pdf @ download @ do ÂściÂągnięcia @ pobieranie @ ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

VIRGINIA HART

 

Zagraj tę rolę

(The perfect scoundrel)

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

– Poproszę do pełna – rzekła Evelina do mężczyzny przechadzającego się po stacji benzynowej. – Czy mógłby pan również zajrzeć pod maskę?

Wysoki, zuchwale wyglądający mężczyzna podszedł do automatu z napojami. Podśpiewywał sobie pod nosem. Sprawiał wrażenie, że dla niego ważniejszy jest wybór napoju od obsłużenia klientki. Zauważyła, że w małych miasteczkach pracowników stacji benzynowej nie obowiązywał uniform. Zamiast czystego kombinezonu z wyszytym imieniem na kieszeni, mężczyzna miał na sobie przetarte na kolanach, niebieskie płócienne spodnie, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i zniszczone kowbojskie buty. Swoim zachowaniem starał się zwrócić jej uwagę. Nie mogła zaprzeczyć, był przystojny, dobrze zbudowany. Ale w tym upale nic jej nie imponowało.

– Aj!

Poczuła kłucie w oku. Wzrok się jej zamazywał. Ponieważ w samochodzie nie działała klimatyzacja i jechała z otwartymi oknami, narażona była na wszelkie pyłki i muszki z ulicy. Kok, w który rano uczesała włosy, przypominał teraz raczej ptasie gniazdo. Na ustach pozostały tylko resztki szminki. Rozejrzała się za łazienką. Nie widziała jej ani po lewej, ani po prawej stronie. Wspaniale! Pracownik stacji nie zajął się jej samochodem ani półciężarówką stojącą na podjeździe.

– Czy jest tu łazienka? – spytała.

Wyschło jej w gardle. Jej ochrypły głos przypominał skrzek czarownicy. Ale co to za różnica. Ten mężczyzna i tak nie zasługiwał na słodki szczebiot. Pochłonięty grą na harmonijce jedynie skinął głową. Nacisnął przycisk i czekał, aż z maszyny wyskoczy wybrany napój.

– Dziękuję – rzekła.

Postanowiła nie przejmować się jego zachowaniem. Domyślała się, co czuje. Tu, w teksańskim miasteczku Fortuna, temperatura była dużo wyższa niż w Houston, z którego przyjechała. Przypomniała sobie telewizyjną reklamę. Obsługujący stację benzynową po wypiciu orzeźwiającego napoju odzyskiwał energię. Tankował benzynę, myjąc przednią szybę i jednocześnie sprawdzając stan silnika.

Znalazła łazienkę.

– Cholera – zaklęła.

Drzwi były zamknięte. Zawróciła.

– Czy mogłabym dostać klucz? – spytała.

– Wisi na ścianie po prawej stronie – wskazał, unosząc puszkę korzennego piwa. – Chyba sobie pani poradzi.

– Dziękuję – wycedziła przez zęby.

Jego niechęć stawała się nie do zniesienia. Przecież nie przywiozła ze sobą upału, no i w końcu nie ona wybierała dla niego pracę.

W poczekalni panował przyjemny chłód. Dobrze wpłynąłby na ospałego pracownika, pomyślała. Przemyła twarz zimną wodą. Uczesała włosy i przebrała się w czystą bluzkę. Odetchnęła z ulgą. Czuła się wspaniale. Oko też przestało boleć. Wypłukała z niego kurz, gdy myła twarz. Marzyła o zimnym soku pomarańczowym, wszystko zależało od maszyny.

– Niewiarygodne – szepnęła i zatrzymała się. Pracownik ciągle pił swoje piwo. Czy napełnił już jej bak? Nie, szyba także ciągle była brudna.

– Przepraszam, czy zajmie się pan moim samochodem?

– To jest stacja samoobsługowa – odrzekł, nie ruszając się z miejsca.

– Ach tak?

Dopiero teraz zauważyła szyld. Miał rację. Ale przecież nie stałaby mu się krzywda, jeśli zatankowałby jej samochód. Nagle ponownie poczuła ostry ból w oku.

– Cholera!

– Coś wpadło pani do oka?

Zadawał głupie pytania, pomyślała, to chyba oczywiste.

– Jakiś pył z ulicy. Jechałam z otwartymi oknami i...

– Proszę pozwolić... zobaczę. – Skierował się w jej stronę.

– Nie! – Zasłoniła ręką bolące oko i odwróciła się. Nie miała ochoty, żeby jakieś wielkie, kwadratowe ręce jeszcze bardziej podrażniły jej oko. – Myślę, że to nie będzie konieczne. Ale dziękuję za dobre chęci. Wystarczy, że jeszcze raz przemyję je wodą.

– Proszę się nie ruszać. – Chwycił ją za ramiona i popchnął pod ścianę.

– Proszę! Nie! – protestowała daremnie.

– To nic strasznego. – Zbliżył się. Przygryzł dolną wargę zastanawiając się, jak przystąpić do operacji.

– Oko jest wyjątkowo delikatne – próbowała go powstrzymać.

– Proszę się nie ruszać.

– Ale...

– Lepiej, żeby pani nic nie mówiła – przerwał jej.

Stał tak blisko, że widziała jego brązowe oczy. Czuła zapach męskiego potu. Mrużył oczy, jakby badał coś pod mikroskopem. Przytrzymując ją, wyjął z tylnej kieszeni spodni chusteczkę do nosa. Rogiem dotknął oka. Zrobił to tak delikatnie, że nic nie poczuła.

– Nie było żadnego kurzu. – Z triumfem poruszał wąsami.

– Czułam przecież, że mam coś w oku – rzekła zirytowana.

– To była rzęsa – pokazał jej na chusteczce.

– Dziękuję bardzo za pomoc – skinęła głową.

– Zawsze do usług. – Przyłożył rękę do czoła i zasalutował. Brakowało tylko salwy armatniej.

Przez chwilę otwierała i zamykała oczy, obawiając się, że ból znowu wróci. Jakimś cudem jego operacja się powiodła. Teraz już nie wypadało, żeby go ganiła. Wsiadła do samochodu i przekręciła kluczyk. Zawarczał motor.

– Obojętne, do którego dystrybutora podjadę?

– Proszę sobie wybrać. – Zrobił parę kroków w kierunku warsztatu i zawołał: – Harry, masz klienta!

– Harry? – Evelina zgasiła silnik z wrażenia. – To pan tu nie pracuje?

– Nie. – Uśmiechnął się figlarnie. – Tak jak pani, przyjechałem zatankować benzynę.

– Ach!

Zamarła. Obserwowała, jak wsiadał do półciężarówki. Cofnął kawałek i skręcił do wyjazdu.

– Proszę się nie martwić – rzekł i zasalutował. Kiedy zniknął jej z oczu, coś ją tknęło. Jak mogła pozwolić mu tak odjechać? Przecież był dokładnie taki, jakiego szukała.

Łysiejący mężczyzna z wyszytym imieniem Harry na kieszeni szarego kombinezonu wolno zbliżał się do niej, wycierając ręce w szmatę.

– Zatankować do pełna?

– Tak! Nie! To znaczy później! – Evelina patrzyła w stronę, gdzie zniknęła półciężarówka. Kilka litrów paliwa, które jej zostały, powinny wystarczyć. Nie mogła pozwolić, żeby jej uciekł.

ROZDZIAŁ DRUGI

 

Na pewno nie ujechał daleko, rozważała. Musi go dogonić. Ale jeśli jechał szybko? Możliwe, że mieszka poza miastem i tylko tędy przejeżdżał. Nie, zwracał się po imieniu do człowieka, pracującego na stacji. Nagle zauważyła po prawej stronie jego zielony samochód, zwolniła i zaparkowała obok. Zastanawiała się, w którym budynku może być. Weszła do kawiarni „U Calvina”. Intuicja jej nie zawiodła. Szukany przez nią mężczyzna siedział przy barze. Poza nim i ładną rudowłosą kelnerką w biało-zielonym fartuszku i czapeczce, zauważyła jeszcze troje ludzi.

– Czy mogę tu usiąść? – spytała dość głośno. Nie chciała, aby zagłuszył ją panujący gwar.

– Jeśli ma pani ochotę – odparł.

Nie okazywał żadnego zdziwienia w związku z jej przybyciem. Może przywykł, że kobiety podążają za nim. Teraz, gdy patrzyła na niego, starała się ocenić go obiektywnie. Zauważyła, że był przystojny i bardzo pociągający. Zazwyczaj nie przepadała za wąsami, ale do tego mężczyzny pasowały idealnie. Miał wysokie czoło; ciemne b...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl