[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KRASZEWSKI JÓZEF IGNACYBAJBUZACzasy Zygmunta Trzeciego.Cykl Powieci Historycznych ObejmujšcychDzieje Polski.Częć dwudziesta trzecia cyklu.Skanował i błędy poprawił: J. Podleny.Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza,Warszawa1966.PrzedsłowieI oto lektura skończona. Co bardziej sentymentalni czytelnicy ocierajš ukradkiem łzę. Aż żal, że to już koniec. Ale bardziej niechaj żałujš ci, którzy powieci nie przeczytali w ogóle.Józef Ignacy Kraszewski ma ustalonš pozycję wród czytelników. Jest autorem znanym i lubianym, a przez to poszukiwanym w księgarniach. Nie ma biblioteczki domowej, w której nie stałoby chociaż jedno z dzieł Kraszewskiego. "Bajbuza" to jednak nie "Stara Bań", bowiem powieć ta nie jest znana szerszemu ogółowi i dlatego, podejrzewam, nawet kupiona, spełniać będzie jedynie funkcję dekoracyjnš w wielu domach. A szkoda.Kraszewski to pisarz płodny. Pracowity. O tym wiedzš wszyscy. Wielu jednak dodaje, a czyniš to na ogół intelektualici o wysublimowanym smaku estetycznym, że nie jest on pisarzem wysokiego lotu. Opinia jak najbardziej fałszywa i krzywdzšca! A oto jej skrótowa geneza. Kraszewski cały swój ogromny talent wyeksploatował do końca, nie oglšdajšc się na własny interes, sławę. Zamiast napisać dwie, trzy powieci, jak przystało na genialnego twórcę - pozostawił ich po sobie niezliczonš iloć! I w ten sposób zamiast geniuszem, stał się po prostu utrapieniem dla genialnych krytyków, którzy najchętniej wyrokujš o autorach cieniutkich ksišżek. Bo na czytanie grubych sš za leniwi. Na szczęcie Kraszewskiego czytajš ci, do których on swoje powieci adresował. I na tym polega jego nieprzemijajšcy sukces.Autor "Starej bani" wiedział dobrze o co walczy. Chciał, aby historii uczono się także i z jego ksišżek, bo ta forma podawania wiedzy jest bardziej przystępna. Był patriotš, wrażliwym na losy ojczyzny. Niepokoił go i ranił jej stan ówczesny. Nie zapominajmy, że pisał powieć w 1885 roku. Szukał przyczyn upadku Rzeczypospolitej. Chciał, jednym słowem, przez historię wychowywać. Przypominać minione dzieje i ostrzegać.Tytułem ksišżki jest po prostu nazwisko jej głównego bohatera - postaci dla wielu krytyków wymylonej, dla nas, czytelników, jak najbardziej autentycznej. Zawsze, pamiętam, przerażały mnie posłowia i różnego rodzaju wstępy, w których udowadniano niezbicie i z całš naukowš powagš, że dzieje bohaterów danej ksišżki sš fikcjš literackš. Owi krytycy, na ogół ci sami, którzy odmawiali Kraszewskiemu talentu, znajdowali szczególny rodzaj przyjemnoci w dręczeniu łatwowiernego czytelnika. Odebrać mu do końca wszelkie złudzenia. Zabiegi tego rodzaju stosowanno np. z powodzeniem w biblistyce, gdzie obwieszczano triumfalnie całemu wiatu fikcyjnoć postaci Jezusa czy apostołów.Bajbuza istniał naprawdę. Bo nie stać było ciężko chorego autora na wymylanie jego przygód i perypetii w sytuacji, kiedy dysponował ogromnym materiałem pamiętnikarsko-kronikarskim. Umiał poza tym jak nikt inny szukać i znajdować autentycznych ludzi, po których zostały mniej lub bardziej wyrane lady w dokumentach rodowych czy archiwalnych.Słowo "Bajbuza", to jak wyjania Gloger - wyraz pochodzenia tureckiego złożony z dwu członów: Baj - bogaty i buza - cielę. Czyli tłumaczšc dosłownie - bogate cielę! Jak zobaczymy sami, działanie bohatera nie miało nic wspólnego z takim okreleniem. Gdyby więc była to postać wymylona, dlaczego autor miałby jš dodatkowo obrażać? Jaki miałby w tym cel? Nazwiska nikt sobie nie wybiera, podobnie jak i losu. I dlatego pozostało takie, jakie było.Gdyby na przykład powieć o Bajbuzie napisał Żeromski - byłby on pierwszym Judymem, który wyrzeka się wszystkiego, co dla miertelnika jest najważniejsze, a więc miłoci i wygód domowych na rzecz ojczyzny i idei, którš dla niego jest walka o sprawiedliwoć i prawdę. Kraszewski nie jest taki patetyczny jak Żeromski i dlatego o jego Bajbuzie nikt nie dyskutuje tak namiętnie, jak o Judymie. Tamten wyzywa cały wiat za pomocš romantycznych gestów, ten powcišgliwie, z dystansem, jak na żołnierza przystało.Akcja powieci obejmuje lata 1596 - 1607. W trzech tomach pomiecił Kraszewski jedenacie lat wewnętrznych niesnasek, podziałów i dramatów nękajšcych nasz kraj. Odrywajšce się z wysokich szczytów drobne kamyki i fragmenty skał, przerodziły się nagle w ogromnš lawinę spadajšcš na barki takich ludzi, jak Bajbuza i Szczypior. Takich ludzi jak my. Jeszcze wymachujš szabelkami, jeszcze pokrzykujš, idš na bratobójczš walkę, ale sš to działania pozorne. Nie mogšce przynieć pożšdanych efektów. Lawina ruszyła. Czy to nie dziwne, że przewertowawszy trzy tomy powieci ani razu nie trafilimy w niej na opis uczty? Jeli nawet jada się tam i pije, to byle jak, bez staropolskiego ceremoniału. Bo nastał czas żałoby. Toczy się bitwy, walczy, cišgle walczy, od czasu do czasu wygrywa jakš potyczkę, ale nie ma radoci ze zwycięstwa, nie ma zwycięzców w sytuacji, gdy wszyscy sš pokonani. Jest król - marionetkowy, karłowaty, cichy i milczšcy, pobożny - paktujšcy dyskretnie z dworem rakuskim, żenišcy się po dwakroć z księżniczkami austriackimi, otaczajšcy się cudzoziemcami, wspomagany cudzoziemskim wojskiem. Sš senatorowie, podtrzymujšcy jego dobre samopoczucie, bo czerpiš z tego namacalne korzyci. Jest marszałek Myszkowski - rozmawiajšcy jedynie po włosku, a z drugiej strony Zamoyski odsuwany od łask, bo myli po swojemu i mie pouczać króla, co ma czynić. A potem jego duchowy następca i wychowanek Zebrzydowski, skumany z Radziwiłłem - podnoszšcy rokosz przeciwko królowi! Najnędzniejsze szlachetki omielajš się spisywać dziesištki zastrzeżeń, wniosków i postulatów, zwanych grawaminami, pod adresem króla. Cały kraj wzišł się dzielnie do spisywania owych zarzutów, liczšc na to, że sprawiedliwy król przeczyta je i rozstrzygnie po myli ogółu. Ale nic takiego nie nastšpiło. A tymczasem mocny gmach Rzeczpospolitej zaczyna chwiać się w posadach. Lawina ruszyła. I nie będzie już ratunku. Ile potrzeba jeszcze lat, żeby doczekać się rozbiorów Polski, wieloletniej niewoli, jarzma, które musiał dwigać także i Kraszewski, przebywajšc w czasie pisania "Bajbuzy" w twierdzy magdeburskiej. A może w latach 1597 - 1608 istniała ostatnia szansa uratowania kraju przed upadkiem? Włanie w tym okresie? Tylko dlaczego jej nie wykorzystano? Tyle energii, tyle sił witalnych poszło na marne. cierały się racje i poglšdy. Taktyki i sposoby wzajemnego wyprowadzania się w pole. A tymczasem gdzie tam na uboczu pozostała ojczyzna, Polska, o której zapomniano. Polska, której nie rozumiał król, Zygmunt Trzeci Waza, przybysz z dalekiej Szwecji. Nie mogła nauczyć go miłoci do tego kraju pierwsza żona, Anna Austriaczka, ani jej siostra, obie nie znajšce języka polskiego, dajšce namacalny wyraz swojej nienawici do wszystkiego, co polskie. Zygmunt byłby doskonałym królem w innym kraju i w innych czasach. W Polsce, gdzie po męsku, na wzór Chrobrego czy Jagiełły należało zasypiać z mieczem w dłoni, jego małe, delikatne ręce, bardziej przywykłe do lutni i robót jubilerskich - nie mogły udwignšć ciężaru królewskiego berła. To wtedy zaczšł się czas rozterek, rozdarcia i podziału, nawet w obrębie jednej rodziny. Brat szedł przeciwko bratu. I obu wydawało się, że czyniš szlachetnie.Uczciwy Bajbuza, zakochany w swoim Nadstyrzu, nie ma czasu na uprawę roli, na uciechy domowe, na rozrywki. Pochłaniajš go bez reszty i absorbujš te do niczego w efekcie nie prowadzšce rozgrywki i gierki polityczne. Niepokoi go i odbiera mu sen to wewnętrzne skłócenie narodu, bardziej może niż najcięższa walka z nieprzyjacielem. Tam działa pewnie, precyzyjnie i ochotnie. Tutaj nie jest przekonany do końca. Czasy panowania Zygmutna Trzeciego były czasami niełatwych decyzji i wyborów, zmuszały do okrelenia się, co dla wielu uczciwych ludzi było dramatem. Dla naszego Bajbuzy także. Chociaż on jako humanista i erudyta potrafił głęboko ukryć swoje rozterki i wštpliwoci. Staje przy Zamoyskim, i waha się. Wišże się z królem, i też nie jest do końca przekonany o słusznoci swoich racji.Losy naszego bohatera sš skromne i zwyczajne. Mieszka na odludziu, w towarzystwie wiernego druha Szczypiora, starej służki, którš kocha jak matkę, i kilku jeszcze innych przyjaciół. A obok, po sšsiedzku, mieszka piękna wdowa, księżna Teresa, do której po cichu wzdycha i która darzy go wzajemnš sympatiš. Jak bardzo chcemy, aby ci już niemłodzi, uczciwi ludzie pobrali się. Ale niestety! Do owego małżeństwa nigdy nie dojdzie. Taki bogaty, przystojny, wykształcony mężczyzna dożyje swoich dni w samotnoci. Jego całe życie to goršczkowe szukanie wyjcia z labiryntu, w którym znalazła się Polska. Obawa, stały lęk, przed popełnieniem omyłki. Każda decyzja, którš się wówczas podjęło, nie była łatwa. Król czy rokoszanie? Kto ma rację? Kraszewski bardzo dyskretnie ukazuje skutki istnienia kompleksu króla, włanie na przykładzie Bajbuzy. Powie on przecież: "Mamże ci się tłumaczyć? Dopóki to nieszczęsne rokoszowanie trwa, muszę mu służyć, bo mi go żal, a jużci królem naszym jest..." Nie dlatego mu służy, że ma rację, ale dlatego, że jest królem! Dzi okazuje się, że w sporze, który zaistniał i który skończył się braterskim przelewem krwi, najmniej racji miał włanie Zygmunt. Też jeden z bohaterów powieci. Widziany z daleka. Pokazany tajemniczo, dyskretnie. To włanie Zamoyski wprowadził go na tron, wygrywajšc batalię z Maksymilianem. Ale król odsunšł hetmana od łask, bo...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]