ci jej
numer i zapytaj o Sarę.
- Dzięki.
- Może być zajęta - ostrzegła Lily.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]