pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

Carol Marinelli

 

Ostatni reportaż Erin

 

Rozdział 1

 

– Jestem umówiona z ekipą w poniedziałek o wpół do dziewiątej! – Erin Casey wpadła jak bomba do salonu. – Tym razem obiecują mi emisję w czasie najwyższej oglądalności. – Z impetem usiadła obok siostry. Anna zamknęła książkę i z westchnieniem rezygnacji położyła ją na stoliku.

– Kto ci to powiedział? – Jej stoicki spokój zdecydowanie kontrastował z entuzjazmem Erin.

– Dave. Ma być szefem kamerzystów. Podobno uważają, że ten reportaż to duża sprawa, no i przydzielili go mnie. Czułam, że coś się wydarzy! Mój horoskop na ten miesiąc zapowiada niepowtarzalną okazję. To na pewno ma coś wspólnego z wyborami.

Anna roześmiała się.

– Dostałaś zgodę na wywiad z premierem?

– Kto wie? Może zależy im na świeżym spojrzeniu.

– Mieliby to jak w banku. Nie przywiązuj się za bardzo do tej myśli, dopóki nie usłyszysz tego z pierwszych ust. Dobrze wiesz, w jakim tempie oni zmieniają zdanie.

– Racja – przytaknęła Erin. – Ale nie chcę całe życie robić reportaży o kolejnej aferze z dietą odchudzającą albo o nieuczciwych firmach budowlanych. W poniedziałek wszystko się wyjaśni. Co chcesz na kolację? Dzisiaj ja mam dyżur w kuchni, więc pomyślałam, że mogłybyśmy pójść do pizzerii.

– To miałaby być domowa kolacja? – zakpiła Anna. – o mnie się nie martw. Umówiłam się z Jordanem. Nie tylko tobie przydarzyło się dzisiaj coś ważnego. – Wyciągnęła przed siebie dłoń i o mało nie spadła z kanapy, ponieważ Erin jak zwykle spontanicznie rzuciła się jej na szyję.

– Zaręczyłaś się? Kiedy? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pozwalasz mi gadać o jakimś głupim programie telewizyjnym, a sama siedzisz cicho! – Podziwiała gustowny pierścionek z brylantem. – Piękny... Przepiękny. Mogę przymierzyć?

– Za duży – ostrzegła ją Anna.

Ściskając wąskie palce, aby pierścionek się nie zsunął, I nie zwracając uwagi na poobgryzane paznokcie, Erin napawała się jego pięknem.

– Kiedy Jordan ci się oświadczył?

– Dzisiaj. W przerwie na lunch przyjechał do biblioteki, więc od razu się zorientowałam, że coś jest grane. Zabrał mnie na piknik nad rzeką i niespodziewanie poprosił o rękę. Parę dni wcześniej namówił kierowniczkę biblioteki, żeby dała mi dzisiaj wolne popołudnie, więc już wszyscy o tym wiedzieli. Dziwnie się zachowywali. Przed przerwą pani Heatherton przyszła do mnie i powiedziała, żebym coś ze sobą zrobiła, na przykład poprawiła makijaż. Mówiła, że jestem bardzo blada. – Anna spoważniała. – Jordan nie bardzo wiedział, jak ma postąpić. Może powinien zapytać ciebie o zgodę?

– Nie żartuj. – Wcale nie było jej lekko na sercu.

– Ty mnie wychowałaś. Ale powiedziałam mu, że czułabyś się zakłopotana. Dzisiaj wieczorem powiemy o tym jego rodzicom. Pomyślałam, że w sobotę moglibyśmy to jakoś uczcić. Nic wielkiego. Tylko nasze dwie rodziny.

– Nie mam nic przeciwko temu. Nie wyobrażaj sobie jednak, że pozwolę ci wykręcić się skromnym ślubem.

Mamy pieniądze na porządny ślub. Postarałam się o to, kiedy... no wiesz. – Objęła Annę. – Rodzice bardzo by się ucieszyli. Wiesz o tym, prawda?

– Mam nadzieję. Jestem pewna, że polubiliby Jordana.

– Jak można go nie lubić? Jest przystojny, miły, zapowiada się na dobrego prawnika, a poza tym kochasz go. Tylko się nie rozklejaj. Chcesz się pokazać przyszłym teściom z oczami jak królik?

Anna rozpłakała się na dobre.

– Wiem, że nie było ci łatwo. Nieźle dałam ci w kość. Jestem ci bezgranicznie wdzięczna.

– Zostaw to sobie jako temat weselnego przemówienia – przerwała jej Erin. – Zacznij się szykować. Dochodzi siódma. Dobrze wiesz, jaki Jordan jest punktualny.

– Lepiej o tym nie mów. Nie wiem, jak zdołam się przyzwyczaić do mieszkania z kimś, kto sam wkłada swoje rzeczy do kosza z brudami i sprząta po sobie.

– Będziesz za mną tęsknić – rzekła Erin z uśmiechem. Nie przestając żartować, pomogła Annie ubrać się na tę okazję, nie omieszkała nawet przypomnieć jej o zabraniu inhalatora na wypadek ataku duszności. – Lepiej żebyś nie zaczęła rzęzić nad półmiskiem z homarem.

Uśmiech zniknął z jej twarzy dopiero, gdy wycałowała przyszłego szwagra, wzniosła szampanem toast za ich wspólną przyszłość i odprowadziła oboje do samochodu. Wróciwszy do ogromnego domostwa, zadumała się z kieliszkiem w dłoni, oglądając fotografie ustawione nad kominkiem. Mama i tata, uśmiechnięci, dumnie wyprostowani, przed nimi jedenastoletnia Anna, trochę onieśmielona sytuacją. Na jej twarzyczce, okolonej kruczoczarnymi lokami, maluje się brzydki cień gniewu – zwiastun zbliżającego się, wyjątkowo trudnego okresu dojrzewania.

Zdjęcie osiemnastoletniej Erin ze szczeniaczkiem w ramionach. Była wtedy tak samo chuda jak obecnie i miała bardzo podobną, wyskubaną fryzurę. Jedyną różnicą są teraz blond pasemka, które nieco urozmaicają jej nijakie kosmyki. Już dawno temu pogodziła się z myślą, że nigdy nie będą tak bujne jak włosy Anny.

Pogładziła uśmiechniętą twarz matki. Świetnie pamięta dzień, w którym przyjęto ją na studia dziennikarskie. Ojciec trzymał gazetę, w której opublikowano wyniki egzaminów. Jej wysoka średnia oznaczała, że może studiować na uniwersytecie w Melbourne. Była tego dnia bardzo szczęśliwa. Czy którekolwiek z nich, upozowanych na tle ogrodu w luksusowej rezydencji w Camberwell, przeczuwało wtedy, że dwa dni później wszystkie ich marzenia legną w gruzach? Ze Marcus i Grace Casey zginą w wypadku drogowym, a Erin i Anna zostaną sierotami?

– Ona jest szczęśliwa. Nie martwcie się – rzekła do fotografii, odstawiła ją na półkę i ruszyła do kuchni, by zajrzeć do lodówki.

W tym tygodniu to ona miała zrobić zakupy, ale oczywiście, jeszcze ich nie zrobiła. Patrzyła na podejrzanie wyglądającą włoską potrawę i sałatkę z kurczaka, którą Anna przygotowała sobie na następny dzień. Erin, która była wegetarianką, ciężko westchnęła.

– Znowu błyskawiczny makaron – rzuciła w stronę Hartleya, spasionego labradora, który drzemał w kącie.

Erin lubiła być sama. Największą przyjemność sprawiały jej chwile spokoju, gdy mogła medytować lub pisać listy do dzieci, rozsianych na całym świecie, które wspierała materialnie. Tego wieczoru jednak poczuła się osamotniona.

Cieszyła się szczęściem Anny. Ale, mimo że nienawidziła siebie za to, czasami była trochę zazdrosna. Uwielbiała swoją pracę, lecz nie wszystko układało się po jej myśli. Została reporterką lokalnego programu telewizyjnego w nadziei, że będzie to wielki przełom w jej życiu. Nikt jednak nie przewidział, że kilka tygodni po tym, jak zaczęła pracować, firma ograniczy budżet, co doprowadzi do odejścia filarów tego programu, a wraz z nimi najważniejszych tematów.

Jedyna pociecha w tym, że ograniczony budżet, a co za tym idzie mniej liczny personel, wpłyną dodatnio na jej pozycję w redakcji. W rezultacie raz wystąpiła jako reporter i raz jako współproducent. Na co dzień nadal zajmowała się tropieniem handlarzy używanymi samochodami i ujawnianiem oszustw. Jedyną częścią jej ciała, która pojawiła się na ekranie, była pupa, ponieważ pewnego razu musiała salwować się ucieczką przez płot.

Nie tylko praca wprawiała ją w melancholijny nastrój. Fakt, że Anna wychodzi za mąż i opuści ich wspólny dom, uprzytomnił jej, jak ubogie jest jej życie towarzyskie. W miarę zbliżania się do trzydziestki spostrzegła z przerażeniem, że wszyscy znajomi już z kimś się związali, niektórzy nawet mają dzieci.

Nie potrzebowała mężczyzny do dobrego samopoczucia. Była zbyt wyzwolona i niezależna, by uważać, że szczęście zależy od posiadania partnera. Ale byłoby znacznie przyjemniej mieć kogoś u swojego boku. Kogoś, czyja obecność na ślubie Anny, kiedy niewątpliwie będzie jej druhną, mogłaby zapobiec głupim uwagom w stylu: „ona już trzeci raz występuje w tej roli".

– Daj spokój – powiedziała na głos.

Nie miała nikogo i nie zanosiło się na zmianę.

– To już było – zaprotestowała, po czym ugryzła się w język. Nie może podać swoim przełożonym prawdziwych powodów swej reakcji. Szpital miejski w Melbourne łączył się ze zbyt wieloma wspomnieniami, by mogła zrobić o nim obiektywny reportaż. Na samą myśl o nim przeszywał ją zimny dreszcz. Gdyby jej szefowie wiedzieli, że to właśnie tam zmarli jej rodzice, na pewno nawet nie rozważaliby jej kandydatury.

– Od ciebie zależy, jak potraktujesz ten temat – przerwał jej rozmyślania Mark Devlet, szef działu. – Ludzie chcą wiedzieć, dlaczego tak długo czeka się na przyjęcie do szpitala, dlaczego brakuje personelu. To jest ogromny materiał. Być może poniedziałek albo wtorek byłyby lepsze, ale dyrekcja nie wyraża zgody. Jack twierdzi, że w te dwa dni pacjenci czekają wyjątkowo długo. Z kolei w sobotę mogą zdarzyć się rzeczy interesujące. Masz zrobić z tego ciekawy materiał. To nieprawda, że były już reportaże z tego szpitala. Jego dyrekcja po raz pierwszy wyraziła zgodę na obecność kamer. Jack Duncan od lat zajmuje się tym szpitalem i gdyby nie wybory, sam by się tego podjął. Musimy kuć żelazo, póki gorące, bo mogą zmienić zdanie.

Przytaknęła. Opinia oddziału nagłych wypadków szpitala miejskiego pogarszała się z dnia na dzień. Pomimo bolesnych, osobistych wspomnień Erin czuła się w dziwny sposób z nim związana. Pamiętała wrażenie spokoju, jakie ją tam ogarnęło, współczucie dyskretnie okazywane jej przez personel, szacunek, z jakim traktowano jej konających rodziców. Te elementy w istotny sposób pomogły jej przeżyć kilka następnych, smutnych miesięcy.

Żal chwycił ją za gardło na wspomnienie jednej z bardziej dramatycznych chwil: pielęgniarka poinformowała ją, że będzie musiała trochę jeszcze poczekać, aż zobaczy rodziców, ponieważ pan doktor zakłada im szwy. Potem, gdy zaprowadzono ją do nich, by się z nimi ostatecznie pożegnała, nie mogła opanować zdumienia na widok kunsztu lekarza, który dołożył wszelkich starań, aby Grace Casey wyglądała jak najlepiej.

Pod naporem wspomnień poczuła, że musi zrobić ten reportaż. Zrobić wszystko, by pokazać prawdę.

Rzuciła Markowi pewny siebie uśmiech.

– Proponuję spojrzeć na to pod zupełnie innym kątem. – Czuła, jak wzbiera w niej entuzjazm. – Telewidzów stale faszeruje się krwawymi obrazami, więc tym razem...

– Nie rezygnuj z krwawych obrazów – przerwał jej Mark. – Oni to lubią. Nie mam nic przeciwko innemu spojrzeniu. Dali nam wolną rękę, co graniczy z cudem. Zasady są te same co zawsze: pacjenci i rodzina muszą być poinformowani, że ich filmujecie, a ty musisz wyraźnie się im przedstawić.

– Będzie ze mną cała ekipa, więc nie będzie wątpliwości, że jestem reporterem.

Mark uśmiechnął się, widząc jej zapał.

– Jedyny problem to doktor Donovan. Jest szefem tego oddziału i nie znosi kamer. Musisz użyć wszystkich swoich wdzięków, ponieważ to z nim będziesz pracować. Dyrekcja życzy sobie, żebyście towarzyszyli osobie na wyższym stanowisku. Podejrzewam, że w przekonaniu, że ktoś taki nie popełni głupiego błędu na oczach telewidzów.

– Podobno to my decydujemy, co robimy?

– Ależ tak – zapewnił ją. – Po prostu będziesz na jego dyżurze.

Odetchnęła z ulgą.

– Kiedy zaczynamy?

– Zaraz. Agnes przejmie od ciebie aferę w siłowni.

Przyda jej się kilka sesji na rowerku. A ty pędź już do szpitala. Zapoznaj się z atmosferą. Donovan ma dyżur w weekend. Sfilmujemy wszystko, co się da, a w przyszłym tygodniu przejrzymy materiał. Miejmy nadzieję, że to będzie ciekawy weekend.

– Miejmy nadzieję. Chociaż nikomu nie życzę, żeby się rozchorował. – Zamknęła notes.

– Jak na reporterkę masz zbyt miękkie serce – zauważył Mark. – Wiem, że to nie to samo co wywiad z premierem, na którym tak ci zależało...

– Nieprawda. – Erin zaczerwieniła się.

– To może okazać się interesujące. Chyba nie muszę ci przypominać, że wkrótce są wybory. Taki reportaż to dynamit. Dla obu stron. I będzie pod nim twoje nazwisko.

– Nie martw się. Będzie dobrze. Nie pożałujesz, że to mnie wybrałeś.

– Nie wątpię. Wpadnę do was. Nie po to, żeby cię kontrolować... Z ciekawości. – Uśmiechnął się pojednawczo. – Ty jesteś tam szefem.

Rozłożyła ręce. Przecież i tak nie miała nic do powiedzenia.

 

Na drugim końcu miasta, w sali konferencyjnej Melbourne City Hospital, omawiano ten sam temat, lecz ze znacznie mniejszym entuzjazmem.

– Najpierw twierdzicie, że nie ma powodów do obaw, bo reportaż będzie robił doświadczony dziennikarz, więc chociaż nadal nie podoba mi się ten pomysł, zaczynam rozważać możliwość wyrażenia zgody. Teraz dowiaduję się, że ten znany dziennikarz został oddelegowany do wyborów, w związku z tym będziemy, przepraszam, ja będę miał na głowie jakiegoś młodego, bezczelnego reportera. I w tej sytuacji oczekujecie mojej zgody? – Samuel Donovan rzucił długopis na lśniący blat konferencyjnego stołu. – Wykluczone. Tony Dean nigdy by na coś takiego nie przystał.

Bruce Anderson poprawił krawat, unikając gniewnego spojrzenia swojego przedmówcy.

– Jak wiadomo, Tony Dean jest na zwolnieniu. Sam uznałeś, że nie należy zawracać mu głowy. Jeśli się nie zgodzisz, będę zmuszony skontaktować się z Tonym, który jest twoim przełożonym. – Gestem powstrzymał Samuela. – Nie mam wyboru. Dobrze wiesz, jak krytykowana jest ostatnio praca naszego szpitala. Wpuszczając telewizję, będziemy mogli pokazać ludziom trudne warunki, w jakich pracujemy, oraz może przekonać ich, że robimy również coś dobrego.

Samuel Donovan skrzywił się.

– Wierzysz, że ten dziennikarz zrobi uczciwy reportaż? Będzie wyłącznie węszył za skandalem. Nie chodzi tylko o sam szpital, ale również o pacjentów i ich rodziny. Czy pomyślałeś o konsekwencjach, jakie może mieć dla nich pokazanie ich wizyt u nas wszystkim obywatelom tego kraju?

– Reporter ma obowiązek każdego informować oraz zakaz filmowania kogokolwiek bez jego zgody.

– Przecież ci ludzie rzadko są w stanie umożliwiającym świadome wyrażanie zgody – rzekł Samuel zirytowany. – Muszę wracać na oddział. Mogę ci jedynie obiecać, że się zastanowię.

Bruce otarł czoło. Samuel nie był łatwym przeciwnikiem. Nie dość, że miał blisko dwa metry wzrostu i posturę napastnika rugby, to na dodatek znany był z zapalczywości.

– Zastanawiasz się nad tym od dawna. Kierownik produkcji zjawi się w szpitalu koło południa, więc będziesz miał okazję z nim pogadać. Ale, proszę cię, myśl racjonalnie. Lepiej ich nie zniechęcać, jeszcze zanim włączą kamery.

– Zgodziliście się na ten teatr. – Samuel Donovan pochylił się. – Jakim prawem? Nie ma nic głupszego niż ekipa telewizji. Dzisiaj przychodzi nowa grupa stażystów! Chyba zdajesz sobie sprawę, co się wtedy dzieje? – Dźgnął palcem powietrze. – Skąd miałbyś wiedzieć. Zjawiasz się tam tylko po to, żeby udzielać wywiadów, i to tylko wtedy, kiedy masz dobre wiadomości. Jeśli tobie nie wypada, sami możemy ich spławić. – Szukał argumentów, chociaż wiedział, że stoi na straconej pozycji. – Co się stanie, jeśli odmówię wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu?

– Będę zmuszony zadzwonić do Tony'ego. Jasne, że wolałbym nie mącić mu spokoju. Przeszedł nie byle jaki zawał.

– Nie udawaj, że cię to obchodzi – warknął Samuel. – Wiemy, co było przyczyną tego zawału. I jeśli nadal będziemy pracować w tych warunkach, takich zawałów będzie więcej.

– I dlatego powinniśmy wykorzystać tę okazję.

– Jeśli zrobi się z tego smród, to nie mówcie, że was nie ostrzegałem. – Samuel znacznie łagodniejszym tonem zwrócił się do sekretarki dyrektora, która starała się nie okazywać zadowolenia z faktu, że ktoś przytarł jej zwierzchnikowi nosa. – Proszę wpisać moje zastrzeżenia do sprawozdania.

Sekretarka skinęła głową, czerwieniąc się po uszy. Trudno się temu dziwić, Samuel Donovan bowiem robił wielkie wrażenie na wszystkich kobietach, mimo że nie zdawał sobie z tego sprawy. Dla niego najważniejsza była praca, a tej w tym szpitalu nigdy nie brakowało.

W drodze do budynku dyrekcji szpitala Erin starała się zapanować nad nerwowymi skurczami żołądka. W środku stanęła zdezorientowana. Tabliczki informacyjne były nieczytelne, wokół stały rusztowania, a czerwone strzałki rozchodziły się we wszystkich kierunkach. Na szczęście zbliżał się jakiś lekarz. Nie zwolnił jednak, wręcz przeciwnie, przyspieszył kroku, tak że musiała zejść mu z drogi, niemal przyparta do ściany.

– Przepraszam – rzuciła zirytowana.

Natychmiast się odwrócił, a na jego twarzy zamiast gniewu błąkał się przepraszający uśmiech.

– Przepraszam. Nie zauważyłem pani. Zamyśliłem się. Serce zabiło jej mocniej. Czy to jest on? Lekarz, który miał dyżur tej nocy, kiedy przywieziono jej rodziców, ten sam, który tak starannie pozszywał twarz jej matki? Mimo że upłynęło już dziesięć lat, tamte obrazy na zawsze pozostaną w jej pamięci. To on, na pewno. Ma teraz krótsze włosy i wydaje się spokojniejszy, ale oczy są te same. Czuła, że powinna coś powiedzieć, lecz zaatakował ją natłok obrazów.

– Czy spieszy się pan do jakiegoś okropnego wypadku? Rozbawiło go tak postawione pytanie.

– Zdaje się, że raczej uciekam przed czymś okropnym. – Przeczesał palcami ciemnoblond włosy. – Stale zapominam, że mamy remont i że korytarze zrobiły się węższe.

– Ja też się zagapiłam. Nie mogę trafić do dyrekcji.

– To tutaj.

– Właśnie widzę. Cały szpital się wali, ale fundusze na remont dyrektorskich gabinetów zawsze się znajdą.

Roześmiał się.

– Kogo pani szuka?

Wyjęła z torby karteczkę.

– Mam się zgłosić do Dorothy Farrel.

– To sekretarka dyrektora. Jest teraz na spotkaniu, które zaraz się skończy. – Zerknął na zegarek. Chyba wypada zaprowadzić tę dziewczynę na miejsce, zwłaszcza że omal jej nie przewrócił. – Pokażę pani, gdzie to jest.

– Nie trzeba, dziękuję. – Nagle zapragnęła uciec od niego. Przywoływał zbyt bolesne wspomnienia. – Proszę mi tylko pokazać, w którą stronę mam iść. Jest pan na pewno bardzo zajęty.

To prawda. Jak w każdy poniedziałek. Ale nic się nie stanie, jeśli przyjdzie parę minut później. Nie bardzo wiedział, dlaczego tak pragnie pomóc tej kobiecie, ale czuł, że jest zafascynowany jej ogromnymi oczami, nastroszoną fryzurą i delikatnymi rysami twarzy.

– Proszę iść za mną. To dla mnie żadna fatyga.

Nie miała wyboru. Szedł tak zamaszystym krokiem, że niemal za nim biegła. Weszli po schodach na ostatnie piętro. Gdy otworzył przed nią drzwi, zerknęła do środka.

– Dyrektorskie palmy i puszyste dywany... – zauważyła. – Dziękuję.

– Następnym razem radzę iść za zapachem kawy z ekspresu.

– Nie omieszkam. – Wyminęła go, by wejść do środka, ale on nie odszedł.

– Pani w sprawie pracy? – zapytał.

– Poniekąd. Jestem Erin Casey z telewizji. Mam nakręcić dokument o oddziale nagłych wypadków. – Podając mu dłoń, nie zauważyła nagłej zmiany na jego twarzy. – Z kim mam przyjemność?

– Samuel Donovan. Szef oddziału nagłych wypadków.

Zmartwiała. Chyba nie umknie bolesnym wspomnieniom.

– Z tego, co słyszałam, już mnie pan nie lubi.

Ich spojrzenia spotkały się. Samuel odniósł wrażenie, że skądś ją zna. Jednocześnie działo się z nim coś, czego nie potrafił określić, a co sprawiło, że zupełnie zapomniał, dlaczego tak ostro protestował w sprawie reportażu.

– Nie mam nic przeciwko pani. Po prostu nie podoba mi się pokazywanie w telewizji szpitala na żywo. Tu jest zbyt dużo cierpienia.

– Rozumiem. Ale nie zamierzam zrobić dobrego programu kosztem pacjentów.

– Wszyscy tak mówią.

– Z tą różnicą, że ja będę się tego trzymać.

Patrzył na nią, gdy odchodziła. Potem zamknął drzwi i ruszył na dół. Z daleka od tych nie wiadomo skąd znajomych oczu mógł nareszcie racjonalnie pomyśleć. Erin Casey jest z telewizji i ma nakręcić film. Niezależnie od jej ujmującej powierzchowności i przychylnej reakcji na jego zastrzeżenia, wszystko, co powiedział na spotkaniu, nadal go obowiązuje. Musi mieć na uwadze dobro oddziału i nie wolno mu o tym zapominać. Już za drzwiami z napisem „Tylko dla personelu" sanitariusz pchał wózek z pacjentem.

– Dobrze, że jesteś – powitała go Fay Ciarkę. – Chirurgia ręki musi poczekać. Jesteś potrzebny na reanimacji.

Gdy przebrał się z białego fartucha w plastikowy, znowu poczuł na ramionach ciężar odpowiedzialności. Jakie to dziwne, ale gdy był z tą Erin, zupełnie zapomniał o szpitalu. Tym bardziej musi mieć się na baczności.

 

Rozdział 2

 

– Reportaż będzie nosił tytuł „24 godziny na oddziale nagłych wypadków" – poinformowała zebranych w pokoju śniadaniowym. – Moim zdaniem brzmi to bardzo dobrze.

– Nie dla tych, którzy akurat zaczynają dyżur – zauważył z przekąsem Samuel, wzbudzając powszechną radość.

Śmiali się wszyscy oprócz Erin. Zebranie to miało służyć zaprezentowaniu jej zespołowi, lecz okazało się zupełnym niewypałem. Próbowała choć trochę zarazić to zamknięte grono swym entuzjazmem. Starała się być miła, lecz na każdym kroku spotykała się z obojętnym milczeniem i co najwyżej komentarzami wygłaszanymi na stronie. Wszystkiego musiała dowiedzieć się sama, nawet tego, gdzie są toalety.

Wzięła głęboki wdech, ignorując uwagę Samuela.

– Dziękuję, że wszyscy zechcieliście przyjść na to spotkanie. Kamerzyści będą od czasu do czasu wpadać na oddział, żeby ustalić ujęcia i nakręcić fragmenty materiału. Dzięki temu stopniowo oswoicie się z obecnością kamer. Czy ktoś ma pytania?

– Chciałabym mieć pewność, że na żądanie kogokolwiek z personelu wyłączycie kamery albo opuścicie pomieszczenie – rzekła przełożona pielęgniarek, Fay Ciarkę.

Erin zawahała się. Nie mogła jej spojrzeć w oczy.

– Mimo ustaleń rady nadzorczej, że ekipa ma nieograniczony dostęp, nie będziemy niczego filmować bez zgody pacjenta.

– To nie jest odpowiedź, jakiej Fay oczekuje. – Erin nie musiała się odwracać, by wiedzieć, kto wygłosił ten komentarz. – Fay pyta, czy opuścicie oddział na żądanie jej lub którejkolwiek z pielęgniarek.

– Oczywiście. Jeśli to żądanie będzie uzasadnione.

– Żądanie pielęgniarki jest zawsze uzasadnione.

– Chwileczkę. – Wyprostowała się. – Zarząd dał nam pozwolenie na filmowanie. Nie jesteśmy bandą reporterów żądnych sensacji. Czy wam się to podoba, czy nie, ekipa będzie na oddziale. Jeśli macie na tym skorzystać, musimy wypracować jakąś metodę współpracy. Jeśli każecie mi wyjść, wyjdę, ale jeśli będzie się to powtarzało na każdym kroku i bez poważniejszej przyczyny, to całe przedsięwzięcie nie ma sensu. – Rozejrzała się po zebranych, ale oni znowu unikali jej spojrzenia. – Jeśli będziecie mieli pytania, do końca dnia jestem na oddziale. Dziękuję wam jeszcze raz za to, że zechcieliście się ze mną spotkać.

– Idziemy do poczekalni – oznajmił kamerzysta Dave, gdy Erin pakowała rzeczy, a personel powoli się rozchodził.

– Zróbcie parę ujęć zegara. Jak najwięcej. Czuję, że się nam przydadzą.

– Żebyście mogli potwierdzić zarzut długiego oczekiwania na pomoc?

Ujrzała przed sobą zagniewaną twarz Samuela Donovana.

– Zanosi się na to, że ekipa spędzi tam większość czasu. Te ujęcia będą naszą jedyną pamiątką stąd. – Wszyscy oprócz Samuela już wyszli z pokoju.

– Zauważyłem, że pytanie Fay nie spodobało ci się – oznajmił spokojnym tonem, ona zaś poczuła, że powoli puszczają jej nerwy. Starała się jednak zachować opanowanie.

– Nie podoba mi się sytuacja, w której będziemy wypraszani za drzwi pod najdrobniejszym pretekstem.

– Tego Fay nie powiedziała. Ani ja. To pani tak to zinterpretowała.

– A mogłam inaczej? Wiem, że nie chciał pan wpuścić tu telewizji. Spodziewałam się problemów ze strony personelu, ale zaskoczyła mnie ta nieskrywana wrogość. Jestem tu od poniedziałku, ale gdy tylko pojawię się na horyzoncie, cichną wszystkie rozmowy. Czuję się jak trędowata.

– Można to zmienić.

– Czy to jest pana sprawka? – Uniosła brwi.

– Przyznaję się do winy – odparł bez cienia zmieszania.

– Co pan im powiedział?

– Żeby mieli się na baczności.

– Dlaczego? Przecież już pana zapewniłam, że nie zamierzam nikogo skrzywdzić.

– A dlaczego miałbym pani wierzyć?

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl